Pages

środa, 28 lipca 2021

„Na jedną noc” - Kristen Callihan


Game On!

Aktualnie wydawnictwo MUZA jest chyba jednym z lepszych wydawnictw, który wypuszcza na nasz rynek romanse. Dlaczego? Bo nie wymagają od czytelników czekania nie wiadomo ile na kolejny tom, tylko chwila moment i już mamy pół cyklu wydane. Kiedy piszę opinię pierwszego tomu serii „Game On” od Kristen Callihan, mamy premierę trzeciej części i pozostaje mi jedynie bić brawo dla wydawnictwa MUZA za tempo i dbanie o czytelników.

Zamysł był prosty: zdać studia w spokoju i nie zakochać się podczas ich trwania.
Anna Jones idąc na studia, chciała skończyć je i zdecydować, co zamierza robić w swoim życiu dalej. Zakochiwanie się w Drew Baylorze, który był gwiazdą futbolu w uniwersyteckiej drużynie nie było jej zamiarem, ani nawet nie przeszło jej przez myśl. Problem w tym, że Drew rzucał jej namiętne i ciekawskie spojrzenia, które za każdym razem przyciągały ją, niczym ćmę do światła. Pewny siebie sportowiec obrał sobie na cel miłość Jones, a ta, mimo że miała możliwość wyboru i tak wpadła, jak śliwka w kompot. Wszystkie zasady, które dziewczyna obiecała sobie przed pójściem na studia wzięły w łeb, kiedy Drew Baylor stanął przed nią.
I okazał się być bardzo podobny do Anny, nawet jeżeli światło reflektorów i fleszy cały czas było za nim.

„Na jedną noc” to pierwszy tom serii „Game On”, który zasadniczo jest jedynie rozgrzewką przed kolejnymi trzema częściami i piątym tomem, który dopiero się pisze. Jest to też może nie najsłabsza, ale najspokojniejsza część serii, a przy okazji nieco za bardzo rozwlekła.

Anna Jones została porzucona przez ojca, kiedy była dzieckiem, a matka, aby zapewnić jej i sobie mężczyznę w życiu, próbowała nadgonić to spotykaniami z różnymi mężczyznami. Widząc od najmłodszych lat kolejne nieudane związki własnej rodzicielki, Anna straciła wiarę we własne szczęście. Nie polepszał tego fakt, że sama była dość zwyczajną osobą. Dziewczyna jest bowiem mocno zakompleksiona na punkcie własnego wyglądu z przeszłości, ale też i tego, jak wygląda teraz.
Z pozoru Drew Baylore wydaje się być pewnym siebie sportowcem. Panny padają mu do stóp, każda chce być tą jedyną, jednak żadna nie pragnie poznać Drew bliżej. Żadna oprócz Anny, która szybko zaczyna rozumieć, że poza, jaką Drew przyjmuje na zewnątrz jest zupełnie fałszywa, do tego co chłopak tłumi w sobie w środku.
Kiedy ta dwójka zaczyna się poznawać, szybko dostrzegają wiele podobieństw, które połączą ich zdecydowanie bardziej, niż oboje myśleli.

Wspominałam, że „Na jedną noc” jest rozwlekłe. Książka, choć ciekawa jest zdecydowanie za długa. Gdyby ją tak skrócić o sto stron, a jest z czego to byłaby bardziej konkretna, bez zapychających rozdziałów. Na szczęście następne tomy są już normalnej grubości i są bardziej zbite, że tak to ujmę. W każdym razie będziecie zadowoleni (albo już jesteście).

Pierwszy tom serii „Game On” to propozycja romansu sportowego, których ostatni zabrakło na rynku, a teraz ponownie wracają do łask. Cieszy mnie to niezmiernie, bo od dłuższego czasu mam dość mafii i powtarzalności schematów. Kristen Callihan to autorka, po którą warto sięgnąć. Jeżeli szukacie sportowej historii z ciekawym wątkiem romansu to zarówno „Na jedną noc”, jak i cała seria jest warta przeczytania.

Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.