Pages

wtorek, 18 lutego 2020

„Anioły z Lovely Lane” - Nadine Dorries


Coś innego.


Czasami samą siebie zaskakuję, kiedy sięgam po książki, na które normalnie bym nie spojrzała, ale coś, gdzieś w głębi mnie mówi „No weź spróbuj”. I próbuję. „Anioły z Lovely Lane” od Nadine Dorries są właśnie jedną z takich książek, których czytać nie zamierzałam, ale skusiłam się, bo chciałam poznać, coś nowego. W końcu do odważnych świat należy. 

Żadna z nich nie sądziła, że uda jej się dostać do szkoły pielęgniarskiej. Ale pewnego dnia, wszystkie się w niej spotkały i rozpoczęły naukę w Liverpoolu w szkole pielęgniarek przy Lovely Lane. Od początku nie było im łatwo, gdyż każda z nich pochodziła zarówno z innego środowiska społecznego, jak i z innego domu. Różnice w poglądach, z którymi musiały się spotkać stanowiły wyzwanie, z którym należało się zmierzyć, a po zadaniu kursu i rozpoczęciu praktyki w szpitalu St. Angelus, gdzie każda z nich została przydzielona do innego oddziału, okazało się, że wymarzony zawód pielęgniarki nie jest łatwą rzeczą. 
Poznajcie pięć wspaniałych dziewczyn: Cynthię, Beth, Victorię, Danę i Pammy. 

Jak wiecie, nie czytam książek obyczajowych, bo uważam je za nudne. Do „Aniołów z Lovely Lane” podchodziłam z ogromną rezerwą, bo moje uprzedzenia krzyczały, że zmęczę się czytaniem tej pozycji. Ale ten głos, o którym wspominałam na początku tej opinii kusił i powtarzał „No weź spróbuj”. Spróbowałam. Nie żałuję. Cieszę się, że mam drugi tom. Ot co!

„Anioły z Lovely Lane” zaczynają się bardzo spokojnie. Autorka opisuje prywatne życie każdej z dziewczyn w ich domach, zanim jeszcze dowiedziały się, że zostały przyjęte na kurs pielęgniarek. Te pierwsze sto stron po prostu trzeba przełknąć, niczym gorzką tabletkę, bo dopiero potem zaczyna się prawdziwa i pasjonująca przygoda. Kiedy dziewczyny zaczynają naukę przygotowującą do zawodu zaczynają się prawdziwe schody, a kiedy dziewczyny trafiają do szpitala, wtedy rozpoczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Szczególnie, że autorka postawiła na nieco kontrowersyjny temat aborcji, która w Anglii w 1953 była nielegalna. 

Nadine Dorries sama jest pielęgniarką, także wszystko, co napisała w swojej książce jest prawdziwe. Autorka świetnie rozwój medycyny i niuanse z nią związane, które działy się w 1053 roku w Anglii. Dodatkowo, nie używa w „Aniołach z Lovely Lane” słów stricte medycznych, a jeżeli są one w tekście to niżej mamy przypisy, które możemy od razu przeczytać. Muszę przyznać, że nauczyłam się paru dziwnych słów, których wcześniej nie znałam, co poniekąd mnie zaskoczyło.

Każda z naszych bohaterek to inna dusza. Wszystkie razem są zlepkiem różnych charakterów, poglądów i zachowań, przez co podczas lektury z każdą z nich przeżywamy zupełnie coś innego. Szczególny nacisk jest tu położony na Pammy, przez sytuację w jakiej dziewczyna się znalazła. Nie napiszę Wam, co to była za sytuacja, ale muszę przyznać, że autorka nie boi się poruszać ciężkich tematów w swoich książkach i nie ukrywam, lekko mnie to zaskoczyło. 

„Anioły z Lovely Lane” to naprawdę ciekawa obyczajówka. Jak przełkniemy się te pierwsze strony, które są wstępem do całej historii, otrzymujemy kawałek dobrej powieści, która może nie rwie z butów, ale nierzadko zaskakuje, a czasami wywołuje prawdziwe wzburzenie. Jest to ciepła opowieść o pięciu wspaniałych kobietach, które wspierają się wzajemnie, przyjaźnią, ale też rywalizują ze sobą. 
Naprawdę cieszę się, że posłuchałam mojego głosu z głębi i sięgnęłam po tę pozycję. Cieszę się też, że mam drugi tom całej serii, bo podejrzewam, że dopiero tutaj wszystko może się jeszcze bardziej rozkręcić. Jeżeli zatem lubicie książki obyczajowe to „Anioły z Lovely Lane” są dla Was świetnym wyborem, a jeżeli nie jesteście do nich przekonani, ale chcielibyście spróbować, to myślę, że właśnie Was namówiłam na sięgnięcie po tę pozycję. 

Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu