Pages

niedziela, 19 stycznia 2020

„Powódź” - Paweł Fleszar


Ale, że co?


Wiecie, że nie jestem fanką polskich autorów, a jak już po nich sięgam to musi mi się podobać opis książki, albo po prostu czytam kontynuację serii. Po książkę „Powódź” Pawła Fleszara sięgnęłam, bo była krótka. Tak po prostu. Nie znałam wcześniej tego autora, nie wiedziałam jakie pozycje napisał, zatem widząc dwieście stron tekstu stwierdziłam: „Ok, niech będzie”. 

Kris, a raczej Krzysztof jest żołnierzem zawodowym, ale do bohatera dużo mu brakuje. Kiedy jednak mężczyzna dowiaduje się, że jego dawny przyjaciel Jakub postanowił popełnić samobójstwo, zrzucając się z okien bloku, w którym mieszkał stwierdza, że może warto rozpocząć karierę detektywistyczną i rozwikłać zagadkę, dlaczego Kuba postanowił skończyć swoje życie. Zagadkę, którą koroner i sąd zamknęli na samobójstwie bez udziału osób trzecich.
Mężczyzna zaczyna węszyć w mieście w którym mieszkał Kuba, czyli Krakowie i z dnia na dzień znajduje coraz więcej śladów, wskazujących że to samobójstwo nie do końca było samobójstwem. 
Czy Krisowi uda się dowiedzieć prawdy o Kubie?

Muszę przyznać, że zaczynałam tę pozycję z ogromną rezerwą. Fakt, dwieście stron jestem w stanie przeczytać w krótkim czasie, ale z początku ta pozycja nie szła mi tak, jak sobie to wyobrażałam. Dopiero po jakimś czasie wciągnęłam się w nią naprawdę i chciałam dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. 

Paweł Fleszar zastosował ciekawy motyw na pokazanie dat, w których cała akcja się rozgrywa. Każdy nowy rozdział to kartka z kalendarza, do której dołączone są urywki artykułów z gazet, czy stron internetowych. Co więcej, jeżeli wciągniemy się w tekst, to zauważymy wiele wskazówek prowadzących do dalszego rozwoju fabuły. Za pierwszym razem myślałam, że to sposób autora na wyróżnienie, ale potem zaczęłam czytać między wierszami. Moi drodzy, to wszystko ma sens. 

Brakowało mi tutaj opisów. Tak wiem, zaraz mi napiszecie, że nie mogę się zdecydować z tymi opisami. To za długie, to ich brak. Chodzi o to, że tutaj, nawet kiedy była akcja, czy Kris dochodził do wniosków ważnych w swoim śledztwie, opisy były na tyle krótkie, że nijak nie dało rady się w to wciągnąć. Po prostu się przeczytało i poleciało się dalej. Ot, tyle. 
Jeżeli zaś chodzi o słownictwo i styl pisania autora, to niczego nie mogę zarzucić. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, nie ma dziwactw i nietrzymania się całości fabuły. Mamy też humor, który choć czarny, niczym smoła jest naprawdę dobrze użyty to raz. A dwa to czarny humor jest moim ulubionym. 

„Powódź” to dobry kryminał. Mamy tutaj pościgi, strzelaniny i masę tajemnic. Dodatkowo warto wspomnieć o darknecie, handlu kobietami i fali powodziowej z 2010 roku, która odwiedziła miasto Kraka. Jak na książkę polskiego autora, dziejącą się w polskiej rzeczywistości muszę stwierdzić, że czytało się to całkiem dobrze. Spodziewałam się wprawdzie czegoś innego, ale nie jestem zawiedziona tym, co dostałam. „Powódź” była miłą odskocznią od gatunków, które czytam na co dzień.