Pages

niedziela, 1 września 2019

„Mroczne Wybrzeża” - Danielle L. Jensen


Ahoj przygodo!

Kiedy zobaczyłam tę książkę po angielsku, od razu kupiłam ją na Amazonie. 
Jednak, jak starym zwyczajem bywa... zdążyła pojawić się zapowiedź polskiej wersji, zanim odnalazłam angielski ebook w otchłaniach mojego czytnika. 
Końcem końców... no wiecie. Przeczytałam po polsku, ALE! sprawdziłam zgodność z angielską wersją. 

Teriana jest drugim oficerem na statku o wdzięcznej nazwie Quincense, której kapitanem jest jej matka. Dziewczyna jest także spadkobierczynią Trumiwiratu Maarinów. Lud jej został zrodzony z morza i zna tajemnice morskich głębin, a Teriana będąca Maariną także wie o wszystkich sekretach. Nawet tych najbardziej niebezpiecznych, jak podróż do Mrocznych Wybrzeży. 
Dziewczyna, mimo szanowanej oficerskiej pozycji, dalej jest tylko siedemnastolatką, która potrzebuje typowo babskich rozmów. Ma od tego przyjaciółkę Lydię, której życie nie toczy się tak spokojnie, jak Teriany. Lydia zmuszona przez ojca do niechcianego małżeństwa pragnie uciec z domu i wpaść w wir morskiej przygody, a Teriana, aby jej pomóc łamie przykazanie swojego ludu... przykazanie, które będzie miało śmiertelne skutki. 
Marek jest zaledwie dziewiętnastolatkiem, ale w życiu osiągnął niemało. Jest dowódcą niesławnego Trzydziestego – Siódmego Legionu, który pomógł podbić Imperium Celendoru cały Wschód. Jego żołnierze są dla chłopaka, niczym prawdziwa rodzina, chociaż nie wiedzą wszystkich sekretów o swoim dowódcy. Marek zaś, zrobi wszystko, aby jego tajemnica nie wyszła na jaw, co postanawia wykorzystać jeden z senatorów Imperium, który bierze w niewolę załogę Quincense i szantażując młodego dowódcę rozkazuje im wypłynąć na morza i oceany, a za cel obrać Mroczne Wybrzeża.
Oczywiście nie po to, aby je zwiedzić, tylko aby je podbić. 

Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej zarówno fabularnie, jak i resarchowo. Tak, jak pisałam na początku specjalnie odkopałam angielską wersję, żeby sprawdzić słownictwo typowo morskie, jakie autorka użyła w swojej historii. I wiecie co? Polski przekład jest naprawdę idealny. No... prawie. Ale o tym za chwilę. 

Nie od dzisiaj wiecie, że statki i te sprawy są u mnie na porządku dziennym, a czytając książki, gdzie używane są nazwy morskiej, jestem wyjątkowo wyczulona na ich nazewnictwo. Oczywiście, można trap, nazwać drabinką po której wchodzi się na statek, tylko... po co? U Danielle L. Jensen trap to trap, a wydawnictwo Galeria Książki też nie kombinowało, jak koń pod górę i także zostawiło trap, jako trap. Brawa za ogarnięcie tematu! Zarówno dla autorki, która musiała solidnie zasięgnąć języka, ale też i dla wydawnictwa, które nie zmieniało nazw bez sensu. 

Wracając do tego „prawie”, które napisałam wyżej. Boli mnie imię Marek. No boli okrutnie. 
W angielskiej wersji mamy Marcusa i to właśnie to imię, pasuje do tego bohatera idealnie. W polskim przekładzie, mamy Marka, który od razu skojarzył mi się z Markiem z „M jak Miłość” i tą fryzurą modną w 2004, czy tam którymś roku (sprawdźcie w Google pierwsze odcinki). A najsmutniejsze jest to, że autorka napisała na samym końcu o nawiązaniu do starożytnego Rzymu, jeżeli chodzi o imiona więc wiadomo, że na porządku dziennym będzie Titus, Marcus, Julius i tak dalej. A tutaj wyskakuje nam Marek, niczym Filip z konopi i weź na poważnie tę książkę. 

„Mroczne Wybrzeża” to historia pełna szantażu, intryg, morskiej bryzy i niechcianego sojuszu, z którego zrodziła się miłość. Muszę przyznać, że Danielle L. Jensen świetnie pokierowała fabułą i nie sposób się nudzić, podczas lektury tej pozycji. Co chwilę coś się tutaj dzieje, jesteśmy wrzucani w abordaże, walki na kordelasy, sztormy, polityczne dywagacje i wiele innych rzeczy, które są napisane w sposób przystępny, a przede wszystkim, które zostały przez autorkę dodane do książki, z dokładnością wagi. Mam wrażenie, że Jensen odmierzała równe miarki dla każdego wątku, aby czytelnik nie ciągle poznawał coś nowego w fabule, a przy okazji nie nudził się przesytem, czy to polityki, czy morskich przygód. 

Zapowiedziany jest drugi tom, który ma nosić tytuł „Dark Skies” i z tego co pamiętam, ma mieć premierę w 2020 roku. Autorka napisała, że w drugim tomie nie poznamy końca historii Marcusa, ups Marka i Teriany. W „Dark Skies” będziemy mieli okazję spędzić przygodę z Lydią i Killianem, a dopiero w trzecim tomie, ponownie wrócimy do pani oficer i żołnierza, których los połączył przez szantaż. 
Zaś jeżeli chodzi o „Mroczne Wybrzeża” to zdecydowanie polecam! To jest naprawdę dobrze napisana książka z jeszcze lepszą fabułą. 

Za egzemplarz do opinii dziękuję wydawnictwu