Pages

poniedziałek, 29 lipca 2019

„Slay:Rivalry” - Laurelin Paige


Celia i jej historia.


Wiecie, że jestem fanką pióra Laurelin Paige. Kiedy wychodzi nowa książka tej autorki, czekam w boksach startowych, aby ją przeczytać. Tym razem było jednak trochę inaczej. Dostałam egzemplarz recenzencki na czytnik, ale długo nie mogłam się zabrać za tę pozycję. Pewnie dlatego, że po „Uwikłanych” moja niechęć do Celii była naprawdę duża. 
W końcu przemogłam się i... „Slay” to nowa Laurelin Paige. 

Celia chciałaby być kobietą sukcesu, jednak posiadając małą firmę i żyjąc na koszt fortuny ojca, dziewczyna nie może określać się takim mianem. Pewnego dnia spotyka się z klientem, który mocno nalegał na bezpośrednią rozmowę. Tym mężczyzną okazuje się być Edward Fasbender, który będący prezesem firmy Accelecom, którą zbudował od podstaw sam. Jest on nie tylko przystojnym Brytyjczykiem, ale też głównym wrogiem biznesowym jej ojca – Warrena Wernera, który nienawidzi go z całego serca, gdyż Edward skutecznie blokuje mu wejście na rynek europejski. Edward nie owijając w bawełnę proponuje jej małżeństwo, które obu stronom da ogromne profity. Celia będąc żoną Fasbendera zyska reputację, zaś Edward mając córkę Wernera za żonę zdobędzie w końcu też i jego firmę. 
Celia przez długi czas odmawia, aż wpada na pomysł, który da jej dwie pieczenie na jednym ogniu. 
Nie przewidziała jednak jednego.
Miłość przychodzi znienacka i nie pyta o zdanie. 

Łał, łał, łał! 
Cóż to była za książka!
Teraz żałuję, że czekałam z jej przeczytaniem tak długo. 
„Slay” to jak pisałam na początku zupełnie inna, nowa Laurelin Paige, która podoba mi się jeszcze bardziej, niż w „ Dirty Filthy Rich Men”. 
A uwierzcie mi, coś jest na rzeczy skoro moje myśli wędrują w niebezpiecznych kierunkach zostawienia Donovana Kincaida i wybrania Edwarda Fasbendera.
Taki żarcik, były takie momenty, kiedy o tym myślałam, ale jednak jestem dalej wierna Donovanowi i mam też nadzieję, że będziecie mieli okazję go poznać. 

Nie przepadałam za Celią po „Uwikłanych”, ale z drugiej strony, czy jest na sali chociaż jedna osoba, która szczerze ją lubiła? Wątpię. Wszyscy, którzy czytali historię Hudsona i Alayny wiedzą, jaką Celia potrafiła być suką i jak knuła, aby inni mieli gorzej. 
W „Slay” to ona jest tą, na którą wywierają presję inni. Edward to o dziesięć (ponad) lat starszy mężczyzna, który doskonale zna swoją wartość i wie, jak podejść Celię, aby ta zaczęła przemyślać jego propozycję i się zgodziła. To bezwzględny, apodyktyczny i twardy negocjator, który w sumie nie idzie na kompromisy, a jedynie wymaga dostosowania się do dyktowanych przez niego warunków. 
Wywarł na mnie ogromne wrażenie i muszę przyznać, że autorka naprawdę świetnie go nakresliła. 

Co do samej Celii muszę przyznać, że wiele razy było mi jej szkoda. To stanowcza kobieta, która wie czego chce, ale często gubi się w życiu i w tych momentach słabości można zrobić z nią, co tylko się pragnie. Polubiłam ją. Laurelin Paige przedstawiła ją w sposób zupełnie inny, niż znamy z „Uwikłanych”, a także wyjaśniła parę kwestii, które w serii Hudsona mnie nurtowały. 

„Slay: Rivalry” to całkiem nowa Paige. Chemia i pożądanie między bohaterami sięga granic możliwości, a nie będzie to dużym spojlerem, jeżeli napisze Wam, że na pierwsze konkretne zbliżenie między bohaterami czeka się naprawdę długo. Cała książka wchodzi jak nóż w masło i kiedy zacznie się ją czytać, to do samego końca nie można się oderwać. Jestem ciekawa, co szykuje nam Paige w kolejnych tomach, bo po TAKIM zakończeniu, jakie otrzymałam w „Slay” już sama nie wiem, co mam myśleć. Zakończenie zostawiło mnie w głębokim szoku. Was też zostawi. Polecam.