Pages

wtorek, 16 kwietnia 2019

„Jak poderwać drania. Ezekiel.” - Sara Ney


Przedstawiam Wam Pana Skałę.


Pierwszy tom o draniach, od Sary Ney okazał się być według Was i dobry, i zły. Widziałam wiele opinii na temat tej książki i w sumie to stwierdziłam, że z Ney jest jak z Tijan, albo się ją kocha, albo nienawidzi. 
Pierwszy tom, opowiadający o Sebastianie i Jameson był przyjemną lekturą, ale bez polotu. Gdybyście mnie teraz zapytali, co tam się działo to powiem Wam półsłówkami, co nieco, ale bez szału. Za wiele nie pamiętam z tej książki. 
Czy Zeke Daniels, zostanie w mojej głowie na dłużej?

Ezekiel Daniels jest uważany na Uniwersytecie Iowa za największego dupka w całej historii uczelni. Chłopak jest chamski i nieczuły, a jego słowa potrafią dotknąć do żywego, nawet jeżeli mówi je zupełnie szczerze i w dobrej wierze. Zeke należy jednak do drużyny zapaśniczej, co oznacza całą masę chętnych dziewczyn, które zdejmują majtki, zanim wejdą do jego mieszkania. Problem w tym, że Zeke, nie pozwala im zostać na noc, więcej – wyrzuca je ledwo po skończeniu łóżkowych zabaw. Jednak Daniels nie jest tak niezależny, za jakiego się uważa, gdyż jego wykładowczyni z biologii ma ochotę klasycznie go udupić i nie zaliczyć mu przedmiotu Chłopak udaje się zatem do korepetytorów, którzy pomagają w zaliczeniu przedmiotów i tym sposobem przypada mu Violet DeLuca – dziewczyna miła do porzygu i uśmiechnięta, niczym figura woskowa.
Dziewczyna z początku jest onieśmielona wielkim zawodnikiem zapasów, ale w końcu musi ulec i przyznaje się, że to ona ma uczyć Ezekiela biologii. 
Ale nie tylko na nauczaniu się kończy, gdyż oboje spotykają się ponowie w programie pomocy młodym dzieciakom. 
Czy Violet będzie w stanie przebić się przez nieczułe mury Ezekiela?
Czy Ezekiel przestanie być draniem, chociaż dla Violet?

Na starcie muszę napisać, że historia Ezekiela, na pewno jest lepsza, niż Sebastiana. Kiedy w pierwszym tomie chodziło tylko o podryw i seks, tak tutaj mamy jeszcze jakąś głębię. Ezekiel nie miał łatwego dzieciństwa, a raczej wcale go nie miał, a Violet też nie była szczęśliwą dziewczynką, która ma wszystko, czego zapragnie.

Tych dwoje jest jak ogień i woda, a ten kontrast przypomina pierwszy tom, gdzie było podobnie. Generalnie, mam wrażenie, że Sara Ney poszła na łatwiznę i napisałam na jednym schemacie wszystkie te książki, zmieniając tylko niektóre elementy. 
Tylko zastanawia mnie fakt, jaki jest sens czytania tego samego po raz kolejny? 
Zapewne sięgnę po trzeci tom, w wolnej chwili, aby przekonać się, czy i tam jest to samo, co w dwóch poprzednich pozycjach. 

Czy polubiłam bohaterów? Nie. Są mi obojętni bardziej, niż zeszłoroczny śnieg. Ani Ezekiel, ani Violet nie przypadli mi do gustu. On zgrywał pewniaka i macho, a tak naprawdę był zranionym szczeniakiem, a ona od początku była jak szara myszka, zakonnica i do samego końca tak została. Kompletnie nie rozwinięta. Mimo że wcześniej wspominałam o głębi, to tak naprawdę chodziło mi o historię bohaterów, a nie ich charaktery i ich zachowanie w fabule. Zeke jest lepszy od Sebastiana, ale dalej słaby. Nie jest to coś, czego oczekiwałam po tej pozycji i w sumie to szkoda, że Sara Ney leci na mocnych schematach, bez myślenia. 

Zanim skończę, chciałam też zwrócić uwagę na tandetną okładkę drugiego tomu. Już pierwszy mi się nie podobał z jakimś gagatkiem na okładce, a tutaj? Typ z okładki jest rozpikselowany, jakby brał za mało Rutinoscorbinu. Autentycznie, przyjrzyjcie się mu. Od samego początku byłam za innymi okładkami, a te z jednej na drugą są coraz gorsze. W sumie to nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że to najbrzydsze okładki, jakie wydawnictwo Kobiece nam zaserwowało.

„Jak poderwać drania. Ezekiel” to historia do szybkiego przeczytania i zapomnienia. O tyle dobrze, że nie ma tu pustych, nic nie wnoszących dialogów, a autorka zlitowała się nad nami i nie zaserwowała nam jakiś „wewnętrznych bogiń” i tego typu spraw. To dość prosta książka o miłości zranionego macho i niepewnej nie dziewicy, która zachowuje się jak zakonnica. Ot, tyle. 
Jako ciekawostkę, myślę, że można po tę pozycję sięgnąć. Ale, żeby się nią zachwycać, to niekoniecznie.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję