Pages

wtorek, 12 marca 2019

„The Prince” - Skye Warren

Czy każda seria musi mieć prolog?


Muszę się Wam do czegoś przyznać.
Nie przepadam za prologami, które są oddzielnymi tomami serii. Szczególnie, kiedy nie wnoszą niczego konkretnego do fabuły książki.
Skye Warren jest mistrzynią prologów. Każda jej seria jest rozdrobniona, na możliwie najdrobniejsze części. W sumie, odnoszę wrażenie, że jakby mogła to wydałaby każdy rozdział książki oddzielnie.

Po „The Prince” sięgnęłam widząc trzy pozycje tej autorki obok siebie na czytniku. Oczywiście przewracając oczami, kiedy zobaczyłam zawrotną wprost ilość siedemdziesięciu ośmiu (78) stron.
Łał. Szaleństwo.
Chociaż prolog ten mojego zdania nie zmienił o takich krótkich pozycjach, to zaciekawił mnie do tego stopnia, że jestem chętna na czytanie głównych tomów serii, czyli „The King” i „The Queen”.

Penny po rozwodzie rodziców mieszkała ze swoją matką, która pewnego dnia zaćpała się na śmierć. Dziewczynka znalazła rodzicielkę i szybko przez opiekę społeczną dostała się w ręce ojca, który wcale nie był lepszy. Na kontrolach prze opiekunów, bądź policjantów wyglądali na idealną rodzinkę mieszkającą w przyczepie kempingowej, ale tak naprawdę ojciec dziewczyny był hazardzistą, który każdego dnia zadłużał się coraz bardziej.
Pewnego dnia, wyjechał z pola kempingowego i nie wrócił.
Mała Penny, która miała zaledwie siedem lat, kilka nocy później, koło swojej przyczepy usłyszała dziwne dźwięki. Jako nierozsądna dziewczynka, która bała się tych odgłosów otworzyła przyczepę, aby sprawdzić skąd one pochodzą.
Tak spotkała tajemniczego chłopca, który zaczyna z nią rozmawiać i wypytuje o nią i jej ojca. Dziewczynka widząc pieniądze w plecaku tego chłopaka, zagaduje go rozmową, kradnie kasę i ucieka.
Wszystko, aby przeżyć.
Kilka dni później w szkole nauczycielka popycha dobrą z matematyki i liczenia w głowie Penny do rozmowy z niejakim Jonathanem Scottem, któremu źle z oczy patrzy.
Tego samego dnia wieczorem, dziewczynka spotyka chłopca, którego okradła.
Okazuje się on być synem Scotta, a na imię mu Damon.
Chłopiec pomaga Penny przeżyć, aż znika bez śladu.
Kiedy pojawia się ponownie, przypomina swojego ojca tyrana. Penny dowiaduje się, że jej ojciec ponownie ma dług u Scotta.
Tym razem jednak to ona jest kartą przetargową.

I to właśnie w ostatnim zdaniu tego prologu stwierdziłam, że chce przeczytać kolejny, pierwszy tom tej serii. Podczas czytania całego prologu na mojej twarzy można było rozczytać jedynie „WTF?”
Kompletnie nie mogłam się odnaleźć w tej historii. Tu, jakaś mała dziewczynka dosłownie z dupy, że się tak wyrażę kolokwialnie idzie na pokaz syrenek, na którym się topi, a tutaj nagle mieszka w przyczepie kempingowej i to w dodatku sama. Kto zostawia siedmiolatkę samą na ponad dwa tygodnie? I jeszcze to, że ani właściciel pola, ani nauczyciele nie zainteresowali się tym, że dziewczynka sama sobie wraca do domu i przychodzi do szkoły. No serio?

W każdym razie, „The Prince” choć jest prologiem całkowicie bez sensu, sprawiło, że zaciekawiłam się dalszymi tomami. Mam jednak nadzieję, że nie będą one tak chaotyczne, jak ta krótka pozycja, bo wtedy to szczerze będę sobie współczuć. A uwierzcie mi, zarzekałam się, że więcej nie dotknę Skye Warren, po tym prologu.

Końcem końców „The Prince”, choć krótkie to jednak przyjemne.
ALE!
Po zakończeniu tego prologu wzięłam „Trust Fund” także tej autorki.
Czytam, czytam, czytam i w mojej głowie zaczyna układać się obraz pod tytułem „Gdzieś to już czytałam”.
Wiecie co się okazało?
Autorka prolog wrzuciła do pierwszej części serii, czyli „Survival of the Richest”, które czytałam jeszcze przed premierą.

I tak się teraz zastanawiam, nad tym zabiegiem.
Po co rozdzielać prolog i pierwszy tom serii, na dwie oddzielne książki, skoro końcem końców i tak w tej pierwszej części, ten prolog jest?
Jaki jest w tym sens?
Nie widziałam jeszcze „The King”, ale dam sobie rękę uciąć, że ten cały prolog, o którym czytaliście wyżej jest tam osadzony na samym początku.
No to nie lepiej napisać książkę i po prostu ją wydać, zamiast rozdrabniać się po 78 stron i wydawać jakieś małe ebooki?
Dla mnie jest to całkowicie bez sensu, ale jak wspominałam, patrząc na dorobek autorki, Skye Warren lubi wydawać miliony krótkich książek, zamiast jedną porządną i grubą.

Zatem jeżeli jesteście ciekawi Damona Scotta i jego czaru to „The Prince” zdecydowanie Wam polecam. Historia wydaje się być ciekawa. Na pewno jej przedsmak. Chociaż dalej boli mnie to, że ten prolog jest tak krótki i oddzielny od całego tomu.