Pages

środa, 13 lutego 2019

„Star Wars Historie: Łotr 1.” - Alexander Freed


W oparciu o scenariusz.


Film „Łotr 1” miał swoją premierę na świecie 10 grudnia 2016 roku, w Polsce pięć dni później. Książka napisana przez Alexandra Freeda na podstawie filmu oraz scenariusza została wydana 20 grudnia 2016 roku za granicą, a następnie przez wydawnictwo Uroboros pojawiła się ona u nas. 
Czy jednak w tym wypadku książka okazała się być lepsza od filmu?

Jyn Erso od dziecka skazana była na ucieczkę. Jej ojciec – Galen, był wybitnym inżynierem, który wykazał się nieprzeciętną wiedzą i wykorzystał ją, aby Imperium mogło być potężniejsze od Republiki. Mężczyzna w końcu zdecydował wycofać się w cień i żyć ze swoją rodziną, jednak nie było mu to dane, gdyż Krennic Orson przybył po niego ponownie. 
Aby skończył budować swoje dzieło zwane Gwiazdą Śmierci. 
Galen chcąc, nie chcąc wrócił na służbę Imperium, a przy życiu trzymała go tylko świadomość, że jego córka jest bezpieczna u Sawa Gerrery. 
Jyn tymczasem podrosła i pożegnała się ze swoim drugim ojcem Sawem, aby podjąć własną przygodę, która szybko sprowadziła ją do więzienia. 
Skąd została uwolniona przez rebelianckich żołnierzy. Jednak nie zrobili oni tego za darmo, gdyż córka Galena Erso byłam im potrzebna, do wytropienia samego Galena.
I zniszczenia Gwiazdy Śmierci, która miała niszczyć całe planety i siać spustoszenie w galaktyce. 

Uwaga, rozpoczynam peany.
Zaczynając od początku „Łotr 1” jest według mnie najlepszym filmem ze Star Wars, jaki został wyprodukowany przez Disney. Gdybyście byli ciekawi na drugim miejscu mam „Przebudzenie Mocy”, a na ostatnim „Ostatni Jedi”. Historie „Hana Solo” nie biorę nawet pod uwagę. Film o szmuglerze był tragiczny i wcale nie uważam, że brakowało w nim Harrisona Forda. Nie. Po prostu był słaby. „Ostatni Jedi” byłby wyżej w rankingu, gdyby wyciąć z niego wątek Rose i Finna, który jest dla mnie kompletnie bez sensu. Szczególnie ten „sławny” pocałunek, który wyszedł tak niefortunnie, że tragedia. Nie wspominam nawet o tej super scenie z łosiami (nie pamiętam jak się nazywały te zwierzęta, co dowodzi, że ten wątek jest badziewiasty, bo znam świat SW, jak własną kieszeń). 
Wracając jednak do „Łotra 1”, po wyjściu z kina, byłam zachwycona jak zostało to pięknie pokazane i powiązane z „Nową Nadzieją”, czyli pierwszym filmem ze Starej Trylogii. 

Do książki zasiadłam z ogromną radością, bo chociaż film znam na pamięć to liczyłam na rozszerzenie niektórych wątków, właśnie w książce. Czy dostałam to czego chciałam? I tak, i nie. 

Ta książka, to przepisany na papier film. Z tym, że mamy tutaj więcej odczuć i myśli głównych bohaterów oraz obszerniejsze opisy, których ekranizacja nie jest w stanie nam pokazać. 
I owszem, znalazłam tutaj kilka brakujących wątków w filmie, ale były to dość błahe sprawy, które nie miały wpływu na całość i książki i filmu. Wprawne oko fana wypatrzyło także błąd, który sprawdzałam z filmem, bo chciałam upewnić się, że pamiętam lepiej, niż książka prawi. 

Muszę przyznać, że ponownie cierpiałam przy śmierci jednego z bohaterów (nie chce tutaj uprzedzać tych, którzy nie mieli do czynienia z tą książką, czy filmem), ale teraz przeżywałam to bardziej, niż podczas oglądania filmu. Chyba nigdy mi to nie przejdzie. 

Mam problem z przetłumaczeniem słynnego już tekstu „ I am one with the Force and the Force is with me”. No..., żeby wam nie skłamać to zacytuję „Silna jest Moc, Mocą jestem silny.”. Słuchajcie ja doskonale wiem, że nie tłumaczy się dosłownie, bo trochę książek po angielsku mam za sobą (tych z uniwersum SW też), ale za każdym razem, jak czytałam to zdanie bolało mnie w moich czterech literach (dosłownie). Polskie tłumaczenie nie ma tego wydźwięku w stosunku do angielskiego. Bardziej bym tu była za czymś w stylu „Jestem jednością z Mocą, Moc jest jednością ze mną”. Lepiej? Wydaje mi się, że lepiej. 

„Łotr 1” to książka, którą każdy wierzący w Ciemną i Jasną stronę Mocy powinien przeczytać, aby uzupełnić swoją gwiezdnowojenną kolekcję. To książka, która nie pokaże niczego nowego, ale pozwoli bardziej wczuć się w film, przy kolejnym oglądaniu. Całość fabuły świetnie dopełniają wiadomości przekazywane między członkami Imperium o stacji bojowej, która jest budowana i która ma zniszczyć Republikę w drobny pył. Muszę przyznać, że przyjemnie czytało mi się tę pozycję, poza kilkoma błędami. Jeżeli zatem podobnie jak ja wyznajecie religię Star Wars to lektura „Łotra 1” będzie dla Was ciekawym doświadczeniem. 

„Bez nadziei nie ma Rebelii”

Za egzemplarz serdecznie dziękuje wydawnictwu