Pages

niedziela, 24 lutego 2019

„Pride” - J.D. Hollyfield


Ach, ten Mason...


Pisałam Wam już przy okazji pierwszego tomu serii „The Elite Seven”, czyli „Lust”, że Mason i Micah są moimi ulubieńcami i to im będę kibicować. 
Jak na Micaha muszę jeszcze poczekać, tak drugi tom tej serii „Pride” zawędrował na mój czytnik dosyć niedawno i na Masona czekać nie musiałam. 
Czy jednak spełnił moje oczekiwania?

Mason Blackwell wraz ze swoją młodszą siostrą szybko został sierotą. Szybko też wpadł w poważne kłopoty, które skończyły się dwuletnią odsiadką w wiezieniu za napaść na męża kobiety, która będzie go prześladować do końca jego dni – Lillian Griffin. 
Przed końcem wyroku kobieta przychodzi do Blackwella, a ten od razu wpada w szał. Chłopak chce widzieć swoją siostrę – Evelyn, która zniknęła bez śladu i za którą siedzi w wiezieniu, gdyż została ona niesłusznie posądzona o seks z mężem Griffin. Lillian nie ma zamiaru niczego Masonowi ułatwiać i informuje go, że objęła go kuratelą. Od tej pory Mason choć nie chce, musi być wiernym psem Griffin i wykonywać wszystko, czego ta zapragnie. 
A jednym z jej pragnień jest prowadzenie tajemniczego klubu na uczelni „The Elite”, który zbudowany ma być z siedmiu członków, a każdy z nich odpowiada innemu grzechowi. Mason ma zostać Dumą, a wszyscy członkowie mają wykonywać zlecone im zadania.
Nie mija dużo czasu, jak Blackwell dostaje swoją własna sprawę – ma poznać i ujawnić sekret Megan Throne. 
Dziewczyny, z którą spędził jedną dziką noc i, która okazała się być jego nauczycielką, na uniwersytecie załatwionym przez Lillian.


Mam mieszane uczucia, co do tej książki.
Spodobał mi się pomysł i styl pisania autorki. Postać Masona jest świetnie zrobiona i tutaj tez jestem bardzo zadowolona, bo dostałam taką Dumę, jaką chciałam otrzymać. Problem w tym, że to zadanie, które dostał jest podobne (jak nie identyczne) do tego, co otrzymał Rhett z „Lust”. 
Bo widzicie... i tu, i tam, mają oni poderwać laskę, którą potem oczernią. 
Jak ten motyw będzie się powtarzać przez kolejne pięć książek to szczerze wątpię, aby te ostatnie były ciekawe. 
No i końcówka, która miała zaskakiwać, także nie powala. Trochę szkoda. Książka miała potencjał, ale został on zadeptany w zarodku.

Jeżeli chodzi o bohaterów to w sumie tylko Mason mi się podoba. Megan jest zbyt płaska, Evelyn mało co jest obecna, a Lillian... to suka. 
Cała reszta klubu oczywiście także się pojawia i to Rhett, którego już znamy jest tutaj w największym używaniu. Widać, że autorka nie do końca chce pokazywać kolejne postaci, albo też (być może) nie do końca wie, jakie one są. 
Mason spełnił moje oczekiwania, jak wspominałam wcześniej. Zdecydowanie nadaje się, aby być Dumą w klubie. Jest twardy, bezlitosny i arogancki. Miodzio!


Czy polecam „Pride”? A pewnie! Chociaż książka nie jest fenomenalna, to czyta się ją szybko i przyjemnie, a główny bohater podnosi jej ocenę. Zresztą, jak spodobało Wam się „Lust” to i „Pride” Wam się spodoba. Cały ten projekt prezentuje się naprawdę epicko, a autorki które zostały dobrane do „The Elite Seven” są (w większości) dobrane idealnie, bo ich książki samodzielne są w podobnych klimatach. I tak najbardziej czekam na tą jedną jedyną o Micah, czyli „Greed”, ale wszystkie inne ładnie się ze sobą łączą i ciągną historię do przodu. 
Chociaż na razie, o klubie są szczątkowe informacje, a „Lust” i „Pride” były raczej historiami poszczególnych członków tego sekretnego gangu. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie będzie zachowana jakaś ciągłość historii, która rozwiąże się dopiero w ostatnim tomie. 

Za ARC dziękuję autorce J.D. Hollyfield