Nowa seria, a chętnych całe tłumy.
Jest
wiele książek, które podczas czytania męczą.
Szczególnie,
jeżeli sięga się po nieznanych autorów, będąc skuszonych okładką, albo chociaż
sławnym napisem "NY (wstawcie sobie miasto, jakie chcecie) bestselling
author".
Czasami można trafić na bubla.
Albo dwa.
Albo polecajkę, kogoś sławnego, która nie jest adekwatna do treści książki.
Dzisiaj mam dla Was dwie słabe książki.
Jedna, jest po prostu słaba, w przypadku drugiej okazało się, że powinnam przeczytać poprzednią serię tej autorki, aby wdrożyć się w świat jej nowego cyklu. Mój błąd? Może i tak, chociaż niekoniecznie.
Zacznijmy zatem.
Czasami można trafić na bubla.
Albo dwa.
Albo polecajkę, kogoś sławnego, która nie jest adekwatna do treści książki.
Dzisiaj mam dla Was dwie słabe książki.
Jedna, jest po prostu słaba, w przypadku drugiej okazało się, że powinnam przeczytać poprzednią serię tej autorki, aby wdrożyć się w świat jej nowego cyklu. Mój błąd? Może i tak, chociaż niekoniecznie.
Zacznijmy zatem.
Rhythm & Blu – S.L. Jennings
Namówiona okładką, a także polecajką Amo Jones sięgnęłam po „Rhythm & Blu” od S.L. Jennings.
Do teraz nie wiem, dlaczego Amo poleca tę pozycję.
Szybki opis fabuły:
Roxanne Lee ku przerażeniu rodziców planuje karierę muzyczną. Chce tworzyć muzykę i pisać teksty. Udaje jej się dostać pracę w The Seattle Tea i jej pierwszym zadaniem jest przeprowadzić wywiad i napisać artykuł o niejakim Riotcie Blu, który... jest jej byłym facetem. Problem w tym, że praktycznie rzecz biorąc Rox razem z Riotem ( który kiedyś, przed sławą był Nathanem) nie powiedzieli sobie „Koniec z nami/ z naszym związkiem/ wal się na pysk, nie kocham cię”.
Dziewczyna pojawia się w domu Riota, gdzie spotyka swoją jedno nocną przygodę z nocy poprzedniej, kiedy to z przyjaciółką poszła na imprezę – Kaza, który jest jakby agentem Riota i jego przyjacielem. Sam Blu jest w szoku, kiedy widzi Rox, ale nie wraca do przeszłości tylko pyta o wywiad. Okazuje się bowiem, że dziewczyna ma wprowadzić się do apartamentu Riota, aby napisać jak najbardziej rzetelny artykuł o nim. Co więcej, Kaz w tym samym czasie zaplanował reality show Riota Blu, z okazji jubileuszowej płyty. Rox wpada jak śliwka w kompot. Kamery, były facet, a jakby tego było mało to pojawia się jeszcze jego nowa (stara) dziewczyna.
Opinia:
Nie wiem, jak dotrwałam do 50% tej książki.
To jest jakaś tragedia.
Płytka fabuła, bohaterowie denni i bez polotu, a język jakim napisana jest ta pozycja jest żenujący.
Ani się tego dobrze nie czyta, ani nie wciąga.
Zwyczajnie męczyłam się podczas lektury tej książki, dlatego postanowiłam (czego zwykle nie robię) rzucić ją w kąt i usunąć z czytnika.
Na pewno nie wrócę do tej autorki i do jej pozycji, jak zachwalane by nie były.
„Rhythm & Blu” jest po prostu... nudne.
Nudne.
Nudne.
Nudne.
Nic tu się nie dzieje i łowienie ryb, jest zdecydowanie bardziej fascynującym spędzaniem czasu, niż czytanie tej książki. Nie wiem, dlaczego S.L. Jennings zasłużyła na napis na okładce „Bestselling Author”, ale „Rhythm & Blu” nie zasługuje nawet na dwie gwiazdki na portalach książkowych.
Odpuśćcie sobie to i bądźcie zdrowsi.
„The Darkest Star” -
Jennifer L. Armentrout
Brzoskwinka, brzoskwinka, brzoskwinka.
Wszyscy się tak podniecaliście tym „Lucyferem”, że jak zobaczyłam okładkę nowej książki Jennifer L. Armentrout, to stwierdziłam, że też będę w modzie i przeczytam.
To przeczytałam. I choć nie mam porównania do „Lucyfera” (jeszcze), to uważam, że „The Darkest Star” jest słabe.
Szybki opis fabuły:
Siedemnastoletnia Evelyn Dasher, namówiona przez przyjaciółkę, która potrzebuje przyzwoitki, udaje się wraz z fałszywym dowodem do klubu FORETOKEN, gdzie ludzie przebywają obok obcych, których rasa zwie się Luxen(i). Po wielkiej wojnie prowadzonej między rasą ludzką, a obcą Luxeni przybyli na naszą planetę, aby ponownie odbudować swój lud, a że ich planeta jest zniszczona, to po prostu też tu mieszkają. Ojciec dziewczyny uważany jest za bohatera wojennego poległ w walce z obcymi i odznaczony został medalem o najwyższym stopniu, matka zaś pracuje na państwowym stanowisku. Wróćmy jednak do klubu. Evelyn stoi sama, kiedy Heidi wraz ze swoją randką tańczą w najlepsze. W końcu ochroniarz, który je tu wpuścił prowadzi Evie do tajemniczego chłopaka, siedzącego pewnie na kanapie – Luca. Dziewczyna od razu myśli, że chłopak jest obcym, czyli Luxenem, ale prawda przestawia się inaczej. Jego sekret pozostaje ukryty, przez długi czas.
Kiedy impreza trwa w najlepsze, do klubu wpadają policjanci, fachowo nazwani ART officers, którzy wyłapują niezarejestrowanych obcych. Ci, bowiem mają moce i mogą wpływać na obiekty oraz ludzi, dlatego też, przybywając na Ziemię, muszą się zarejestrować.
Luc pomaga uciec Evie, jednak ta po drodze gubi telefon, po który oczywiście wraca.
Ponownie spotyka tajemniczego chłopaka, chociaż nie powinna.
Wtedy też sekrety zaczynają wychodzić na wierzch.
Opinia:
No dobra.
Zaczynając „The Darkest Star” i widząc istoty pozaziemskie miałam takie „WOW WOW WOW”. Wiecie, że uwielbiam kosmos i książki, które mają coś ze stacjami kosmicznymi, statkami i mieczami świetlnymi (to podstawa) są dla mnie „super, ekstra, hiper, świetne”. Tak samo było i tutaj.
Ale tylko przez pierwsze 5 rozdziałów.
Potem wszystko zdechło, a ja zaczęłam się zwyczajnie męczyć czytaniem (ale doczytałam dla Was! Doceńcie to!).
Luc na początku wydawał się ciekawą postacią, ale jego tajemnica była tak długo trzymana, a napięcie budowane tak powoli, że kiedy powiedział prawdę o sobie, powietrze z tej książki zeszło tak, jak z balona. Bez wybuchu, bez sensacji.
Evelyn... może nie będę jej komentować. Generalnie, niby to ona jest główną bohaterką, ale jest tak bezpłciowa, że szkoda się o niej rozpisywać. Najbardziej irytowało mnie to, że ciągle ktoś mówił, że pachnie brzoskwinką, a Evie od razu krzyczała „To mój balsam”. Naliczyłam pięć takich tekstów, ale czy jakiegoś nie pominęłam, to nie wiem.
Historia była ciekawa do 5 rozdziału, potem była męczarnia do 15, w którym coś drgnęło, ale za słabo, aby zaciekawić na dalszą część.
Generalnie, słabizna jak się patrzy.
„The Darkest Star” to książka, która ma ładną okładkę i tylko ją. Ciekawa jestem jak, Wy będziecie ją oceniać, bo może Wam się spodoba.
Osobiście wielbiąc sci- fi i fantasy, podczas czytania tych wypocin, byłam znudzona, zmęczona i chciałam rzucić tę książkę w pierony.
Ja nie polecam. Decyzję o przeczytaniu zostawiam Wam.
Co sądzicie o tych pozycjach? Może którąś mieliście okazję czytać i macie odmienne zdanie ode mnie? Piszcie w komentarzach!
Wszyscy się tak podniecaliście tym „Lucyferem”, że jak zobaczyłam okładkę nowej książki Jennifer L. Armentrout, to stwierdziłam, że też będę w modzie i przeczytam.
To przeczytałam. I choć nie mam porównania do „Lucyfera” (jeszcze), to uważam, że „The Darkest Star” jest słabe.
Szybki opis fabuły:
Siedemnastoletnia Evelyn Dasher, namówiona przez przyjaciółkę, która potrzebuje przyzwoitki, udaje się wraz z fałszywym dowodem do klubu FORETOKEN, gdzie ludzie przebywają obok obcych, których rasa zwie się Luxen(i). Po wielkiej wojnie prowadzonej między rasą ludzką, a obcą Luxeni przybyli na naszą planetę, aby ponownie odbudować swój lud, a że ich planeta jest zniszczona, to po prostu też tu mieszkają. Ojciec dziewczyny uważany jest za bohatera wojennego poległ w walce z obcymi i odznaczony został medalem o najwyższym stopniu, matka zaś pracuje na państwowym stanowisku. Wróćmy jednak do klubu. Evelyn stoi sama, kiedy Heidi wraz ze swoją randką tańczą w najlepsze. W końcu ochroniarz, który je tu wpuścił prowadzi Evie do tajemniczego chłopaka, siedzącego pewnie na kanapie – Luca. Dziewczyna od razu myśli, że chłopak jest obcym, czyli Luxenem, ale prawda przestawia się inaczej. Jego sekret pozostaje ukryty, przez długi czas.
Kiedy impreza trwa w najlepsze, do klubu wpadają policjanci, fachowo nazwani ART officers, którzy wyłapują niezarejestrowanych obcych. Ci, bowiem mają moce i mogą wpływać na obiekty oraz ludzi, dlatego też, przybywając na Ziemię, muszą się zarejestrować.
Luc pomaga uciec Evie, jednak ta po drodze gubi telefon, po który oczywiście wraca.
Ponownie spotyka tajemniczego chłopaka, chociaż nie powinna.
Wtedy też sekrety zaczynają wychodzić na wierzch.
Opinia:
No dobra.
Zaczynając „The Darkest Star” i widząc istoty pozaziemskie miałam takie „WOW WOW WOW”. Wiecie, że uwielbiam kosmos i książki, które mają coś ze stacjami kosmicznymi, statkami i mieczami świetlnymi (to podstawa) są dla mnie „super, ekstra, hiper, świetne”. Tak samo było i tutaj.
Ale tylko przez pierwsze 5 rozdziałów.
Potem wszystko zdechło, a ja zaczęłam się zwyczajnie męczyć czytaniem (ale doczytałam dla Was! Doceńcie to!).
Luc na początku wydawał się ciekawą postacią, ale jego tajemnica była tak długo trzymana, a napięcie budowane tak powoli, że kiedy powiedział prawdę o sobie, powietrze z tej książki zeszło tak, jak z balona. Bez wybuchu, bez sensacji.
Evelyn... może nie będę jej komentować. Generalnie, niby to ona jest główną bohaterką, ale jest tak bezpłciowa, że szkoda się o niej rozpisywać. Najbardziej irytowało mnie to, że ciągle ktoś mówił, że pachnie brzoskwinką, a Evie od razu krzyczała „To mój balsam”. Naliczyłam pięć takich tekstów, ale czy jakiegoś nie pominęłam, to nie wiem.
Historia była ciekawa do 5 rozdziału, potem była męczarnia do 15, w którym coś drgnęło, ale za słabo, aby zaciekawić na dalszą część.
Generalnie, słabizna jak się patrzy.
„The Darkest Star” to książka, która ma ładną okładkę i tylko ją. Ciekawa jestem jak, Wy będziecie ją oceniać, bo może Wam się spodoba.
Osobiście wielbiąc sci- fi i fantasy, podczas czytania tych wypocin, byłam znudzona, zmęczona i chciałam rzucić tę książkę w pierony.
Ja nie polecam. Decyzję o przeczytaniu zostawiam Wam.
Co sądzicie o tych pozycjach? Może którąś mieliście okazję czytać i macie odmienne zdanie ode mnie? Piszcie w komentarzach!