Pages

sobota, 20 października 2018

„Vincent Boys” - Abbi Glines

Wstyd się przyznać, ale czytałam to pierwszy raz.

Muszę słuchać „polecajek”. Zdecydowanie.
„Vincent Boys” miałam wiele razy polecane i nawet mam obie książki na czytniku, ale jakoś nigdy nie miałam czasu, żeby zabrać się za te pozycje.
Teraz żałuję, chociaż już nadrabiam zaległości.


„Położyłem dłonie na jej talii i przyciągnąłem ją do siebie. W tej chwili nie obchodziło mnie, do kogo należała. Pragnąłem jej i to odbierało mi rozum.

Ashton Gray jest córką pastora, która tak, jak jej cała rodzina, świeci przykładem dobrego dziecka i człowieka.
Jednak nie zawsze tak było. Kiedy Ash była mała, razem ze swoimi przyjaciółmi – kuzynami Vincent, była rozrabiaką. Głównie z Beau, który mając ciężkie dzieciństwo, został czarną owcą miasteczka Grove w stanie Alabama i to z nim dziewczyna dokazywała, przy psotach. Sawyer – drugi chłopiec, który był synem porządnego starszego Vincenta, zawsze stopował tę dwójkę i próbował im wyperswadować głupoty z głowy.
To Sawyer też pierwszy odważył się zauważyć różnice w wyglądzie Ash, kiedy wszyscy weszli w okres dojrzewania i to on poprosił ją o bycie jego dziewczyną.
Chociaż tak naprawdę, nigdy nie powinna się na to zgodzić.
Zaczęła zmieniać się, aby stać się godną bycia dziewczyną Sawyera, który był poważnym człowiekiem, ale czuła, że to nie to, czego oczekiwała od życia.
Wszystko zmieniło się, kiedy Ash została sama w miasteczku.
A jej jedynym rówieśnikiem, był Beau, z którym stosunki zniszczyły się przez rzekomy związek z Sawyerem.

– Nie ma idealnych mężczyzn, maleńka. Nie występują w przyrodzie.

Przeczytałam „Vincent Boys” w jeden dzień. Nie, nie przeczytałam. Ja pożarłam tę książkę dosłownie, ze smakiem i radością, że mogę ją przeczytać.
Ta historia, choć przewidywalna, jest tak świetna, że czyta się ją z czystą przyjemnością.
W sumie to nie czyta.
Pochłania.

Beau skradł moje serce od pierwszego rozdziału, w którym się pojawił i to jego upatrzyłam sobie do samego końca książki. Jest najlepszy z całej trójki głównych bohaterów.
W końcu każda z nas, gdzieś tam w głębi lubi tych niegrzecznych chłopców.
Sawyer jest dla mnie zbyt poważny, za sztywny i honorowy do bólu. Nie lubię takiego „ą, ę przez bibułkę”, bo ani w tym żadnej zabawy, ani korzystania z życia, póki człowiek młody.
Co do dylematu Ash i jej samej... no w sumie to mam obojętny stosunek do tej bohaterki, aczkolwiek uważam że jest głupia. Gdybym miała do wyboru mężczyznę, u którego wszystko musi być jak w szwajcarskim zegarku i takiego, który żyje każdym dniem i korzysta z niego, to wolałabym tego drugiego.
Tutaj wynik równania jest prosty jak przysłowiowa „budowa cepa”.
Choć rozumiem rozmyślania Ashton, szczególnie, że w małym miastach plotki rozchodzą się szybciej, niż zostają tworzone to i tak uważam że za długo myślała nad swoim wyborem.
Nawet jeżeli chciała, aby wszyscy byli zadowoleni.

Poza Beau, najlepszą postacią w „Vincent Boys” jest nikt inny, jak Babcia Grana. Szkoda, że było jej tak mało w tej pozycji, bo bardzo przypominała mi Babcię Mazurową z serii o Stephanie Plum, która też jest zdecydowanie bardziej rozrywkowa, niż młodsze pokolenie. Jednak coś w tym jest, że na starość człowiek chce bardziej szaleć, niż za młodu, bo już ma głęboko, co ludzie pomyślą.
I dobrze.


„Czekałem, aż wpadnę w panikę po tym, co zrobiłem, ale trzymanie Ashton w objęciach nie sprzyjało wyrzutom sumienia. Przeciwnie. Czułem, jakbym wreszcie wrócił do życia.

„Vincent Boys” to lekka i ciekawie napisana książka o prawdziwej miłości, która nie rdzewieje, nawet jeżeli z góry widać rdzawy nalot. To pozycja, która pokazuje, że nie warto udawać kogoś innego, bo szczęście przechodzi, wtedy koło nosa każdego dnia. Historia Ash, Sawyera i Beau jest piękną opowieścią o przyjaźni między kobietami i mężczyznami, ale też uczuciu, które nieśmiało tę przyjaźń zastępuje i niesie ze sobą wiele cierpienia, ale też radości.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję