Pages

czwartek, 17 maja 2018

[Manga, też książka ] „Seraph of the end”| Kagami, Yamamoto (11)



Długo wyczekiwana kontynuacja.


 Nie wiem, czy jest większy fan ode mnie, który przebiera nogami za następnym tomem ledwo, po skończeniu poprzedniego. Kiedy zawitała do mnie paczka od wydawnictwa Waneko, bo sfotografowaniu nowości chwyciłam oczywiście, co? „Serafina dni ostatnich” to było za łatwe, tak swoją drogą. 

Po ponownym spotkaniu Yuu i Miki oraz przygodzie i stawieniu czoła problemom przyjaciele uciekają od Księżycowej Kompanii. Mika jest bezwzględny i nie chce się zgodzić na powrót, ale Yuu prosi i prosi, aż młody wampir ulega i kieruje się na lotnisko w Nagoi. Tam do żołnierzy dołącza ważna osobistość z dowództwa - Kureto Hiiragi. Przejmuje przewodnictwo nad żołnierzami, każąc im opuścić broń, kiedy po drugiej stronie stoi armia wampirów gotowych do zabicia, każdego człowieka. Hiigari ma jednak plany, w które garstka osób została wtajemniczona, a Guren jest jedną z nich. Chce przeprowadzić eksperyment, który pochłonie wiele ofiar, jednak nie interesuje go cena, a efekt. Ludzie dookoła zaczynają umierać przebici przez łańcuchy, które wydostają się ze stojącej samotnie furgonetki. Lotnisko przeradza się w pole bitwy, a przyjaciele okazują się zdrajcami. Yuuichirou razem z Mikaelą, chcą uratować swoich bliskich towarzyszy i rzucają się w wir walki. Kiedy jednak na placu pojawia się Guren, sytuacja diametralnie się zmienia, a Yuu musi poświęcić siebie, aby móc przeżyć, razem ze swoją żołnierską rodziną. 
Serafin dni ostatnich zostaje obudzony.
Ale czy tylko jeden?

Pochłonęłam ten tomik w trzydzieści minut. Nie no, nie liczyłam z zegarkiem w ręku, ale jak usiadłam do dopiero podniosłam głowę znad tej mangi kiedy ujrzałam tylną część obwoluty. Przeczytałam od deski do deski (a raczej od okładki do okładki) i dalej mi mało. Zawsze jest tak, że czekam na kolejny tom „Serafa” jak na łyk wody, kiedy kac dolega, a przyjemność jest tak krótka, że ponowne czekanie dociera do mnie dopiero jak zamykam tomik. Wypadałoby się teraz zakopać pod koc z kawą i zrobić strajk o nazwie „Nie wychodzę, dopóki nie dostanę 12 tomu.”.

W jedenastej części to Yuuichirou ma główna rolę w fabule. To on ciągle decyduje się na radykalne kroki, które kosztują go dosyć dużo. Ryzykuje swoim życiem, aby móc uratować ważne dla siebie osoby. Podoba mi się jego drugie wcielenie, które mamy okazję ujrzeć, kiedy krytyczna sytuacja na polu bitwy zostaje zażegnana. Problem w tym, że to drugie wcielenie Yuu, jest niebezpieczne i dla niego i dla osób przebywających w jego otoczeniu (ale i tak jest lepsze).

W tej części zostajemy z większą ilością pytań, niż po poprzednich tomach, co więcej na końcu mamy niezły twist fabularny, który sprawił, że drapałam się po głowie i zastanawiałam, co tu dalej będzie się działo. Wprawdzie widziałam już anime, ale to było ileś anime temu i zwyczajnie moje trybiki nie do końca chcą już stykać. W każdym razie nie przypomnę sobie tego przez anime, tylko pomęczę się i poczekam na kolejną część mangi, bo lubię się katować. 

Kolejna przecudowna okładka sprawia, że mam ochotę zrobić większą sesję tej serii i pewnie do tego dojdzie, a efekty zobaczycie na instagramie. Kreska bez zmian tak samo ładna, jak w poprzednich tomach. Szczególnie rysunki ze zbliżeniami na twarz i włosy bohaterów sprawiają, że zatrzymuję się na dłużej z oglądaniem szczegółów. „Serafina dni ostatnich” można nie tylko czytać, ale też oglądać, zatem zobaczcie ile mamy tutaj możliwości.

To jedenasty tom serii. Udany jedenasty tom i polecam go Wam jeżeli jesteście w temacie historii Yuu i Miki. Jeżeli nie, to zdecydowanie polecam przespacerować się do sklepu i zainwestować w poprzednie tomy, albo zrobić parę klików i zamówić je online, jak nie chce Wam się opuszczać czterech ścian. „Serafin Dni Ostatnich” naprawdę jest warty przeczytania, gdyż poza wspaniałymi i uczynnymi bohaterami, mamy tutaj też ciekawą historię, która co najważniejsze nie nudzi i z każdym kolejnym tomikiem zostawia nas z większą ilością pytań. Aż boję się ich wyjaśnienia.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu