Pages

środa, 25 kwietnia 2018

„Voyeur” - Fiona Cole


Lubisz być podglądanym? 


Nie od dziś wiecie, że jestem łasa na książki po angielsku, szczególnie jak mam możliwość przeczytania ich przed premierą. Nic na to nie poradzę, ale lubię to uczucie, kiedy wszyscy „jarają się” kolejnym fantastycznym tytułem, a ja uśmiecham się do siebie wiedząc, że tego Pana już zaklepałam (MichalinoweBuki, IskierkaCzyta – to do Was).

W każdym razie, kiedy dostałam od agentki Fiony Cole jej najnowszą książkę, której premiera jest zaplanowana na 26 kwietnia, wzięłam się za nią od razu, aby móc zobaczyć, co kryje się za ciekawym opisem, kolejnej historii dwójki bohaterów.


Oaklyn Derringer zaczynając swoją przygodę ze studiami dowiaduje się, że z powodów finansowych jej rodzice wydali uzbierane na czesne pieniądze i dziewczyna musi sobie radzić sama. Mimo że ma żal do rodziców o to, to bierze się w garść, a pomysł na nową pracę podsuwa jej najlepsza przyjaciółka Olivia, która chce jej także dać pożyczkę na studia, aby ta nie musiała pracować. Oaklyn odmawia jednak i po dłuższej rozmowie daje się namówić na wizytę w klubie wujka Olivii, klubie Voyeur, w którym poza obsługą na barze, zatrudnieni dostają zlecenia, za większe kwoty. Opierają się one na seksie. Jednak nie z klientami. Cały patent polega na pokazaniu seksu, ze swoim kolega, który też tak pracuje, gdy po drugiej stronie szyby będą widzowie podziwiający stosunek fizyczny pary, bądź kilku par w środku pokoju. Oaklyn z początku nie jest przekonana co do pomysłu, ale właściciel nie naciska na nią i na stosunek z przydzielonym do niej Jacksonem przed ludźmi. Dziewczyna sama do tego dojrzewa i w końcu rozpoczyna swoją przygodę o tytule „seks z widzami”. 
Cullen Pierce wchodzi do baru, który odwiedza od kilku lat po drinku z przyjacielem. Mężczyzna chce odpocząć, a przy okazji popatrzeć na odgrywającą się za szybą scenę. Widzi masturbującą się dziewczynę, która odgrywając swoją rolę zachowuje tajemnicę swojej intymności. Zostaje na dłużej, gdyż aktorka mu się podoba, a następnie wraca do domu, bo rano ma zajęcia na uczelni.
Następnego dnia witając się ze studentami na wykładzie z astronomii doznaje szoku widząc dziewczynę z klubu. Oaklyn nie wie o tym, że jej wykładowca podgląda ją w klubie, w którym pracuje, co więcej dziewczyna zostaje przydzielona do niego, jako pomoc po zajęciach, aby mogła sobie troszkę dorobić. 
Spotkania z wykładowcą prowadzą do wzajemnej przyjaźni, ta zaś przeradza się w zakazane uczucie.
Uczucie, które zostaje zniszczone w zaledwie sekundę.

Napiszę to, co stwierdziłam po skończeniu książki. 
Dobra pozycja, zepsuta seksem.


Poważnie. Przez 70% historii Oaklyn i Cullena byłam pochłonięta do cna w świat czytnika. Nie mogłam się oderwać. Te opisy, gdzie ona z Jacksonem uprawiali seks (udawany) na oczach widzów, to przyciąganie między wykładowcą, a studentką, podczas ich wspólnej pracy są napisane rzeczywiście dobrze i przyjemnie się to czyta. Byłam zaskoczona nietypowym pomysłem na książkę, bo nie czytałam niczego podobnego do tej historii, a tym bardziej zaskoczyło mnie to, w jakim tempie się czyta tę pozycję. 
Potem zaś zaczęło się 30% do końca. I jeżeli myślicie, że czytałam to, jak struś pędziwiatr, to się grubo mylicie. 
Finały w książkach zazwyczaj powinny być ciekawe, tutaj oczywiście ten warunek został spełniony, aczkolwiek był też bardzo przewidywalny. Mniejsza o to... jak przez większość książki wytrzymywałam seks między głównymi bohaterami, tak końcówka, była... może nie tyle co niesmaczna, co zwyczajnie męcząca. 
Cullen zachowywał się jakby pierwszy raz miał dziewczynę, a Oaklyn jakby nigdy nie widziała penisa. Ciągle się bzykali, jak króliki (tylko bez małych królików) i kiedy stosunki w klubie z widownią były opisane z nutką erotyzmu i tajemnicy, tak tutaj po prostu był seks. O tak... (no nie będę Wam opowiadać jak). 
Seks, seks, seks. 
Cały czas.

Przypomniałam sobie „Niepiękną” Sheehan, która także była maratonem seksu przez całą książkę i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego autorki romansów, czy tez erotyków, tak namiętnie chcą pokazać miłość głównych bohaterów przez seks. Ciężko mnie czymś zmęczyć podczas czytania książki, ale Fionie Cole udało się to idealnie. Brawa na stojąco. 


O bohaterach nie wspominam, gdyż w każdym erotyku są oni tacy sami. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale nie tutaj.

Nie chce narzekać na tę pozycję, bo nie była ona zła. Wręcz przeciwnie, jakbym miała oceniać ją cyfrowo to byłoby to 5-6/10. Książka sama w sobie nie jest zła. Styl pisania autorki jest dobry, historia przedstawiona została z pomysłem i generalnie wszystko w tej lekturze wyszło jak powinno, właśnie poza przeholowaniem z ilością bara bara. 

Jak zapytacie mnie czy polecam, to odpowiem Wam, że tak. Polecam, bo „Voyeur” to bardzo ciekawa historia, pokazana w innym świetle. Jak pominiecie te seksy, które ciągle tam są to dowiecie się o trudnej przeszłości Cullena oraz o życiu Oaklyn, znacznie więcej, niż sądziliście. Wydaje mi się, że warto sięgnąć po tę pozycję i przeżyć ich historię. Co więcej, ja na pewno dam szansę autorce, bo patrząc po jej książkach wydają się być naprawdę ciekawe. 

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorce Fionie Cole.