Pages

piątek, 27 kwietnia 2018

„One more time” - Laurelin Paige


Zróbmy to jeszcze raz!


Najnowsza książka Laurelin Paige, czyli „One more time” ukazała się najpierw w audiobooku, a dopiero później w ebooku. Jej zagraniczna premiera zapowiedziana jest na drugiego maja, czyli w sumie już za niedługo. „One more time” jest pojedynczą historią i muszę przyznać, że chociaż nie jest to nic nowego, lektura bardzo mi się podobała.


Jenna Stahl dorabia jako modelka. Jej marzeniem jest stać się pierwszoplanową aktorką obojętnie jakiego filmu. Kobieta chce w końcu wypromować samą siebie i zdobyć sławę, która mimo tego, iż łączy się z brakiem prywatności, jest jej priorytetem. Pewnego dnia kiedy kobieta jest na zajęciach Model Body, dzwoni do niej jej agentka obwieszczając, że Jenna dostała propozycję roli w filmie Polly Kamper noszącym tytuł „Reason to Love”. Jedyne co musi zrobić, to zgodzić się grać główną kobiecą rolę. Problem w tym, że propozycja ma drugie dno. Australijczyk Tanner James, ma zostać jej filmowym partnerem. Swego czasu był też prawdziwym, ale dziesięć lat temu przez rzekomą zdradę Tannera para ze sobą zerwała. Jenna z początku kategorycznie odmawia, ale kiedy okazuje się, że firma modelingowa, z którą współpracowała przy sesjach bielizny zrezygnowała z niej na rzecz młodszych i brytyjskich modelek, kobieta w akcie desperacji podejmuje się zagrania roli Grace w filmie. 
Zaczyna jednak od ustalenia reguł między nią, a Tannerem. 
Sam Tanner jest zaskoczony pierwszym spotkaniem swojej byłej dziewczyny na planie. Zaczyna zauważać w jej zachowaniu różnice, które zaczynają go ponownie do niej przyciągać.
Czy wspólny film ponownie ich połączy?
Czy reguły ustalone przez Jennę będą miały rację bytu?
Czy Tanner wyjaśni sytuację sprzed dziesięciu lat?

Przeczytałam chyba wszystkie książki, jakie napisała Laurelin Paige i znam jej styl bardzo dobrze. Nie ukrywam, że po ostatnich jej dwóch książkach, nie zauważyłam rozwoju właśnie w stylu autorki, ale też nie uważam tego za minus. „One more time” zaskoczyło mnie już na samym początku, gdyż okazało się, że ma tylko dwadzieścia rozdziałów, przez co stwierdziłam, że książka będzie krótka i oby tylko była treściwa. Muszę przyznać, że Paige pisze dobrze, zarówno serie, jak i pojedyncze historie. „One more time” jest tego dowodem.


Nie jest to nowy powiew na romanse. Wszystko co tutaj się znajduje możemy spotkać w innych książkach, co więcej, bardzo szybko wiemy, jak zakończy się historia Jenny i Tannera. Mimo to, miałam niezłą frajdę podczas czytania, chyba głównie przez humor, jaki został w tej opowieści umieszczony. Co więcej sama końcówka książki sprawiła, że będę tę pozycję wspominać z ciepłym uśmiechem.

Nie da się ukryć, że Lauelin Paige wie jak pisać sceny erotyczne. W „One more time” mamy ich całkiem niezłą ilość, ale są one tak dobrze opisane i tak obrazowe, że czyta się je szybko, z ogromną przyjemnością, a do tego nie zauważa się, że jest ich tak dużo. Po prostu, zawsze pasują do całości fabuły i akurat w takim, a nie innym miejscu autorka koniecznie musi umieścić seks między bohaterami, bo nic innego zwyczajnie by nie pasowało. Nie wiem, jak Laurelin Paige to robi, ale robi to dobrze i mogę tylko pogratulować. 
Nic na siłę, wszystko z rozmysłem.

Bohaterowie są podobni jak w innych romansach, aczkolwiek bardzo ucieszył mnie fakt, że Tanner jest Australijczykiem, bo w sumie nie miałam okazji spotkać się jeszcze z takiej narodowości bohaterem. Jest on zwyczajnym mężczyzną, który nie udaje samca alfa, a raczej chce odzyskać swoją dziewczynę, bo tylko przy niej czuje się spełniony. Nie nazwałabym go „chłopakiem z sąsiedztwa”, bo do tego zwrotu, też nie pasuje. Raczej określiłabym go, jako „normalnego gościa”, który po prostu robi swoje i tyle. 
Może nie został moim ulubieńcem i dalej jest wolny, ale nic do niego nie mam. 
Jenna została pokazana dwojako. Mieliśmy tutaj wspomnienia, kiedy była ona kruchą osobą, a także rzeczywistość, kiedy stała się twardo stąpającą po ziemi kobietą, która potrafi się podnieść z najgorszego dołka. Muszę przyznać, że jak na dwadzieścia rozdziałów, Laurelin Paige naprawdę dokładnie pokazała postaci, co więcej całą fabułę poprowadziła składnie i nie ma w niej żadnych nieprawidłowości. 

Kończąc, nie da się ukryć, że Laurelin Paige jest jedną z topowych autorek za granicą, jeżeli chodzi o romanse. Na każdą, z jej książek czekam z ogromną niecierpliwością, a kiedy już mam możliwość jej przeczytania, zawsze wciągam się tak mocno, że dopiero, gdy napis „The end” puka do drzwi, mogę się oderwać. Osobiście, jeszcze nigdy nie zawiodłam się na jej książkach i mam nadzieję, że to się nie zmieni. 
„One more time” to kolejna lekka i przyjemna historia dwójki bohaterów, którzy zagubieni w świecie sławy i dążeniu do popularności zapomnieli o sobie i zniszczyli własną miłość, aby ponownie ją odbudować.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorce Laurelin Paige.