Atlantyda?
Marah Woolf zyskała moją sympatię dzięki trylogii „Trzy czarownice”, która była naprawdę wciągającą historią. Miałam też okazję czytać „Iskrę Bogów”, ale ta nie sprawiła, że moje serce szybciej zabiło. Wydawnictwo Jaguar dawno temu ruszyło kolejną opowieść Woolf, jaką jest cykl „Kroniki Atlantydy”. Czy będzie to udana historia, która ponownie mnie poruszy?
Nefertari de Vesci ma dwadzieścia cztery lata i zajmuje się odzyskiwaniem skradzionych obiektów sztuki. Dziewczyna pracuje tylko ze swoim bratem Malachim, hrabią de Mandeville. Oboje decydują, które zlecenie przyjąć i jedno nie zrobi niczego bez drugiego. Wszystko zmienia się, kiedy w towarzystwie pojawia się Azrael. Arogancki anioł żąda, aby Nefertari znalazła Berło światła – insygnium mocy, ocalone przez nieśmiertelnych w ostatnim momencie tuż przed zagładą Atlantydy. Dziewczyna ma zamiar odmówić, ale anioł wie, na czym, a raczej na kim najbardziej jej zależy. Malachi jest śmiertelnie chory, a znalezienie Berła sprawi, że Azrael nie zabierze jego duszy do krainy umarłych.
Czy de Vesci zgodzi się na układ z aniołem? A przede wszystkim czy uda jej się wypełnić misję i ocalić brata?
„Berło Światła” to pozycja, która nie zmusi mnie do sięgnięcia po kolejne dwa tomy. Tytułowe berło to jeden z trzech artefaktów, które są potrzebne, aby zatopione miasto, czyli Atlantydę przywrócić do życia. Idąc tym torem, nazwa trylogii wprowadza w błąd, bo do Atlantydy trochę jej brakuje. Swoją drogą mapka na pierwszych stronach także nie ma za dużo sensu, a już na pewno nie w tej części. Po następne niestety nie sięgnę, żeby się przekonać, czy zyska na używalności.
W tej pozycji nie ma nic, co by mnie zainteresowało. Plus za egipskich bogów, jest tutaj trochę mitologii, ale nie na tyle dużo, aby moja uwaga została na dłużej. Bohaterowie są nijacy, z żadnym się nie zżyłam, żadnemu nie kibicowałam. Ot, nawet zastanawiałam się kilka razy podczas lektury, czy chcę kończyć tę pozycję, skoro nie sięgnę po kolejne dwa tomy, ale zdecydowałam się na zagryzienie zębów i dokończenie. Skoro już i tak zaczęłam. No i nie przepadam pisać opinii o książkach, których nie dałam rady skończyć, bo zawsze staram się znaleźć jakieś plusy. Tak jak tutaj jest to mitologia egipska.
„Berło Światła” mnie nie kupiło i nie zamierzam sięgnąć po kolejne tomy. Anioły zachowują się bardziej, jak dzieci, niż postaci nadprzyrodzone, które mają ogromną moc i potęgę. A cała ta historia z Berłem jest grubymi nićmi szyta, bo przecież proszę Was. Człowiek ma odnaleźć coś, czego nie potrafią od tysięcy lat zrobić to istoty nie z tej ziemi? Poważnie? Przecież to nie ma żadnego sensu. Fabuła nie porywa i nie wciąga, a w zasadzie to nudzi całkiem srogo. Niestety, ale jak „Trzy Czarownice” od Marah Woolf uwielbiam i będę Wam je dalej polecać, tak „Kroniki Atlantydy” staną po drugiej stronie barykady.