Pages

wtorek, 10 września 2019

„River” - Samantha Towle


Ach ten Wild...


Samantha Towle pojawiła się już na naszym rynku z „Revved” i zdobyła tłumy. Wydawnictwo Niezwykłe tym razem sięgnęło po inną książkę od tej autorki, która wzbudza cała gamę emocji, od tych pełnych radości, po te sprowadzające mrok. „River”, a raczej „River Wild”, bo taki tytuł nosi angielska wersja to lektura, którą skończycie w kilka godzin, ale pozostanie ona w waszej pamięci zdecydowanie dłużej. 

River Wild nie miał łatwego dzieciństwa. Chociaż słowo „łatwe” nie oddaje nawet połowy tego, co River jako dzieciak w swoim życiu przeżył. Wydarzenia, które miały miejsce, kiedy Wild miał osiem lat doprowadziły do tego, że matka chłopca wylądowała w więzieniu, a on sam mieszkał z babcią, która nauczyła go sztuki wyrobu szklanych ozdób, gdzie mógł całą złość oddać w pracy przy formowaniu szkła. 
Annie przez siedem lat żyła jak w klatce, a jej panem był jej mąż policjant, którego ciężko było zadowolić. Kiedy kobieta dowiedziała się o ciąży stwierdziła, że więcej nie będzie poddawać się rządzeniu męża i pod jego nieobecność wyjechała do Canyon Lake w Teksasie. 
Wynajęła dom obok starej rezydencji, a kilka dni później okazało się, że auto, które przejechało jej rozsypane na drodze zakupy, należy do chamskiego sąsiada, który za nic ma pomoc innym ludziom. 
Tak Annie poznała Rivera, a River poznał Annie. 
Jednak to dopiero początek ich historii. 

Uwielbiam tę książkę, chociaż nie jest ona łatwa w odbiorze. Oba przypadki i Rivera, i Annie są trudne, a podczas lektury wiele razy otwiera się nóż w kieszeni. I to dosłownie! 
Końcem końców historia tej zniszczonej przez życie dwójki jest naprawdę piękna. 
Mówią, że czas leczy rany, ale czasami trzeba mu trochę pomóc, aby te szybciej się zabliźniły. 

Samantha Towle pisze książki, które zostawiają po sobie ślad w sercu. „River” jest jedną z takich pozycji. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że na pewno wrócicie do tej historii po jakimś czasie, bo poczujecie wewnętrzną chęć spotkania się z Riverem jeszcze raz. 

Jego postać jest naprawdę świetnie napisana. Mężczyzna zamknięty na ludzi, unikający ich, a wszystko przez przeszłość, która szybko określiła jego osobę. Z wierzchu oziębły, szorstki i twardy, w środku jest jednak naprawdę dobrym i pomocnym facetem, który jeżeli pokocha to na zawsze i zrobi wszystko, aby ocali swoich bliskich. 
Annie nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Owszem, współczułam jej tego, co ją spotkało, ale mimo siedmiu lat katorgi potrafiła się w końcu ogarnąć i uciec do lepszego życia, które sama sobie zwojuje. Potrzebowała tylko naprawdę solidnego bodźca, aby się odważyć. Oczywiście trzymałam za nią kciuki, żeby jej misja zakończyła się powodzeniem, ale czy aby na pewno tak się stało? Przekonacie się sami, jak przeczytacie „River”.

Lubię takie książki. Nie da się ukryć, że naprawdę lubię czytać o trudnych motywach w książkach, chociaż nie są one ani trochę przyjemne, jeżeli mówimy o prawdziwym życiu. Czasami jednak, czytanie takich pozycji, pobudza myślenie i człowiek zaczyna się zastanawiać, czy dookoła niego nikt nie potrzebuje pomocy, albo po prostu chce się dowiedzieć więcej o formach pomocy dla takich osób. Nie chcę Wam tu pisać konkretnie o jakie motywy mi chodzi, bo nie na tym rzecz polega, ale mam nadzieję, że tym akapitem chociaż trochę wzbudziłam waszą ciekawość o czym konkretnie jest „River”. 

Czekam na kolejną książkę Samanthy Towle w Polsce. Mam nadzieję, że wydawnictwo Niezwykłe wyda większość, jak nie wszystkie jej książki, bo naprawdę warto. „River” to pozycja, której we wrześniu przegapić nie możecie, a jeżeli jesteście wrażliwi to polecam zaopatrzyć się w chusteczki. 
Przeżyjcie historię Annie i Rivera sami. 

Za egzemplarz do opinii dziękuję