Pages

piątek, 13 września 2019

"Czarny Mag: Kandydatka" - Rachel E. Carter


Zgubiłam mózg.

A nie, przepraszam. Nie zgubiłam. Mam z niego papkę, po skończeniu tej pozycji. I chyba będę go zbierać w głowie przez kolejny tydzień, bo to, co autorka uczyniła w trzecim tomie serii o Ryiah i Czarnym Magu zniszczyło mnie. I dosłownie, i w przenośni. 

Po dostaniu szat pełnoprawnych magów, nasi bohaterowie rozjechali się na wszystkie możliwe strony świata. Ryiah zgodnie z obietnicą daną Komandor Nyx pojechała do Ferren's Keep, aby tam pomóc armii odpierać ataki Caltothów i trenować przed zawodami o szatę Czarnego Maga. 
Dziewczyna w północnym oddziale spotkała Iana, który był tak samo zdziwiony jej obecnością tam, ale także okazało się, że będzie mogła razem ze swoim bratem Derrickiem być blisko. Mimo tego wszystkiego Ryiah czuła się nieproszonym gościem, intruzem na północy. 
W Jerarze, król Lucius prowadzi negocjacje z Pythusem. Chce, aby Blayne ożenił się z księżniczką tej krainy, aby umocnić sojusz i powiększyć zasoby armii i złota. Kiedy Ryiah wraca do pałacu po pięciu miesiącach nieobecności okazuje się, że król nie jest jej przychylny. Co więcej, zastrasza ją i toleruje tylko dlatego, że Darren jest jego synem i ją wybrał. Tutaj także nasza magini czuje się niechciana i kiedy tylko ma okazję ucieka ponownie na północ. 
A nad Jerarem zaczynają błąkać się ciemne chmury i pogłoski o wojnie z Caltoth. 
Jednak nie tylko Jerar i król Lucius mają problem.
Między Ryiah, a Darrenem także zaczynają się kłopoty.
A sojusznikiem Ryiah w walce z Darrenem jest... jego własny brat.

Jeżeli uważacie, że pierwsze dwa tomy były świetne, to po lekturze tej części będziecie zachodzić w głowę „Jak to się mogło tak popierniczyć?”. Wiem co piszę, sama to przechodzę. 

Zapewne widzicie w tym poście wielki chaos, ale ta opinia pisana jest w lutym, kiedy (5 minut temu) skończyłam trzeci tom tej serii, a w styczniu pojawił się tom drugi w naszym kraju od wydawnictwa Uroboros. 

„Kandydatka” jest TOTALNIE ZAJEBISTA!

Autorka wprowadza nas w świat pałacowych intryg, w których Ryiah ani trochę się nie odnajduje. Ucieka do swojego północnego schronienia i tam prowadzi swoje treningi przed walką o szatę Czarnego Maga. Mamy tutaj zderzenia dwóch różnych światów: Ferren's Keep, które jest ubogie i wymagające oraz pałacu w Jerarze, gdzie wszystko jest wykwintne i obfite. 
Ryiah musi dostosować się nie tylko do kultury królewskiej, ale też zastraszana przez samego króla musi być mu posłuszną, nawet jeżeli jej duma i bliscy na tym mają ucierpieć. Jedyną osobą, dla której to wszystko znosi jest Darren, który sam wcale nie jest lepszy. 
Między tą dwójką dochodzi do sprzeczek, które mogą się skończyć tragicznie, ale przez pomoc postronnych osób oboje dochodzą w końcu do porozumienia. 

Rachel E. Carter nie boi się poświęcać swoje postaci, co czyni ją O WIELE lepszą autorką od Sarah J. Maas, która zabija, ale jednak nie do końca jej to wychodzi. Mimo, że moje serce wiele razy cierpiało podczas czytania tej części, byłam wdzięczna autorce za takie, a nie inne, łagodniejsze rozwiązania sytuacji. Bo kiedy jest wojna, trzeba poświęcić kilka dusz, aby tysiące mogły żyć. 

Jednak zakończenie! To zniszczyło mnie najbardziej. Nie mogę Wam za wiele napisać, ale uwierzcie mi, że kiedy skończycie trzeci tom, będziecie błagać na kolanach (albo na leżąco) o następny, bo jak drugi tom kończył się dość ciekawie i zachęcał po sięgnięcie po kolejny, tak tutaj to MUS!!!!!!!!!!!!!(ilość wykrzykników powinna być większa). 
Przysięgam nienawidzę cię autorko! Naprawdę cię nienawidzę i kocham jednocześnie za tę serię! 

Już sama nie wiem, co mam myśleć o bohaterach! Darren z Ryiah dorośli i widać to w ich zachowaniu w stosunku do innych, a przede wszystkim do samych siebie. Blayne... ach ten to jest ewenement i wiecie co? Nie mogę Wam nic o nim napisać, bo spalę książkę. Sami się dowiecie.
Ponownie ucieszył mnie fakt, że autorka nie zapomniała o Elli i Alexie, czyli bliźniaku Ryiah, a ich wątek okazał się być miłą dla oka odskocznią od intryg i zawiłości, jakie ciągle są nam serwowane.
Przy okazji mamy tutaj więcej Derricka, który... sami się dowiecie. 

Przy okazji zawiłości, muszę Wam napisać, że jak w większości książek polityka mnie okropnie nudzi, tak tutaj robiłam coraz większe oczy i zbliżałam czytnik coraz bardziej do twarzy, jakbym chciała przejrzeć je na wskroś. Wciągnęło mnie to niesamowicie, a książka okazała się być fenomenalna. Rachel E. Carter doskonale wie, jak dawkować Czytelnikowi emocje, a przede wszystkim, jak spuścić mu na łeb bombę na sam koniec historii. 

„Kandydatka” to majstersztyk. Nie powiedziałabym, że to seria tylko dla młodzieży. Starsi czytelnicy (do których należę) też mogą się przy tym świetnie bawić i wsiąknąć w tę historię na cały dzień. Jest to totalnie epicka seria, do której wrócę nie raz! I chyba już o tym wspominałam, ale wydaje mi się, że „Czarny Mag” od Carter jest lepszy, niż „Czarny Mag” od Canavan. Przeczytajcie i przekonajcie się sami. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu