Sandersona po raz kolejny wciąga!
Mimo że wszystkie książki tego autora dumnie prężą mi się na półkach, to przeczytałam zaledwie dwie z nich... tak wyszło. Ale moje dalekosiężne plany mają wpisane sięgnięcie po wszystkie książki Sandersona, więc kiedyś napiszę Wam, że oto jestem po lekturze każdego polskiego wydania! A może nie tylko polskiego.
„Rytmatysta” to najnowsza książka wydawnictwa MAG tego autora, która z opisu prezentowała się raczej nijako. Jednak, jak powszechnie wiadomo, opis to nie wszystko, trzeba zaglądnąć do środka.
To zaglądnęłam.
Joel od zawsze chciał zostać Rytmatystą. Jednak po tajemniczych próbach, w których to Mistrz wyławia nowych uczniów okazało się, że chłopak nie ma w sobie za grosz mocy, która mogłaby kredowe rysunki ożywić. Będąc synem wytwórcy specjalnej kredy dla Rytmatystów, chłopak dostał się do Akademii Armedius, aby uczyć się bardziej przyziemnych rzeczy (matematyka królowa nauk), kiedy jego matka pracowała, jako sprzątaczka w tejże szkole.
Kiedy rozpoczynają się wakacje i większość zwykłych uczniów rozjeżdża się do domów, Rytmatyści zostają, aby w dalszym ciągu uczyć się umiejętności ożywiania swoich rysunków. Joel jest jednym z uczniów, który nie ma gdzie wyjechać na lato, gdyż razem z matką mieszka w Akademii.
Chłopak doucza się w bibliotece i na wykładach u jednego z nauczycieli i mimo że ma naprawdę świetne oko do rysowania okręgów, z których składają się Obrony Rytmatystów, to niestety nie mogąc ich ożywić marzenie chłopaka o byciu jednym z nich pozostaje niespełnione.
Pewnego dnia w Akademii ginie jeden uczeń, a kilka dni później następny.
Joel razem z profesorem, którego został asystentem będzie musiał stawić czoła niebezpiecznym kredowcom, a także zbadać wszystkie poszlaki, które mogą doprowadzić ich do rozwiązania tajemniczych zaginięć.
„-Aby
odnieść sukces w Rytmatyce, potrzeba o wiele więcej, niż tylko
linii. Umiejętność rysowania jest bardzo ważna, wręcz
podstawowa. Ale jeszcze ważniejsza jest umiejętność myślenia.
Rytmatysta, który myśli szybciej od swojego przeciwnika, może być
równie skuteczny jak ten, który szybko rysuje. W końcu zdolność
szybkiego kreślenia nic nie da, jeśli narysuje się niewłaściwe
linie.”
Czytając „Do Gwiazd”, czyli angielski „Skyward” wiedziałam, że autor lubi w swoje książki wplatać żarty, które zawsze są w punkt, a jego książki wciągają do cna. Dlatego, kiedy brałam „Rytmatystę” wiedziałam czego się spodziewać, aczkolwiek nie do końca znalazłam to czego szukałam.
Gdy „Skyward” wciągnęło mnie całkowicie, to „Rytmatysta” przez pierwsze sto stron mnie męczył. Nie przepadam, za wolno rozwijającą się akcją, a tutaj pierwsze rozdziały wołały o rzucenie książki bez kończenia. Bo nic się nie działo.
Przemogłam się jednak i czytałam dalej i kiedy wybiła magiczna setna strona, wtedy akcja się rozkręciła, a ja wiedziałam, że właśnie mam zarwaną nockę.
I tak było.
„Bycie
Rytmatystą oznacza wybranie do służby, nie jest jego celem
uczynienie człowieka potężnym lub skupionym na sobie. Dążenie do
takich rzeczy jest grzechem, który jak się obawiam, zbyt wielu z
nas ignoruje.”
Dobry żart, świetnie nakreśleni bohaterowie i ciekawa fabuła to niewątpliwie smaczki całej tej książki. Ale jest coś jeszcze. Rysunki i porównania!
Prawie każda strona ma gdzieś obok tekstu wklejony rysunek, który obrazuje nam to, co napisane zostało w książce. Przed każdym rozdziałem mamy Obrony, o których wspominałam. Autor rozrysował nam naukę Rytmatystów i dokładnie opisał. Cóż, jakby człowiek umiał trochę w magię to może i by spróbował porysować kredą, ale że nie umie to... to nie.
Do tego akcja rozgrywa się na Wyspach Zjednoczonych, których mapkę mamy na pierwszych stronach książki i, która do bólu przypomina USA. Nie wspominając już o nazwach krain – te także są podobne do stanów w Ameryce.
Sanderson ma wyobraźnię, którą doskonale przelewa na papier i uruchamia mózgi czytelników do pracy ze swoimi wymysłami. Nie da się ukryć, że autor wie, jak pisać, bawi się słowem, a jego książki czyta się naprawdę przyjemnie. To na pewno nie jest moje ostatnie spotkanie z tym autorem, a póki co „Rytmatystę” mogę Wam śmiało polecić. Książka kończy się wprawdzie zapowiedzią, że jeszcze nie koniec historii Joela, ale jest zakończona w sposób, który szanuję. Naprawdę. Nie ma cliffhangera, wątki zostały wyjaśnione, a jeżeli kolejna część nie wyjdzie to nie będziemy źli na Sandersona, bo nie musimy jej wyczekiwać. A jak wiadomo wszyscy nienawidzimy czekać na kolejne tomy.
„W
Rytmatyce słowa nie są ważne. Jedynie liczby mają znaczenie, a
okrąg dominuje ponad wszystkim. Ten, kto umie nakreślić formę
bliższą doskonałości, jest potężniejszy. Udowodniono zatem, że
okrąg wykracza poza proste ludzkie pojmowanie. Jest czymś ze swej
natury boskim.”