Pages

czwartek, 20 grudnia 2018

„Mass Effect Andromeda: Inicjacja” - N.K. Jemisin, Mac Walters


Czyli, co działo się przed Nexusem.


Wiecie, że jestem fanką uniwersum Mass Effecta, od Bioware nie od dzisiaj. Ani nie od wczoraj. Zatem kiedy pojawiła się nowa książka, która pisana była przez reżysera tychże gier i N.K. Jemisin znaną z „Piątej pory roku”, która to jest laureatką nagrody Hugo, musiałam i po tę lekturę sięgnąć.
Tylko, co tu się tak konkretnie stało... to nawet ja do końca jeszcze nie wiem.

Cora Harper, bo to ona jest główną bohaterką całej książki, znana nam jest z gry ME: Andromeda. Kobieta swoje już przeżyła i kiedy ją poznajemy będąc którymś z bliźniąt Ryder, ma już swoje lata (ale nie jest siwa, spokojnie). W „ME: Inicjacja” Harper jest młodsza, gdyż po przebywaniu wśród asari podejmuje się pracy z Alec'iem Ryderem, który jest ojcem pionierów znanych nam z gry. 
Cora będąca byłym oficerem sił zbrojnych Przymierza, przez pobyt w jednostce komandosek asari nie do końca pamięta, jak to jest żyć pośród ludzi. Pamięta za to, że polityka to potężna broń, a pieniądze jeszcze bardziej. 
Kobieta wraz z Ryderem ma zdobyć tajny kod, który został wykradziony i, który może przyczynić się do katastrofy galaktycznej. Oboje dołączają do Inicjatywy Andromeda, która ma na celu podróż w stronę Galaktyki Andromeda, aby stworzyć ludziom i innym rasom nowy dom. Alec pracuje nad SAM'em, który jest sztuczną inteligencją (SI) i który to początkowo miał zatrzymać chorobę jego żony Ellen. Alec został wybrany na pioniera, a sam zaplanował, że to właśnie Harper ma przejąć po nim schedę. 
Podczas szukania ukradzionego kodu, Cora trafia do bazy, gdzie spotyka eksperymentalnych ludzi, którzy nie są ani trochę przyjaźnie nastawieni. Co więcej, okazuje się, że osoby, które miała za przyjaciół, wbijają jej nóż w plecy. 
A w kradzież kodu zaangażowana jest cała śmietanka z górnych sfer. 

Nie do końca wiem, co w tej książce jest słabe, a co dobre.
Jeżeli przystawić „Inicjację” do „Nexus Początek” to ta druga, która wydana, jako pierwsza, okaże się być zdecydowanie lepsza. W „Nexusie” czułam ducha gry i miałam ochotę ponownie odpalić ją na komputerze i któryś z kolei raz zagrać. Tutaj, poza przerywnikami, jakie mamy przed większością rozdziałów i głosem z reklam z Cytadeli, który budził się w mojej głowie podczas ich czytania, nie odczułam nic.

Nie żeby Cora Harper była złą bohaterką. Lubię tę konkretną babeczkę, chociaż są lepsze postaci w uniwersum gry. Ale prowadzenie całej książki z nią, nie do końca było dobrym rozwiązaniem, gdyż w pewnym momencie czułam przesyt samej Cory. Chociaż przygody, jakie przeżywa, a szczególnie jej rozmowy z odłamem SAM'a, który został jako implant zamontowany w niej i którego nazwała SAM'e są naprawdę dobrze rozpisane, to nie czuje się tutaj ducha gry. 

Zastanawiam się dlaczego akurat Jemisin wzięła się za pisanie tej książki. Bo Walters był dla mnie pewniakiem i wiedziałam, że on nie zawiedzie, ale prym najwyraźniej wiodła Jemisin, która chyba nie do końca wczuła się odpowiednio w tę grę i w to uniwersum. 
Nie od dziś powtarzam, że jak ktoś nie czuje gry całym swoim sercem, to nie powinien pisać do niej książek, komiksów, czy tego typu rzeczy. 

A najbardziej mnie w tym wszystkim dziwi kolejność wydawania tych książek. Bo „Inicjacja” dzieje się przed „Nexus Początek”, a wydana została po pierwszym tomie. I u nas i w USA. To już kompletnie nie wiem, po co autorzy cofają Czytelników w rozwoju. 
Ciekawa jestem trzeciej części „Anihilacji”, która jest pisana jeszcze przez inną autorkę. Może ostatnia część będzie lepsza od swoich poprzedniczek. 

Na pochwałę zaś zasługuję pani Dominika Repeczko, czyli najlepsza tłumaczka growych książek na świecie. Zanim sięgnę po jakąś pozycję, pierwsze co robię, to sprawdzam, jaka persona była tłumaczem tej pozycji. Jeżeli widzę panią Dominikę to od razu mam uśmiech na twarzy, bo wiem, że ta kobieta czuje bluesa, który jest w grach i na pewno mnie nie zawiedzie.

Kończąc, jako fan Mass Effecta cieszę się, że przeczytałam tę pozycję, chociaż niczego ona mi nie urwała. Cieszę się, że autorzy podejmują się pisania książek, które są oparte na grach. Chociaż nie zawsze to wychodzi, ale podczas lektury w jakiś sposób możemy mieć namiastkę gry, w którą graliśmy, bądź chcemy zagrać. Jako fan gry i uniwersum innym fanom polecam. Jeżeli jednak nie lubicie Mass Effecta, albo nawet nie wiecie, co to konkretnie jest to możecie sobie odpuścić. Książka ta skierowana jest do fanów gry, którzy zorientują się w jej historii.