Pages

piątek, 9 listopada 2018

„Ryder” & „Branna” | L.A. Casey


#Rydermyhubby

Prawdopodobnie nie ma na facebooku zdjęć okładek polskiego wydania „Rydera”, pod którym nie napisałam bym, że najstarszy ze Slaterów jest mój.
Przy Ryderze, reszta może się schować. 
Chociaż jego historia jest jedną ze spokojniejszych, to on sam jest niczym Szatan.

W związku Branny i Rydera po pięciu latach zaczyna się psuć. Branna zajęta pracą w szpitalu, na oddziale położniczym, coraz więcej czasu spędza z Ashem Wadem, który pracuje jako położny. Ryder zaś wpatrzony w telefon, nie zauważa oddalającej się od niego kobiety, którą kiedyś przecież kochał. Do tego Slater nie polepsza sytuacji w ich związku, znikając z domu wieczorami i wracając późną nocą, bądź nad ranem. 
Branna każdego dnia zastanawia się, czy to wszystko ma sens i czy naprawdę warto to ciągnąć. Coraz więcej puzzli układa się w całość, aż ostateczna decyzja zapada w jej głowie.
Decyzja, która ma zmienić wszystko w całej paczce przyjaciół, z których porobiły się pary. 
Kiedy miłość Branny i Rydera, chyli się ku upadkowi, życie innych Slaterów wiedzie się w pełni szczęścia. Wielu z nich ma już prawdziwe rodziny z dziećmi, inni dopiero spodziewają się maluchów. 
A Alannah pomału zaczyna dochodzić do porozumienia z Damienem. 
Gdzie Ryder znika, co noc?
Jaką decyzję podjęła Branna?

„Ryder” jest książką, która łączy wszystkich braci w jedno. Podczas czytania zauważyłam, że wiele wątków zostało pociągniętych do przodu, które były w poprzednich tomach niewyjaśnione. Co więcej, sama historia Rydera i Branny jest tutaj przedstawiona od poznania, przez wyjawienie wszystkich tajemnic, po sam koniec.
Możemy jeszcze raz przypomnieć sobie o Marco i całej historii mafijnej, którą autorka uplotła już w pierwszych częściach serii. Co więcej, mamy okazję przeczytać dokładniej o pracy Rydera, która miała spłacić dług Damiena. To właśnie tutaj, mogę stwierdzić, że L.A. Casey napisała fabułę ciemnych interesów braci, która w pierwszych tomach, mimo wyjaśnień, była zamglona.

Spotykamy wszystkich Slaterów oraz ich panny. Zatem jeżeli nie lubicie Rydera (i dobrze), a wolicie Aleca, czy Kane'a to nie będziecie czuć się poszkodowane. Bliźniacy też są i mają się świetnie, a Dominic nie wychodzi z formy, przy wkurzaniu Bronagh, która oczekuje dziecka. 

„Branna” jest kolejną krótką nowelką, będącą przedłużeniem „Rydera”, jednak jest napisana z pomysłem i nie nudzi. Rzeczywiście widać w niej ciąg wydarzeń, a nawet jest w niej zapowiedź „Damiena” i tego, co będzie się działo w kolejnym głównym tomie. Ja, już jak wiecie, białowłosego Slatera czytałam i muszę przyznać, że autorka zgrabnie wymyśliła te przejścia w fabule. 
Gdyby czytać „ciurkiem” całą serię to od „Aleca”, można poczuć jakby czytało się jedną książkę, cały czas. 

Ryder jako bohater jest ideałem. Nie usłyszycie ode mnie złego słowa o nim, bo to mój kolejny książkowy mąż od pierwszego wejrzenia. Żaden inny Slater nie spodobał mi się tak jak ten najstarszy i w jego historii ten fakt tylko został potwierdzony. 
Branna jest bardzo podobna do Bronagh, aczkolwiek nie ma talentu do warczenia na wszystkich, jak jej młodsza siostra. Jest raczej spokojną postacią, dorosłą i odpowiedzialną, ale czasami przesadzała ze stawieniem wszystkiego i wszystkich przed siebie. Na szczęście, nie było to aż tak nachalne, żeby wkurzało podczas lektury. 

„Ryder” to już prawie koniec historii braci Slater. Osobiście uważam, że to jedna ze spokojniejszych i lepszych części z całej serii. I wcale nie dlatego, że Rydera uwielbiam. Nie będziecie się nudzić przy tej książce. Możecie za to zobaczyć, jak dużo kosztuje prawdziwa miłość i jak wiele potrzeba, aby zadziałało zaufanie między dwojgiem osób.