Pages

czwartek, 25 października 2018

„Karminowe serce” - Dorota Gąsiorowska



Podejście numer... któryś.


Wiecie, że nie jestem fanką polskich autorów.
Wiecie też, że nie lubię obyczajowych książek.
Ale wiecie też, że jestem uparta i ciągle próbuje się do nich przekonać, sięgając od czasu do czasu po taki tytuł.

Laura Adamowicz pracująca, jako graficzka dla poważnych firm, pewnego dnia stwierdza, że nie chce mieszkać w Warszawie i znajduje sobie drewniany dom w Bukowej Górze. Z początku chatka jest typową zaniedbaną ruderą, przez co dziewczyna musi zatrudnić ekipę remontową, pod przewodnictwem Piotra, aby doprowadzić dom do stanu używalności.
Rozstając się ze swoją najlepszą przyjaciółką Agnieszką pozostawia życie w zatłoczonej stolicy i udaje się do swojego nowego, lepszego losu. Z początku lekko osamotniona, spotyka na swojej drodze 9 letniego Michałka, który zabiera ją ze sobą do miasta. Tam poznaje urocze małżeństwo i ich córkę Hanię, która pracuje razem z nimi w miejscowej małej cukierni, gdzie lada roztapia się w czekoladzie, a woń kakao otula niczym drogie perfumy.
Laura z Hanią szybko stają się przyjaciółkami i zaczynają opowiadać sobie o swoim dotychczasowym życiu. Adamowicz dowiaduje się, że Michałek jest chory, a ojciec chłopca nie wytrzymał psychicznie jego ułomności i uciekł.
W życiu dziewczyny cukiernia „Złote Serce” zaczyna gościć codziennie, a poza Piotrem, którego poznała już przy remoncie domku, pojawiają się inni adoratorzy.
Jednym z nich jest kardiochirurg Błażej, który okazuje się być synem właścicieli cukierni.
Jednak nie wszystko jest idealne, a głęboko skrywane tajemnice, zaczynają pomału wychodzić na wierzch.
Czy Laura sobie z nimi poradzi?

„Karminowe serce” jest ciekawą obyczajową lekturą, która zabiera w świat czekolady i słodyczy.
Możemy tu odnaleźć nutki romantyzmu i ciepła, a wielopostaciowość pozycji, opowiada nam o losach wielu bohaterów. Autorka zrobiła ciekawy motyw, nie skupiania się na głównej bohaterce. Historia poza Laurą przedstawia też sytuacje, z jakimi borykają się jej przyjaciele. Co ciekawe już po spotkaniu Piotra, zaczyna się kibicować Laurze, aby związała się z inżynierem. Kiedy jednak na horyzoncie pokazuje się kolejny mężczyzna, szybko zmienia się swojego „konia wyścigowego”.
Mamy tu trudny wątek wychowywania chorego dziecka przez samotną matkę, który został bardzo ciekawie opisany. W „Karminowym Sercu” jest wszystko, czego potrzeba do dobrej książki obyczajowej.

Czytając tę pozycję miałam ochotę zanurzyć się w miękki fotel, okryć ciepłym kocem przy kominku i popijać gorącą kawę, albo czekoladę (żartuję, whisky pasuje bardziej). A za oknem mieć widok na ośnieżone szczyty gór. Wprawdzie książka trochę w ten świat mnie przeniosła, ale materac w kabinie na statku szybko wytrącał mnie z wyobraźni.

Przeszkadzała mi jedna rzecz w tej historii. W sumie to dwie.
Długaśne i rozwlekłe opisy, które przypomniały mi „Hobbita” od Tolkiena (nie ma to, jak porównanie obyczajówki do fantastyki). Na początku były jeszcze przyjemne, ale w końcu zaczynały mnie nudzić i usypiać. Wiem, że autorka chciała pokazać nimi całość otoczenia, jakie było dookoła Laury, ale u mnie osiągnęła odwrotny efekt.
Drugą sprawą była Iwonka. Nie napiszę Wam, kim jest ta bohaterka, ale jej teksty były w moim odczuciu strasznie sztuczne. Irytowała mnie. Całe szczęście, że było jej mało w tej lekturze.

„Karminowe serce” to pozycja idealna na jesienne i zimowe wieczory, dla fanów książek obyczajowych. Osobiście ciągle badam ten gatunek i podchodzę do niego ze sceptycyzmem, gdyż wiele razy się zawiodłam. Jest to ciepła opowieść z tajemnicami w tle i pięknym drewnianym domkiem w jej centrum. Podobała mi się mimo swoich mankamentów, ale gdybyście mnie zapytali, czy polubiłam ten gatunek książek, dalej odpowiem, że długa droga do tego.
Końcem końców polecam fanom gatunku. Ci, którzy nie czytają książek obyczajowych mogą się zmęczyć.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję