Pages

piątek, 16 lutego 2018

„Przełom” – Michael C. Grumley


Czasami warto być niededukowanym, książki czyta się wtedy lepiej.


Kiedy wydawnictwo Niezwykłe ogłosiło, iż na naszym rynku ukaże się „Przełom” byłam ucieszona jak dziecko, które dostało nową grzechotkę. Czytałam tę pozycje po angielsku, kiedy tylko wyszła ta pozycja w USA. Z tego, co goodreads podpowiada był to 2013 rok. 
Wtedy też, dopiero zaczynałam swoje studia i nie znałam się na specjalistycznych pojęciach, bądź rzeczach, które zostały umieszczone w tej książce. Czytało mi się ją naprawdę świetnie, zatem bez wahania wzięłam polską wersję pierwszego z czterech tomów serii „Breakthrough”, ale…
No właśnie, co?

Alison Shaw razem ze swoim zespołem pracują w miejscowym akwarium. Poza opieką nad zwierzętami, zajmują się badaniem delfinów, pod względem przetłumaczenia ich języka na ludzki. Potężny system komputerowy, ufundowany przez IBM ma im w tym pomóc. A Dirk i Sally – dwa delfiny, z którymi starają się porozumieć przez program, zwany IMIS, są głównymi i jedynymi „królikami doświadczalnymi”. Po wielu latach wyrzeczeń i czekania na cud, pewnej nocy udaje się złapać pierwsze słowo porozumienia między delfinami, a ludźmi. 
To początek do czegoś nowego, przełomowe wydarzenie, jednak zdobytą wiedzą i osiągnięciami nie należy się dzielić. Hieny chcące wykorzystać to do własnych celów zawsze się znajdą. 

Kathryn Lokke pracuje, jako dyrektor agencji badawczej. Kobieta odkrywa, że obniżający się poziom wody w Oceanie, zaczyna doprowadzać lodowiec na Antarktydzie do pękania. Jeżeli poziom wody opadnie zbyt nisko, lodowiec pęknie, a spadający odłam lodu da początek ogromnej fali tsunami. Jednak podczas konferencji z prezydentem i innymi ważnymi osobistościami, nikt nie chce kobiecie uwierzyć, co więcej zostaje ona wyśmiana przez innych, gdyż poza obliczeniami nie ma nic, co mogłoby pomóc jej w przekonaniu reszty. 

Marynarka Wojenna USA podczas tajemnej misji na Morzu Karaibskim musiała przerwać zadanie, gdyż odczyty rejestrowane przez systemy okrętu podwodnego zaczęły wariować. John Clay, który jest śledczym, razem ze swoim przyjacielem podjął się wyjaśnienia tajemniczego zjawiska, jednak arcydrogi batyskaf, został wciągnięty w głębiny i tylko skrawek nagrania został zapisany dla naukowców. Ci zaś, wyciągnęli z niego jak najwięcej i okazało się, że na dnie morza coś jest. Pierścień obracający się szybciej, niż prędkość światła. 
Pytanie tylko, do czego on służy?

„Przełom” to pozycja, gdzie nie można wskazać głównego bohatera. Są tutaj trzy oddzielne historie, które w końcu się łączą i ciągną jeden duży wątek. Nie ukrywam, jest to zgrabnie połączone i bardzo mi się podobało. Książka jest wciągająca. Autor dawkuje nam emocje, doprowadzając do bomby. 
Jednak tak jak uważałam, gdy czytałam ją po angielsku, tak uważam i teraz wątek Lokke jest nudny. Owszem, jest potrzebny do całości książki, ale w stosunku do dwóch pozostałych bohaterów i ich historii, Kathryn jest napisana na kolanie jak dla mnie. Całe szczęście jest jej na tyle mało, że można przebrnąć i wrócić do przyjemniejszych wydarzeń. 

„Operatorzy sonaru to szczególny typ ludzi. Niewiele jest osób, które byłyby w stanie dzień za dniem przesiadywać przed monitorem, walcząc z monotonią i nasłuchując najsłabszych dźwięków rozbrzmiewających w bezkresnych wodach oceanu."

Wracając do tego, co napisałam na początku. Michael Grumley w swojej pozycji użył dość specjalistycznego słownictwa, aczkolwiek mam wrażenie, że czasami nie do końca wiedział, co pisze. Zapewne z kimś to omawiał, jednak teraz, kiedy jestem po morskich studiach wiem, gdzie zrobił buble. Może nie są to jakieś rażące błędy i osoba, która nie jest w temacie, zwyczajnie tego nie zauważy, ale dla Czytelników znających temat, niektóre fragmenty będą doprowadzać do śmiechu. Naturalnie z żalu. 

Pomijając te niedociągnięcia, które mnie osobiście bolą, (ale tak troszeczkę) „Przełom” to dobra książka. Trzyma w ciekawości do samego końca, szczególnie, że dużo rzeczy zostaje wyjaśnionych dopiero pod sam koniec lektury, ale też nie wszystkie! W końcu seria ma cztery tomy. Mam nadzieję, że reszta z nich także ukaże się u nas w kraju. 

„Przełom” to opowieść o badaniach, które mają przynieść nam - ludziom postęp cywilizacyjny. Lubię takie książki, bo ciągle po cichutku marzę o miastach rodem z Gwiezdnych Wojen, ale to nie w tym życiu. Każde kolejne odkrycie, czy to w kosmosie, czy w biologii jest dla mnie ciekawym wydarzeniem i staram się śledzić wszystko na bieżąco. Wiadomo, że nie każdy lubi czytać o takich rzeczach, ale „Przełom” rozszerza horyzonty na nowe rzeczy i tak powinno być też na Ziemi. W końcu wiecie… Tesla lata po kosmosie, niby bzdura, a jednak jakiś krok dla ludzkości.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu