Pages

wtorek, 6 lutego 2018

„Fallen Crest: Akademia”- Tijan


Ach, ta Tijan…


Z Tijan jest tak, że albo się ją pokocha od pierwszej książki, albo znienawidzi. Pozycje jej autorstwa są specyficzne. Niby jest to jeszcze Young Adult, ale podchodzi już pod ognisty romans. Jeżeli „Fallen Crest: Akademia” przyjmie się w naszym kraju, to każda jej kolejna książka będzie hitem dla Czytelników. Sama jestem fanką tej autorki od 2012 roku, kiedy to wyszła pierwsza część Fallen Crest. Nie ukrywam, że czytając ją miałam pewne przypuszczenia, na kim Tijan mogła wzorować się w niektórych wątkach swojej książki. Chodzi mi tu o „Plotkarę” (Gossip Girl) wydaną w 2002 roku. Zamysł całej historii jest inny, ale usadowienie głównej bohaterki w środku wydarzeń oraz jej sytuacja w szkole jest bardzo podobna do Blair i Sereny. 
Tyle słowem wstępu.

„Czułam, że przeszywa mnie wzrokiem i sprawdza, czy to, co mam w sobie, jest mu do czegoś potrzebne. Zawsze miałam wrażenie, że zagląda w najgłębsze zakamarki mojej duszy.”

Samantha jest dziewczyną obojętną na wszystko. Nie zależy jej na tym, że wszyscy wiedzą o jej chłopaku bzykającym się z jedną z jej najlepszych przyjaciółek, kiedy druga ich kryje. Nie zależy jej na reputacji w szkole. Jedyną rzeczą, koło której nie przechodzi obojętnie to bieganie. Dziewczyna każdego dnia biega po kilkanaście kilometrów. Zapamiętale i do pełnego zmęczenia swoich mięśni. Głownie po to, aby przemyśleć wszystko, a przede wszystkim, dlatego, żeby odciąć się od rzeczywistości. Rzeczywistości, która zaczyna ją przerastać, kiedy jej matka oświadcza, iż ma się pakować, bo wyprowadzają się z domu. 
A to dopiero pierwsza bomba.
Okazuje się, że mamuśka poderwała nadzianego James’a Kade’a, który ma dwóch rosłych i przystojnych synów, chodzących do publicznego liceum w Fallen Crest. Jakby tego było mało, chłopaki są w drużynie sportowej swojej szkoły, a Samantha chodzi do prywatnej akademii, będącej wrogiem na boisku publicznego liceum. Do tego Mason i Logan Kade, są pewnymi swoich sukcesów mężczyznami i owijają sobie panienki z obu szkół jak pragną. Dziewczyna postanawia nie pozwolić się omamić szczególnie, że ma być ich przybraną siostrą. 
Jest wobec nich obojętna i żyje sobie obok całej nowej rodziny skupiając się na oczyszczeniu swoich myśli przez bieganie. Widzi Logana, który wyprowadza z domu, co noc inną dziewczynę, a także słyszy, kiedy auta Kade’ów odjeżdżają z domu na kolejną imprezę. W szkole każdego dnia jest coraz gorzej, Sam chce utrzymać rozwód jej rodziców w tajemnicy, a przede wszystkich nie chce, aby znajomi dowiedzieli się prawdy o jej nowej rodzinie. Dodatkowo traci chłopaka oraz najlepsze przyjaciółki i zrezygnowana każdego dnia zaczyna się zamykać w sobie. Budować dookoła siebie mur, którego nikt nie rozbije. Jednak, gdy ktoś spróbuje się przez niego przedostać otrzyma ciętą ripostę, która sprawi, że zaniecha dalszych starań. 
Mason, który uważnie wszystko obserwuje prawie nigdy nie ingerując w nic, co nie wymaga jego interwencji widzi w Sam coś więcej, niż wszyscy dookoła.
Stara się ją chronić przed światem, a z każdym kolejnym wydarzeniem, w którym biorą oboje udział zaczyna rozumieć, jak cienka granica jest między obojętnością, a miłością.
Samantha nie chcąc przyznać się przed samą sobą też dostrzega różnicę w swoim zachowaniu wobec Masona. 
I tak oto między dwójką młodych ludzi rodzi się coś bardziej trwałego, niż przyjaźń z miłością razem wzięte.

„Na jego widok przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz i poczułam pustkę, kiedy zamknął za sobą drzwi. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogę czuć do niego coś więcej niż nienawiść…”

Zastanawiam się ile w tej książce jest fantazji autorki, a ile jest jej prawdziwych szkolnych doświadczeń. Zakłamana do cna młodzież, imprezująca każdego dnia, mająca sobie za nic szczerość i wierność. Dziewczyny rzucające się, co noc w inne męskie ramiona. Przyjaciele, którymi można wytrzeć sobie tyłek, bo szybciej cię zranią i zostawią, niż pomogą w potrzebie. To chyba właśnie przez to „Fallen Crest” zawsze przypominało mi „Gossip Girl”. Bardzo podobne sytuacje i wydarzenia. Każdy z każdym, wszędzie, później wielka afera (nadążacie?). 
Tijan idzie o krok dalej, bo poza życiem szkolnym wrzuca Samanthę w kryzysową sytuację rodzinną, która z każdą kolejną bombą, zaczyna być coraz bardziej przytłaczająca. Na dodatek, w tym całym syfie, który rozgrywa się dookoła Sam, ona sama czuje miłość do swojego przyszłego brata i nie jest to miłość braterska. 

„Druga rundo piekła, nadchodzę.”

Czytając „Fallen Crest” teraz po polsku, przypomniałam sobie, że Samantha jest JEDYNĄ książkową bohaterką, które szczerze współczuję. Naprawdę. Historia tej dziewczyny jest tak trudna i zawiła, że można się tutaj zgubić (szczególnie w poczynaniach jej matki i kolejnych facetów), toteż polecam zrobić sobie rozpiskę, aby nie zacząć rozmyślać, „ co tu się właśnie dzieje?”. 
Mimo ciągłego kopania w cztery litery Sam nie poddaje się i potrafi odwarknąć każdemu w taki sposób, że zmiata napastnika z powierzchni ziemi. Jest dziewczyną, która walczy o swoje, jeżeli jej na czymś zależy, bo jeżeli nie to jest jej to obojętne. Jej buntownicza natura rośnie wraz z korzyściami z danej sprawy.
Mason i Logan to totalne przeciwieństwa. Logan bzyka każdą chodzącą dziewczynę i potrafi wykorzystać to, że laski z miasta na niego lecą. Jest duszą towarzystwa oraz lubi dużo mówić nawet, jeżeli pieprzy totalne głupoty. 
Mason jest cichy, tajemniczy i jest świetnym obserwatorem. Mimo że lubi imprezować tak samo jak brat to nie korzysta z każdej napotkanej dziewczyny, a co więcej po mieście chodzi plotka, że z żadną nie był w związku, gdyż jest nieosiągalny. Cóż, jakoś Sam rozkruszyła jego zimne serce.

Na pochwałę zasługuje dawkowanie emocji przez Tijan. Widzimy, co się dzieje między bohaterami, jednak do samego końca nie jesteśmy pewni prawdy. Nie ukrywam, że poza Masonem (no wiecie, jak jest, nie od dziś mnie znacie) trzymanie Czytelnika w niepewności i wplątywanie Sam w coraz to większy bajzel są dla mnie największym plusem tej serii. Lubię jak jest trudno, lubię jak nie mam wszystkiego ma tacy i lubię tajemniczość. Tutaj to wszystko mam i jestem zadowolona.

„Ludzie to węże, musisz się tylko zorientować, jakie mają kolory, ale i tak wszyscy są tacy sami. Każdy czegoś chce.”

Kończąc, „Fallen Crest: Akademia” to książka, która wciągnie Was od pierwszych stron, a jeżeli wytrwacie przy niej do końca i zakochacie się w niej tak samo jak ja sześć lat temu to nie będziecie zawiedzeni. Już teraz, mogę Wam napisać, że drugi tom ma zostać wydany w kwietniu i zdecydowanie jest, na co czekać. Książek z serii trochę jest, ale tak jak pisałam wyżej, jeżeli porwie Was pierwszy tom to cała reszta będzie dla was idealną bajką do poduszki na dobranoc.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu