Cassandry Clare nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jej seria „Dary Anioła” opanowała świat i rozrosła się do wielotomowej historii. Jak w tym wszystkim wypadł „Władca Cieni”?
Ciągle miałam wrażenie, że czytałam coś już Staci Hart. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie, a „A little, too late” jest moim pierwszym spotkaniem z jej twórczością.
Po zaskakującym zakończeniu „Consolation” od razu chwyciłam „Conviction”, które czekało na półce. Chciałam przekonać się jak autorka rozwiąże sprawę i czy podoła.
Osławiona dylogia „Consolation duet” autorstwa Corinne Michaels wkroczyła też i w moje skromne łapki. Doskonale wiedziałam, jaki będzie koniec pierwszego tomu, ale nie sądziłam, że zostanie on poprowadzony w taki sposób.
Zaraz po skończeniu „Księgi Cmentarnej” wzięłam w ręce „Chłopaków Anansiego”. Gaiman porwał moją duszę już przy okazji pierwszej książki, ale teraz… chce więcej.
Nie znając twórczości Neila Gaimana nie wiedziałam, czego się spodziewać, gdy sięgałam po pierwszą książkę jego autorstwa. Kończąc tę pozycję… wzięłam kolejną.
Po przygodzie z trzema poprzednimi tomami „W przestworzach” autorstwa R.K. Lilley „Pana Przystojnego” miałam zamiar przeczytać raczej z ciekawości zakończenia serii. Miałam przeczucie, że będzie to powtórka z rozrywki, ale… zostałam zaskoczona.