“Racer Fucking Tate”



Kolejna książka Katy Evans skradła moje serce. Tym razem w tak bardzo, że nie potrafię wyjść z podziwu i zrozumieć: JAK ONA TO ROBI?

Czekałam jak dziecko czeka na grzechotkę, aż na moim Kindlu pojawi się „Racer”. Jest to najnowszy romans mojej ulubionej autorki, który od samego początku zapowiadał się być wielkim hitem. 
I jest. 
Ba! Będzie po wsze czasy! Chyba, że Katy ma dla nas kolejne bomby silniejsze, niż ta.

Zanim jednak zacznę, słowem wstępu:
RACER JEST MÓJ.
MINE.
ZAKLEPANY.
DIBS.
KONIEC.

Poznajemy syna Remingtona Tate’a oraz Brooke, których znamy doskonale z serii „Real”. Racer to 
22-letni chłopak, który wyglądem wdał się w ojca. Ma kruczoczarne włosy oraz błękitne oczy i jest pewnym siebie, sięgającym po to, co pragnie młodym mężczyzną. 
Lana Heyworth jest najmłodszym dzieckiem człowieka, który po odejściu żony stwierdził, że pragnie spełnić swoje marzenie przed śmiercią i wpakował wszystkie pieniądze w stajnie Formuły 1 o nazwie HW Racing Team. Dziewczyna ma trzech starszych braci, a każdy z nich ma ściśle konkretne obowiązki w rodzinnym interesie, który niestety…. się nie kręci.
Lana chcąc pokazać, że jest bardziej przydatna od rezerwowania hoteli i podawania napojów postanawia znaleźć kierowcę, który poprowadzi ich do zwycięstwa i zapewni im sponsorów oraz pieniądze. 
Kieruje się od razu na wyścigi Indie (Indianapolis) i tam zamiast zaparkować na wskazanym do tego miejscu, parkuje na wiśniowym Mustangu, który też to miejsce wypatrzył. Gdy wychodzi z auta i widzi mężczyznę, który ogląda straty po stłuczce jej serce podskakuje po raz pierwszy. 
I zdecydowanie nie ostatni.



Racer dowiadując się o misji Lany, wpisuje się na jej listę na samym końcu, a potem zaprasza ją na późniejszą godzinę chcąc pokazać jej najlepszego kierowcę na świecie. Okazuje się, że chłopak nie poszedł w ślady ojca, mimo że ten bardzo tego chciał i od małego kierował go ku boksie. 
Racer jest kierowcą. Nielegalnym kierowcą ulicznym. Po wygraniu na oczach Heyworth rajdu ta postanawia go zabrać ze sobą do braci i ojca i pozwolić mu zasiąść za kierownicą bolidu. 



Między tą dwójką rodzi się uczucie, które omija etap przyjaźni. Kradną sobie spojrzenia, dotykają się niby przypadkiem i ciągle potrzebują siebie obok. Próbują to ukrywać, jednak spostrzegawczy ojciec Lany, który przeżył już nie jedno wie, co się święci, a z każdym kolejnym wyścigiem Racer zyskuje w jego oczach coraz bardziej. 
W pewnym momencie wszystko staje nad przepaścią.
Racer ma tajemnicę i nie chce, aby ujrzała ona światło dzienne.
Tylko Lana może pomóc mu z tego wyjść. 

Okroiłam tę recenzję na wszelkie możliwe sposoby, żeby Wam nie napisać za dużo i nie zniszczyć przyjemności czytania. Nie ukrywam, było to ciężkie zadanie, bo ta książka jest tak cudowna, że najchętniej to napisałabym wam jej całe streszczenie, albo już wydała po polsku, aby każdy mógł poznać syna Remyego. 
Tutaj nie ma rzucania się na siebie w dzikim pożądaniu. Nie ma dominacji jednej ze stron. 
Jest subtelny dotyk, spojrzenia, miłość i pragnienie. Racer jest tym, który stara się zbliżyć do Lany, a ta z racji, iż jej serce jest zwichrowane boi się otworzyć ponownie na mężczyznę. Szczególnie na kierowcę Formuły 1. Uparty jak własny ojciec, młody Tate nie daje za wygraną i osiąga to, czego pragnie po wielu bataliach. Lana zaś, mimo niepewności, które cały czas gdzieś się jej pojawiają postanawia zaryzykować, a ryzyko okazuje się być grą wartą każdych pieniędzy.



Miło było spotkać ponownie Remingtona, który okazał się być wymagającym ojcem, ale też służącym w każdej chwili ogromną pomocą. Co ciekawe, czytając „Racera”, nie zauważyłam ani razu imienia matki chłopaka – Brooke, która w większości sytuacji była przy swoim mężu. Dziwna sprawa, ale nie żeby mi to jakoś przeszkadzało. 
Mogłoby się wydawać, że Lana będzie podobna do Brooke, ale tak nie jest. Dziewczyna wie, czego chce, robi wszystko żeby to osiągnąć i nie jest „przylepą”. Wręcz przeciwnie. To Racer zabiega o nią, a ona go odtrąca. Oczywiście nie cały czas, bo każdy może mieć chwile słabości, prawda?
Sam Racer… jest całym swoim ojcem. Jeżeli pokochałyście Remyego, takiego jakim był to Racera też będziecie kochać tak samo, albo nawet bardziej ( tylko pamiętajcie, że już zajęty :D). Jest to sympatyczny chłopak, o niebywale ciekawym zachowaniu wobec innych, ogromnej pewności siebie i dążący do swoich celów każdego dnia. Jest uparty jak przysłowiowy osioł, ale w dobrej wierze. 
No i… jeździ wiśniowym Mustangiem (wyszłam na blacharę?).



Tak, będę się podniecać tą pozycją. Wierzcie lub nie, ale mam zamiar ją przeczytać w najbliższym czasie jeszcze raz, a ostatnie dwa rozdziały znam już na pamięć. Jedna nieprzespana noc wystarczyła, żebym czytała ciągle i ciągle to samo z radości i ze smutki, że to już koniec. Dodam jeszcze, że mamy okazję poznać 18letnią Iris i po cichu liczę, że Katy zrobi także jej historię. 

„Racer” jest książką, którą trzeba przeczytać przed śmiercią, jeżeli jest się fanem „Remyego”. Zdecydowanie. 
Jest to lektura tak wciągająca, że za oknem robi się ciemno, a Czytelnik nawet tego nie zauważa. Jest to pozycja, przy której będziecie się cieszyć i płakać jednocześnie, a po skończeniu będziecie płakać dalej mając uśmiech na ustach. 
„Racer” weźmie wasze serce w posiadanie, pokaże Wam, co to znaczy zrobić wszystko dla miłości, a potem zostawi Was na kacu książkowym, na którym będziecie mieli ochotę czytać go wciąż i wciąż, nie mogąc zabrać się za coś innego. Ta książka Was zmiecie, tak jak zmiotła mnie, więc polecam dwudniowy urlop, aby dojść do siebie po tym szoku. 
Kończąc już, bo znowu się rozwlekłam, jeżeli czytacie po angielsku to 28 rzućcie wszystko i bierzcie się za „Racera”. Jeżeli się boicie czytać w obcym języku, to jest dobry moment, aby spróbować, a jeżeli czekacie na polską premierę… to czekam razem z Wami i oby była jak najszybciej.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Katy Evans <3.



copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com