tag:blogger.com,1999:blog-24915095222474565282024-03-18T10:58:34.946+01:00Po drugiej stronie okładkiPo drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comBlogger1699125tag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-13340669600745280482024-03-18T10:58:00.000+01:002024-03-18T10:58:04.201+01:00„Wiedźmy z Dechowic” - Piotr Jedliński<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJPrd3HoxzxWX5uTJPrRnW0CKRW6xZQ6rIRlT99ySvZKmKfTm-MgdRrrTB8YC4y6nnZuWfmxeH7AD9sfG5UGXSQSWqdYzHvUbg6mjfS_JFkGG0iOGTMAGZCNcgAjELghZ1r9zxiOrFD62Ir3zBtAFfnu6YhMkueNEDUa8LDHHZt0tzH8SUgN07V-GQ9JL8/s2478/20240103_150739.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1616" data-original-width="2478" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJPrd3HoxzxWX5uTJPrRnW0CKRW6xZQ6rIRlT99ySvZKmKfTm-MgdRrrTB8YC4y6nnZuWfmxeH7AD9sfG5UGXSQSWqdYzHvUbg6mjfS_JFkGG0iOGTMAGZCNcgAjELghZ1r9zxiOrFD62Ir3zBtAFfnu6YhMkueNEDUa8LDHHZt0tzH8SUgN07V-GQ9JL8/s16000/20240103_150739.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Opowieść o plagach, czarołowczych i sabatach.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Posiadam obie pozycje od Piotra Jedlińskiego, ale dopiero teraz dojrzałam do sięgnięcia po jedną z nich. „Wiedźmy z Dechowic” to opowieść fantasy o tytułowych wiedźmach, która rozgrywa się w polskiej wsi. Czy Lucyna, Mirka, Michalina i Elżbieta zdobyły moje serce?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tytułowe wiedźmy, które są już dawno po pięknej młodości walczą z szalonym czarołowczym, przyrządzają mocne alkoholowe eliksiry, zmagają się z efektami ubocznymi własnych czarów oraz mierzą się z mocami zamkniętymi w pradawnych artefaktach. Kobiety spędzają też czas na sprzeczkach i godzeniu się, a w obliczu zagrożenia są w stanie przezwyciężyć wszystkie różnice i wymiany zdań, aby ramię w ramię stanąć do walki. Ale to nie jedyne zajęcia wiedźm. Lucyna, Mirka, Michalina i Elżbieta potrafią też rozwiązywać sprawy iście kryminalne, a także walczyć z plagą... prawie egipską.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wiedźmy z Dechowic” to satyra i karykatura polskiej wsi z połączeniem fantastyki. Nasze bohaterki swoje w życiu przeżyły, ale nawet na starość nie mogą odpocząć, ponieważ czarołowczy nie wybiera. Mogłoby się wydawać, że w polskiej wsi niewiele się dzieje – nic bardziej mylnego!</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wiedźmy nie mają czasu się nudzić, a coś takiego, jak opieka nad wnukami i robienie na drutach dla nich nie istnieje.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Książka Piotra Jedlińskiego posiada cztery rozdziały i jak się łatwo można domyślić, każdy z nich poświęcony jest innej wiedźmie, choć główny wątek jest wspólny. Dzięki temu możemy poznać Lucynę, Elżbietę, Mirkę i Michalinę osobiście i stwierdzić, która z wiedźm jest naszą ulubioną.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Piotr Jedliński podczas lektury zapewnia nam dużo śmiechu. Zasadniczo, cała historia utrzymana jest w wesołym i bardzo sympatycznym tonie. Jak na prawdziwą wieś przystało, mamy tutaj całą masę zabobonów, przesądów i tradycji, które w miejskim zgiełku już dawno zostały zapomniane.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Historia jest ciekawa, ale nieco za bardzo rozciągnięta. W dodatku drobny druk w wydaniu sprawił, że skończyłam tę książkę w ebooku na Legimi, gdyż moje oczy zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa podczas czytania. Co więcej, myślę, że właśnie w ten sposób sięgnę po drugi tom przygód wiedźm.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wiedźmy z Dechowic” to swojska historia, w której dzieją się dziwy. Połączenie wiedźm w starszym wieku, polskiej wsi i fantastyki to coś, czego jeszcze na polskim rynku nie spotkałam. Piotr Jedliński miał świetny pomysł na fabułę, ale niektóre wątki są przegadane, przez co podczas lektury zaczynają męczyć. Niemniej jednak zachowanie gwary i naleciałości w języku bohaterów jest tutaj rozpisane bardzo realnie i nie ukrywam, wielkie brawa za to, bo mam wrażenie, że nie przyszło to autorowi „ot tak”. Sięgnę po drugi tom, ponieważ jestem ciekawa, co spotka wiedźmy i czy Piotr Jedliński zachował klimat, który zapewnił nam w tej części.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-64990506491823510482024-03-14T01:22:00.000+01:002024-03-14T01:22:15.134+01:00„Wybór Damy” - Kitty Curran & Larissa Zageris<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY4-iRnLL4wxF4P07PgErHf5XX5aII2k86fM-v4gKQMqQMzdLj8ESuKYoPAy0H5ee8sYsrIrUWA9E84NZx0LWpPJYeFPk-0ew0F7KAvCYHWychMhHh4f3WYTilmlxSsp1RX2Bn7csEVDbkqMdyJmyWaV0_LYQpIUXzUH1M4L3eYtNtl-oulttiC2GQMKLV/s2774/20240307_103722.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1844" data-original-width="2774" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY4-iRnLL4wxF4P07PgErHf5XX5aII2k86fM-v4gKQMqQMzdLj8ESuKYoPAy0H5ee8sYsrIrUWA9E84NZx0LWpPJYeFPk-0ew0F7KAvCYHWychMhHh4f3WYTilmlxSsp1RX2Bn7csEVDbkqMdyJmyWaV0_LYQpIUXzUH1M4L3eYtNtl-oulttiC2GQMKLV/s16000/20240307_103722.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Interaktywny romans?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Na fali „Bridgertonów” polskie wydawnictwa sięgają po romanse historyczne, które ponownie wracają do łask. Wydawnictwo Insignis poszło kilka kroków dalej, ponieważ to właśnie za ich sprawą trafia do nas „Wybór damy”, czyli romans interaktywny. Czy to się może udać?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Bohaterką tego romansu jesteśmy my, Czytelnicy. Zostajemy wrzuceni w XIX wiek, nie mamy grosza przy duszy, ale za to odwagi mamy aż nadto. Nasza przyszłość zależy od wyboru dżentelmena, który skradnie nasze serce. Czy zaczniemy flirtować z sir Benedictem Granville'em? Może szukając prawdziwej miłości zdecydujemy się na kapitana Angusa MacTaggarta? A może naszym marzeniem jest życie ze skandalistą, który zakrawa na szaleńca? Lord Garraway Craven czeka na propozycję. A u naszego boku, za przyzwoitkę i towarzyszkę podróży będzie lady Evangeline Youngblood. Czy jesteście gotowi na własną podróż pełną przygód?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wybór damy” to pozycja, która zapowiadała się naprawdę dobrze, a wyszła zupełnie inaczej. Jeżeli mam być szczera to moja historia skończyła się po trzech wyborach i naprawdę... zobaczyłam po opisie podsumowującym „KONIEC”. Okej..., czyli książka zajęła mi dosłownie dziesięć minut.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Spróbowałam ponownie, ale im głębiej w ten las, tym gorzej i końcem końców z przewróceniem oczami odłożyłam tę pozycję stwierdzając, że wcale nie bawię się tak dobrze, jak myślałam, że będę. Szkoda. Był tutaj naprawdę ogromny potencjał na świetną, różnorodną przygodę, ale wyszedł cyrk na kółkach, a ciarki żenady czułam zbyt często.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nie będę się rozpisywać na temat tej pozycji. Jest ona bardzo nijaka. Podejrzewam, że znajdzie swoich fanów, ponieważ nadal jest to coś zupełnie nowego na rynku. Sami możemy kierować głównymi wyborami, czyli w zasadzie coś jak roleplay gaming w grach, tylko bez mechanik i zasad, których trzeba się trzymać.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wybór damy” to pozycja, która zależy od podejścia Czytelnika. Mam wrażenie, że autorki pisały ją dla zabawy. Z przymrużeniem oka. Nie należy jej brać poważnie i wnikliwie zastanawiać się nad naszymi wyborami. Z drugiej zaś strony, ciężko nie myśleć, którą opcję wybrać, kiedy te prowadzą nas dalej. Niemniej mimo wielu wyborów i decyzji do podjęcia jest to pozycją do przeczytania na dwa, góra trzy razy. Momentami nie kleją się te przeskoki w fabule i wyborach, momentami jest dość dziwnie, ale dalej – kiedy już osiągniecie to, czego oczekujecie i zobaczycie napis „Koniec” to odłożycie tę pozycję na wieczne zakurzenie. Podsumowując; zajebisty pomysł spalił na panewce.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-66839850665897884772024-03-12T14:27:00.000+01:002024-03-12T14:27:36.604+01:00„Płoń” - Patrick Ness<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjibOrgygLR_joQf0PmrwlUOY-oUsphpfAAmGt0dYuuuJkNmkPdztyrJujgtctxeBL-l_eMhFFODnzkLah-p4eTVYntamc2LLfqHrX513Iiaa_g0qXLECA8UfW0gtBAyPSbIBeburE-7NqfbKnHFDwh06KHXNNQPezCcFx029QlR9S-JlcduaAJuPO1vZXZ/s2570/20240307_103418.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1845" data-original-width="2570" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjibOrgygLR_joQf0PmrwlUOY-oUsphpfAAmGt0dYuuuJkNmkPdztyrJujgtctxeBL-l_eMhFFODnzkLah-p4eTVYntamc2LLfqHrX513Iiaa_g0qXLECA8UfW0gtBAyPSbIBeburE-7NqfbKnHFDwh06KHXNNQPezCcFx029QlR9S-JlcduaAJuPO1vZXZ/s16000/20240307_103418.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Niech będzie piekło!</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Patrick Ness kupił mnie trylogią, która pokazała się za sprawą wydawnictwa Zysk i s-ka, a mianowicie „Ruchomy Chaos”. Kiedy zapowiedziane zostało „Płoń” nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała tej pozycji. Czy pełna ognia lektura pochłonęła mnie w swoje płomienie?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W zimny niedzielny wieczór na początku 1957 roku Sarah Dewhurst stała z ojcem na parkingu stacji benzynowej Chevron. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że we dwójkę czekali na smoka, którego ojciec Sarah wynajął do pomocy na farmie. Musieli zatrudnić zwierzę, bo nie było ich stać, aby móc zapłacić ludziom za pracę. Jednak przybyły smok Kazimir okazuje się kimś więcej, niż tylko ziejącym ogniem zwierzęciem. Sarah ciekawi stworzenie, które rzekomo nie posiada duszy, ale stara się zapewnić jej bezpieczeństwo. Smok wie coś, czego ona nie wie, a na ich farmę przybył z przepowiednią. Przepowiednią, w którą zamieszane są osoby trzeci, w tym kult czcicieli smoków, agenci FBI i niczego nie podejrzewająca Sarah.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pierwsze, co rzuca się w oczy w polskim wydaniu to okładka. Jak dobrze wiecie, jestem fanem okładek oryginalnych. Tutaj, wydawnictwo Zysk i s-ka postanowiło stworzyć własną, która jest o wiele bardziej wyrazista i przyciągająca oko, niż oryginalna. To, tak słowem wstępu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Płoń” to historia, która rozwija się dość niewinnie, aby z biegiem stron i fabuły, wciągnąć nas w skomplikowanie, wielowątkowo zbudowany świat, w którym nie zabłądzimy. Patrick Ness, podobnie, jak w trylogii „Ruchomy Chaos” porusza tutaj wiele rzek z własnym prądem, aby na koniec wszystkie trafiły do morza. Muszę przyznać, że jestem w szoku, jak szybko przeczytałam tę książkę i, jak bardzo mnie ona pochłonęła.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Świat lat '50 pełen był uprzedzeń, niedomówień i dyskryminacji. To wszystko Ness zawarł w swojej książce, łącząc ją dodatkowo z elementami fantastycznymi, a przy okazji nieco ujmując honoru istocie smoka. Nie wiem, czy wy też tak macie, że uważacie smoki za pełne dumy i honoru stworzenia, do których trzeba mieć respekt i pokorę? Może tylko ja tak mam, niemniej jednak pomysł na zatrudnienie smoka do pomocy na farmie jest jednocześnie genialny i prześmiewczy. Co dalej nie zmienia faktu, że ta książka mi się naprawdę podoba.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Sarah nie ma prostego życia. Zaczynając od koloru skóry, dziewczyna jest wyśmiewana, traktowana jak gorszy sort i nikt nie darzy ją zaufaniem. Co więcej, mimo ogromnego wkładu pracy na farmie każdego dnia, jej i jej ojcu grozi brak dachu nad głową. Jakby tego było mało smok, który przybywa do nich na pomoc jest niebieski, a historia jego koloru oznacza Rosję, do której wszyscy są uprzedzeni, po zimnej wojnie. Zwierze wykonuje swoje zajęcia bez zająknięcia, czy większych problemów i nic nie wskazuje na to, że miałoby być iskrą buntu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pod świetną książką fantasy Patrick Ness ukrył wiele rzeczywistości. Świat, wykreowany przez autora jest mroczny, a ludzie próbują pozbierać się w życiu, naprawić większe i mniejsze szkody po wojnie, a przede wszystkim odzyskać równowagę w swoim życiu. W „Płoń” zostały poruszone tematy dyskryminacji religijnej i płciowej, ale też ubóstwa czy chorób. Wielowątkowość tej powieści określa świat równoległy, w którym dzieją się rzeczy, mające doprowadzić świat do upadku. Jaki będzie tego finał? Czy świat skończy w ogniu?</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-87557665936247501542024-03-09T14:43:00.005+01:002024-03-09T14:43:57.221+01:00„Księga Zaginionych Opowieści. Historia Śródziemia” #2 – J.R.R. Tolkien <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNbN9Lbi_TiD4AZNLS-X5nBM1DVCKbxch19tN9g42RU7S-0rU0w0j2mBhFwN3tgUQb1jZNViIgdwA5wt_7O7KEzo5jqm-JSI3I5n1-rGl9NnOYQ4tHA0tiD5K3olokWKG0h0kfcoF11_0UFS1CHIXPRQvm7TthLBz5AoHgvLiB8v0D6qkYSAoMcGuOsmGE/s2269/20240307_103814.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1530" data-original-width="2269" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNbN9Lbi_TiD4AZNLS-X5nBM1DVCKbxch19tN9g42RU7S-0rU0w0j2mBhFwN3tgUQb1jZNViIgdwA5wt_7O7KEzo5jqm-JSI3I5n1-rGl9NnOYQ4tHA0tiD5K3olokWKG0h0kfcoF11_0UFS1CHIXPRQvm7TthLBz5AoHgvLiB8v0D6qkYSAoMcGuOsmGE/s16000/20240307_103814.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Uzupełnijmy luki.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tolkiena nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest to autor, którego zna każde dziecko, a teraz to już tym bardziej skoro nawet „Hobbit” jest w lekturach. Wydawnictwo Zysk i s-ka kontynuuje wydawanie pozycji tego ponadczasowego autora w pięknych, twardych oprawach i obwolutach na nich. „Księga Zaginionych Opowieści” ma dwie części i to właśnie o drugiej z nich przyszłam poopowiadać.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Historia Śródziemia to najbardziej oczekiwany przez fanów na całym świecie (w całości ukazała się tylko po angielsku, wybrane tomy natomiast opublikowano po polsku, francusku, niemiecku, szwedzku, hiszpańsku, węgiersku i rosyjsku) dwunastotomowy cykl książek wydanych przez Christophera Tolkiena na podstawie zapisków i notatek, które pozostawił jego ojciec.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Polskie wydanie zatem będzie pierwszą pełną edycją zagraniczną Tolkienowskiego oryginału. Druga część Księgi zaginionych opowieści zawiera historie Berena i Lúthien, Túrina i smoka oraz jedyne pełne opowieści o Naszyjniku Krasnoludów i upadku Gondolinu. Książka przedstawia także źródła całej koncepcji Śródziemia i Valinoru, zaginione opowieści są bowiem zaczątkiem mitów i legend składających się na późniejszy Silmarillion. Osadzone w angielskich przekazach i bogate w angielskie skojarzenia, opowieści te są ujęte w narracyjną ramę wielkiej morskiej podróży na zachód, w którą wyruszył żeglarz Eriol, kierując się ku Tol Eressëi, Samotnej Wyspie, gdzie mieszkali elfowie. Od nich dowiedział się ich prawdziwej historii, ujętej w Zaginionych opowieściach Elfinesse. Można w nich znaleźć najwcześniejsze opisy bogów i elfów, krasnoludów, Balrogów i orków, koncepcje Silmarilów i Dwóch Drzew Valinoru, a także Nargothrondu, Gondolinu, geografii oraz kosmografii tego wymyślonego świata.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tylko znajomość Historii Śródziemia pozwala wypełnić wszystkie luki w wiedzy o Śródziemiu i delektować się w pełni ogromem i bogactwem wykreowanego przez autora Władcy Pierścieni świata.*</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jak doskonale wiecie, nie miałam okazji czytać, ani nawet oglądać „Władcy Pierścieni” (próbowałam kolejny raz w tym roku – znowu zaczęło brać mnie spanko). Czytanie „Historii Środziemia” jest dla mnie niczym wnikanie w świat, którego nie znam. Jakby poznawanie go od podstaw, zanim zamknę go w całość (może wtedy oglądnę filmy?).</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W tej części „Zaginionych opowieści” mamy okazję przeczytać historię Bernera i Luthien, opowieści o Naszyjniku Krasnoludów i upadku Gondolinu. Niektóre z tych opowieści mieliśmy okazję poznać wcześniej, chociażby za sprawą Silmarillionu (tak, czytałam), ale mimo powtórki z rozrywki nadal czerpałam przyjemność z lektury.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Dodatkowo, mamy tutaj komentarze Christophera Tolkiena, za sprawą których możemy wniknąć jeszcze głębiej w świat, jaki stworzył jego ojciec i zrozumieć, jak to wszystko zostało dopracowane. Zdecydowanie Tolkien nie stworzył byle uniwersum. Zbudował świat, który żyje swoim własnym życiem, który jest niemalże namacalny i wcale nie dziwię się fanom Tolkiena. W zasadzie to ich rozumiem, bo mam tak samo ze Star Wars.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jako człek stojący obok i czytający Tolkienowski świat „Władcy Pierścieni”, uważam że „Księgi Zaginionych Opowieści” to pozycje obowiązkowe dla fana uniwersum. Jeżeli jesteście ciekawi uzupełnienia informacji o Śródziemiu, to tutaj także otrzymacie to, czego wymagacie. Podobały mi się te historie, choć czytanie wszystkich naraz jest mocno męczące. Lepiej rozdzielić sobie tę pozycję na kilka razy i sięgać po nią, kiedy naprawdę mamy na to ochotę i czas. Inaczej nie poczujemy klimatu. Nie wspominam nawet o przepięknym wydaniu, które sprawia, że te pozycje, aż proszę się o bycie prezentem dla każdego tolkienowskiego fana.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">*opis ze strony wydawcy</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-31368590368334812842024-03-07T08:18:00.000+01:002024-03-07T08:18:32.926+01:00„Listy Świętego Mikołaja” - J.R.R. Tolkien<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcBle8e9g6AycBvSQ12Hef5dtPRC0H6inwoOmhwzs1Z8PS2FXJ2pJ8H9Kj36Ix225w8ArGlMawF_WZNPsXerLHD93pupcNdZIoN3Uyb2jdPdtVjE9YFn-7z4sU52363uEK_c36PiO_IncnRWxJgvT96YXImWpe6u4eCFbis7AtGMIeFDwIAS8ece9DWcwa/s2426/20240103_150817.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcBle8e9g6AycBvSQ12Hef5dtPRC0H6inwoOmhwzs1Z8PS2FXJ2pJ8H9Kj36Ix225w8ArGlMawF_WZNPsXerLHD93pupcNdZIoN3Uyb2jdPdtVjE9YFn-7z4sU52363uEK_c36PiO_IncnRWxJgvT96YXImWpe6u4eCFbis7AtGMIeFDwIAS8ece9DWcwa/s16000/20240103_150817.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Uwierz, jak nie wierzysz.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Zysk i s-ka za ciosem wydaje wszystkie książki Tolkiena w przepięknych wydaniach, które wyglądają na półce, jak mokry sen książkoholika. Serio. W grudniu, jak wszyscy wiemy przypada Dzień Świętego Mikołaja, zatem „Listów Świętego Mikołaja” od autora „Władcy Pierścieni” nie mogło zabraknąć na fanowskich półkach.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Co roku, w grudniu do dzieci Tolkiena przychodziła koperta ze znaczkiem z Bieguna Północnego. Wewnątrz znajdował się list, napisany dość dziwnym pismem, a także rysunek. Listy te, pochodziły od Świętego Mikołaja i opisywały przygody, jakie przyszło mu przeżyć wraz z pomocnikami: Niedźwiedziem Polarnym, który także dopisywał swoje wtrącenia grubym pismem, oraz elfa Ilberetha, który zupełnie odwrotnie – pisał delikatnie i elegancko.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Od pierwszej wiadomości, jaką otrzymał najstarszy syn z 1920 do wzruszającego listu skierowanego do córki z 1943 roku „Listy do Świętego Mikołaja” gromadzą rysunki, opowieści oraz wyjaśnienia, dlaczego prezenty nie zawsze były takie, o jakie dzieci prosiły. Trzeba przyznać, że Tolkien miał myśl, aby pisać listy do swoich dzieci, jako Święty Mikołaj. Nie ukrywam, że jest to naprawdę genialne. Tym bardziej we współczesnym świecie, kiedy wszyscy jesteśmy przebodźcowani, a święta stały się pokazem na najlepszą choinkę, najbardziej oświetlony dom, czy najbogatsze prezenty pod choinką.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pisanie listów już dawno odeszło do lamusa. Choć upierdliwe było kupowanie znaczków na poczcie i stanie w kolejkach uważam, że była to naprawdę gra warta świeczki. Pozwalanie dzieciakom żyć, jak najdłużej w fantastycznym świecie rozwija ich wyobraźnię i sprawia, że nie czują się przytłoczeni dorosłością. Swoją drogą pamiętacie, jak byliśmy „mali” i chcieliśmy być dorośli? A teraz, kiedy jesteśmy „duzi” wolelibyśmy być dziećmi bez trosk i problemów? No właśnie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Listy, jakie Tolkien pisał do swoich dzieci są miłe i bardzo sympatyczne. Podczas ich lektury czułam bijące od autora ciepło do swoich dzieci, mimo iż udawał on człowieka i m zupełnie obcego. Na swój sposób było to bardzo podtrzymujące na duchu i takie przytulne. Książka posiada wiele kolorowych rysunków, jakie były zamieszczane do listów oraz zdjęcia kopert, w których dane listy przybyły do dzieci. Całość jest fenomenalna i pozwala oderwać się od rzeczywistości na dłużej. A przede wszystkim jest urocza.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Listy Świętego Mikołaja” to pozycja nie tylko dla fanów Tolkiena. Nie mam wątpliwości, że maniacy „Władcy Pierścieni” nie odpuszczą tej książki, ale jeżeli szukacie czegoś na prezent dla dziecka, albo nawet dla dorosłego, który powinien pozwolić sobie na odpoczynek i zanurzenie się w wyobraźni to ta lektura jest idealna. W zasadzie, jest ona dla wszystkich i to właśnie jest w niej najlepsze. Jeżeli tylko nie będę miała pomysłu na prezent dla bliskiej mi osoby, to ta pozycja będzie pierwsza, po jaką się skieruję.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-23391440140619067262024-03-03T22:28:00.000+01:002024-03-03T22:28:51.141+01:00„Worowka” - Paulina Jurga<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhosiogjYSlf387d8JH-d4PoqUPFyEKnUyuhRt-83c6lwvODCyBD5yQoQ6Ywn2mWW78D7WGcwd1lKQr2rXI9gJFyRBBBPAEPYasEIp5kxq9k65B7O1INl3flg-aQvsYMguVrT7TE62hYgVAfzHOazI6hUvYIHdx6xY3VClIAO4YgA-0ogg3qIsBs-lw00uH/s2480/20240228_082459.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1843" data-original-width="2480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhosiogjYSlf387d8JH-d4PoqUPFyEKnUyuhRt-83c6lwvODCyBD5yQoQ6Ywn2mWW78D7WGcwd1lKQr2rXI9gJFyRBBBPAEPYasEIp5kxq9k65B7O1INl3flg-aQvsYMguVrT7TE62hYgVAfzHOazI6hUvYIHdx6xY3VClIAO4YgA-0ogg3qIsBs-lw00uH/s16000/20240228_082459.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">To naprawdę koniec?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Witam ponownie!</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tak, dobrze się domyślacie, trzeci tom Serii Gruzińskiej nie mógł czekać i ledwo skończyłam drugą część, od razu też sięgnęłam po ostatnią. Czy zakończenie historii pełnej krwi i bólu znajdzie szczęście, którego tak desperacko szuka?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tajemnice, które skrywała Aisza wyszły na jaw. Przeszłość, przed którą uciekała, w końcu ją dogoniła. Postawiona pod ścianą i zdana tylko na siebie worowka będzie musiała przystać na warunki swojego oprawcy, choć te nie są ani trochę opłacalne. Żeby ocalić kogoś, kogo kocha, zaryzykuje życie równie ważnej dla niej osoby. Wóz, albo przewóz? A może mieć ciastko i zjeść ciastko? Czy Aisza będzie w stanie dokonać właściwego wyboru?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Szczerze... nie spodziewałam się, że ta książka okaże się być słabsza od dwóch poprzednich. Oczywiście nie myślcie tutaj, że jest od razu beznadziejna. Nic z tych rzeczy. Po prostu, jak „Ławrusznika” i „Pachana” oceniłabym na 9 gwiazdek, tak „Worowka” dostałaby ich 7. Dlaczego?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Głównie przez rozciągnięcie fabuły.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Sięgając po trzecią część, pierwsze co poczułam to jej grubość. „Worowka” jest najgrubszym tomem całej trylogii. Już obudziło to we mnie wątpliwości, czy Paulina Jurga nie postanowiła rozciągnąć fabuły, abyśmy mogli dłużej pobyć w świecie Aiszy i Igora. Rozciągnęła, ale w dość dobry sposób, choć momentami miałam też już dosyć.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jest tutaj bardzo dużo zwrotów akcji. Przerzucania bohaterów z miejsca na miejsce i budowanie napięcia, jak to wszystko się zakończy. I naprawdę, jest to napisane dobrze, To, co autorka chciała osiągnąć u czytelników zostało osiągnięte. Niemniej jednak w pewnym momencie akcja zjechała w dół, uspokoiła się na tyle, że zamrugałam z zaskoczenia. Nie będę Wam pisać, który to był moment i, co on pociągnął za sobą, ale „to po pewnym ślubie” było bardzo rozciągnięte i zasadniczo niczego konkretnego nie wprowadziło do fabuły.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Igor dojrzał, a wraz z tym nieco zmiękł. Nie jest to już postać, którą mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie. Nadal jest to szef, który nie boi się rozlewu krwi, ale jednak czuć w nim nutę łagodności. I tutaj wysuwa się Aisza, która w tym tomie bierze „byka za rogi” i prowadzi całą fabułę. Raz będąc grzeczną i uległą Czeczenką, innym razem odważną i zabójczą worowką.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Niemniej jednak fabuła dalej jest bardzo wciągająca i chciałam wiedzieć, jak zakończy się ta przygoda. A propos zakończenia... bardzo mnie interesuje epilog drugi i to, do czego on ma nas zaprowadzić? Autorko? Można prosić odpowiedź?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Seria gruzińska, jak najbardziej poleca się do czytania. Muszę przyznać, że Paulina Jurga kupiła mnie swoim stylem i pomysłem na fabułę. Nie brakuje tu akcji, krwi, miłości i tajemnic. Umiejscowienie historii w zupełnie innym otoczeniu, niż wszystkie popularne romanse i erotyki także było strzałem w dziesiątkę. „Worowka” to tom zamykający... a może otwierający coś zupełnie nowego? Myślę, że tylko autorka o tym wie, a my możemy grzecznie czekać na jakiekolwiek informacje.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-71835814062716783722024-02-29T10:15:00.000+01:002024-02-29T10:15:13.892+01:00„Pachan” - Paulina Jurga<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgokV48Q16jJGloLbeo7MctGfFS_MTbO9WpBo2QtHgCTx1As6HieJgDX6Mzf5DHmpDg0yFXmy5z_yr9Zy5o7pD7-42nUTw1KF6S6iGgNh2Z2AqIqNHr5RMxoKUmyBvqRUWyqBV3cNRPe5-JWU-YKvxVEr1BbnOJ5Ngp3PhaOBzIPp08xXyRm6sjwyJIsbOE/s2748/20240228_082449.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1842" data-original-width="2748" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgokV48Q16jJGloLbeo7MctGfFS_MTbO9WpBo2QtHgCTx1As6HieJgDX6Mzf5DHmpDg0yFXmy5z_yr9Zy5o7pD7-42nUTw1KF6S6iGgNh2Z2AqIqNHr5RMxoKUmyBvqRUWyqBV3cNRPe5-JWU-YKvxVEr1BbnOJ5Ngp3PhaOBzIPp08xXyRm6sjwyJIsbOE/s16000/20240228_082449.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Miłość to zguba.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Tak, jak pisałam w opinii „Ławrusznika”, od razu po skończeniu pierwszego tomu, sięgnęłam po drugi, aby móc kontynuować serię Gruzińską, autorstwa Pauliny Jurgi. Czy „Pachan” trzyma poziom pierwszej część? Czy Igor znajdzie swoje szczęście?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Igor odpokutował winy względem bratwy i dostał drugą szansę. Życie w mafijnej rodzinie ze świadomością tego, co zrobił ukochanej, jest dla niego trudne, ale mimo to – zgodnie z ostatnią wolą swojego brata Jurija – Igor staje na czele mafii. Nie, żeby miał inne wyjście. Niespodziewanie jego rządy zakłóca pojawienie się pięknej Czeczenki Aiszy, która skrywa wiele tajemnic. Początkowa podejrzeliwość Igora zaczyna przeradzać się w fascynację – tę samą, która już raz przyniosła mu zgubę. Czy tym razem Igor będzie potrafił oprzeć się uczuciom i zapanować nad nimi, aby olejny raz nie zaprzepaścić bratwy i swojej pozycji?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Pachan” to druga część serii o gruzińskiej mafii. Serii, która jest pełna krwi, brutalności, tajemnic i oryginalności. Pisałam to już w pierwszej opinii o tej trylogii – Paulina Jurga poczyniła naprawdę mocarny research w kulturze gruzińskiej, a teraz i czeczeńskiej, aby jak najlepiej wprowadzić nas w swoją historię. Ponownie mamy tutaj słowniczek, który ratuje życie, a niezbedne inne słówka tłumaczone są bezpośrednio na danej stronie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Igor zostając szefem bratwy „odziedzicza” Nikolaja – syna swojej siostry, który wraca z bestialskiego obozu dla dzieci, gdzie został przygotowany na maszynę do zabijania. Mężczyzna po wyjściu ze szpitala musi ogarnąć niezły syf, jaki zastaje. Jest bezwzględny, nie boi się zabijać, a jego fascynacja krwią ma swoje ukojenie. Kiedy w świat Igora wchodzi Aisza, która zachowaniem przypomina jego ukochaną Sofię, mężczyzna z początku nie chce ulec. Wie, do czego prowadzi miłość i, co ryzykuje próbując uwolnić uczucia. Niemniej tajemnicza dziewczyna szybko oswaja jego demony i uzależnia od siebie. Nawet szef szefów nie jest w stanie oprzeć się dziewczynie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Aisza to ciekawa bohaterka. Jest w niej pełno kontrastów, które zazębiają się ze sobą i współgrają, tworząc z niej naprawdę orygianalną postać. Nie ukrywam, że sama na początku podchodziłam do niej z kijem, bo miałam wrażenie, że autorka bawi się z nami i próbuje mydlić nam oczy, aby rzucić bombę, która wszystko popsuje. Jednak w końcu i we mnie Pajączek wywołał przyjaźń, a potem żyłam już każdą chwilą Aiszy, jaka ją spotkała. A te... były lepsze i gorsze. A czasami nawet bardzo złe.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Styl Pauliny Jurgi jest lekki i wciągający. Po raz kolejny, jak na dłoni widać dbałość o szczegóły i dopieszczenie fabuły, które cieszy. I nie będzie to dla Was zdziwieniem, że kończąc „Pachana” sięgnęłam po „Worowkę”, czyli trzecią i ostatnią część tej serii. Z perspektywy czasu, stwierdzam, że poczyniłam dobry krok, iż wyczekałam na lekturę tej trylogii, ponieważ gdybym miała czekać na kolejny tom po takich zakończeniach to moja cierpliwość na pewno byłaby mocno nadwyrężona.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Pachan” to udana kontynuacja „Ławrusznika”. Z każdej strony czuć rosyjską bezwzględność i gruzińską gościnność. Atmosfera tej historii jest ciężka, ale nie męczy. Ciężkość budzi ciekawość na ciąg dalszy. Zaś zakończenie... no cóż... znajdziecie mnie w trzeciej części serii gruzińskiej, bo takiego zwrotu akcji nie da się wytrzymać dłużej, niż sekundę.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-10562181023351523462024-02-28T08:29:00.009+01:002024-02-28T08:29:41.403+01:00„Ławrusznik” - Paulina Jurga<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigNtTNsZaAr40LUSlS8m-xQoMU5Xan4D_yhZ1gyHdqz3cCB84RuGSKDqcz9_acAK6fVwDIAlubm2HL_sjpEYQcHy0hxqIEhWSKtzUuVuziwLG9ElCeW0TRUvI7Iiub_tK4yg1dfmVu_SC6FT62Ni147ZZfdeB5_gSIAjdKTHGYq4oO8u4BByzXLmy5Wc1K/s2950/20240228_082346.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1844" data-original-width="2950" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigNtTNsZaAr40LUSlS8m-xQoMU5Xan4D_yhZ1gyHdqz3cCB84RuGSKDqcz9_acAK6fVwDIAlubm2HL_sjpEYQcHy0hxqIEhWSKtzUuVuziwLG9ElCeW0TRUvI7Iiub_tK4yg1dfmVu_SC6FT62Ni147ZZfdeB5_gSIAjdKTHGYq4oO8u4BByzXLmy5Wc1K/s16000/20240228_082346.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Seria gruzińska.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Mam w domu dwie trylogie autorstwa Pauliny Jurgi. Obie, wyleżały się wystarczająco długo, abym w końcu dojrzała do sięgnięcia, choć po jedną z nich. Na pierwszy ogień poszła „Seria Gruzińska”, która rzuca nas w dobrze znany motyw mafijny. Czy Paulina Jurga napisała coś, co różni się od innych mafijnych pozycji?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W domu, w którym dorastał Igor nie było miejsca na miłość. Od najmłodszych lat chłopak przyzwyczajony był do przemocy i zapachu krwi, a sam uczony był brutalnych zasad. Nikogo zatem nie zdziwił fakt, że wstąpił do gruzińskiej mafii. Jako członek mafii musiał podporządkować się całkowicie zwierzchnikom. Nie miał prawa do własnych decyzji, własnego życia, a już na pewno nie buntu, jakim będzie miłość.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jednak gdy Igor poznał Sofię, jego zimne, kamienne serce zadrżało. Zaczął odkrywać w sobie emocje, które dawno w sobie zabił. Pragnąć Sofii i poddał się gwałtownemu uczuciu, które ze sobą przyniosła. Zapomniał przez to o najważniejszej zasadzie worów – posłuszeństwie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Ławrusznik” to pierwszy tom trylogii, w której spotykamy się z rosyjską i gruzińską mafią. Przyznam szczerze, że po naprawdę ogromnej ilości książek o mafii miałam pewne wątpliwości, co do tej historii. Bałam się powtarzalności i nudy w motywie. Muszę jednak oddać honor. Paulina Jurga doskonale dała sobie radę z pokonaniem rutyny w książkach mafijnych, a historia Sofii i Igora jest pozycją, która naprawdę wciąga i nie pozwala się oderwać do samego końca. Mało tego! Zaraz po skończeniu „Ławrusznika” stwierdziłam, że idę za ciosem i sięgnęłam po drugi tom tej serii, co się rzadko zdarza.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Igor to prawdziwy facet z jajami. Wybaczcie za kolokwializm, ale poważnie... dawno nie miałam okazji spotkać bohatera, który nie ma oporów, żeby zabijać, a jednocześnie nie mięknie z byle powodów. Sofia uderza w jego serce, niczym tornado, ale dziewczyna też ma niemały problem, aby dotrzeć do mężczyzny i przedrzeć się przez jego mury. Autorka naprawdę dobrze oddała bezwzględność Igora, mafii do której należy i życia, które przyszło mu prowadzić.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Sofia w swoim dotychczasowym życiu także przeszła niemało, ale nie użala się nad sobą, co szybko uczyniło z niej bohaterkę, którą polubiłam. Wiadomym jest fakt, że kiedy spotykasz mafiosów, włosy stają ci dęba i zwyczajnie boisz się o swoje życie. Niemniej jednak, ta dziewczyna mimo strachu potrafi przemóc się i spróbować przedrzeć się przez wierzchnią warstwę twardziela, który gdy na nią patrzy zwyczajnie mięknie. Niestety cena, jaką przyszło im ponieść za zakazane uczucia okazała się być bardzo wysoka. Co wzbudza smutek i zaskoczenie, że autorka pokusiła się o tak drastyczny ruch.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Na uwagę zasługuje słowniczek, któremu autorka poświęciła pierwszą stronę. Mamy tutaj wyjaśnione wszystkie obce słowa, jakie użyte zostały w tekście. Każdy rozdział napisany jest także po gruzińsku, za co chylę czoła. Lubię takie odchyły od reguł i zawsze zyskują one moje uznanie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Ławrusznik” to kawał naprawdę dobrej lektury z motywem mafijnym. Jak już pisałam, podchodziłam do tej książki z wielkimi wątpliwościami, niczym jak z kijem do jeża, a szybko okazało się, że zostałam wciągnięta w świat, jaki stworzyła autorka i nie mogłam się oderwać od lektury. Tak, zarwałam pół nocy, aby skończyć całego „Ławrusznika”. I wiecie co ? Jeżeli motyw mafijny jeszcze Was nie znudził, to historia Igora jest idealną propozycją. Ale, jeżeli podobnie, jak ja, odpoczywacie od mafii i nie boicie się zaryzykować małej przerwy to aktualnie nic lepszego od „Ławrusznika” Wam nie polecę. Serio. Ta książka wyrwała mnie z mafijnej odrazy.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-20657372389510220662024-02-25T14:46:00.000+01:002024-02-25T14:46:27.467+01:00„My mechanical romance” - Alexene Farol Follmuth aka Olivia Blake<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnpoAANQLRjGcUVgjzXqJzgQE1xtwoSr5cyYtvWKkRLnlCX4bLP0SpAkfGDCxLwcr1-jJ5yi6fzvfUbxQRzh_Sa8Jr5SshyMrn9zkTsqqzehWh9zfpwdKIjQnQthn7vY6KonqQNWU3Sna2SyNdDPYMqDTroanVTUV7oEdt5kt8PhPoF08WAcCdkKDClOAw/s2204/20240103_150941.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2204" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnpoAANQLRjGcUVgjzXqJzgQE1xtwoSr5cyYtvWKkRLnlCX4bLP0SpAkfGDCxLwcr1-jJ5yi6fzvfUbxQRzh_Sa8Jr5SshyMrn9zkTsqqzehWh9zfpwdKIjQnQthn7vY6KonqQNWU3Sna2SyNdDPYMqDTroanVTUV7oEdt5kt8PhPoF08WAcCdkKDClOAw/s16000/20240103_150941.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Sięgnąć marzeń.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Olivia Blake, autorka „The Atlas Six”, które mamy na sklepowych półkach po polsku, pojawia się z nową pozycją. „My mechanical romance” może zmylić nazwiskiem autora, na okładce, ale wydawnictwo You&Ya dodało dopisek, że o pierwszej, wydanej w Polsce książce tej autorki. Okładka w dotyku wykonana na kształt pergaminu zachęca, ale czy historia, jaką posiada w środku także warta jest przeczytania?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Bel wolałaby umrzeć, niż myśleć o przyszłości. Po tym, kiedy jej tata opuścił ich i odszedł, dziewczyna musiała wyprowadzić się z domu i zmienić liceum. Wszystko inne zeszło na drugi plan. Podania na studia? Nauka? Przedmioty rozszerzone? Wszystko to stało się nieważne. Kiedy jednak na zajęciach Bel przypadkowo ujawnia talent do inżynierii, Pani Voss podstępem nakłania ją, aby wstąpiła do klubu robotyki. Opcja wydaje się być całkiem ciekawa, ale czy na pewno warta poświęcenia jej czasu? Kapitanem „robotyków” i całej innej masy drużyn jest Mateo Luna. Prawdziwy nerd, który został też obdarzony najlepszym ciałem i najprzystojniejszym wyglądem w całej szkole. Dla Teo, zawody krajowe, w których bierze udział to całe życie, zaś Bel ma w zasadzie to wszystko głęboko i w ogóle nie dba o nie. By ją zmotywować do pracy i sprobować obudzić w niej chęci do pracy i rywalizacji, Mateo zaczyna spotykać się z nią po lekcjach. Szybko okazuje się, że ta dwójka pracuje nie tylko nad kolejnymi robotami.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Mam problem w „My mechanical romance”. Z jednej strony jest to całkiem wesoła i sympatyczna pozycja, którą lekko się czyta, gdzie główna bohaterka jest dziewczyną ogarniętą, a nie miękką kluchą. Z drugiej strony bohaterowie nadal są zbyt płytcy, aby można było ich polubić, a sama historia jest mocno oklepana i nic nowego nie wprowadza swoim istnieniem. Ot, taka poczytajka po ciężkim dniu pracy. W dodatku bardziej dla młodzieży, niż dorosłych, bo ci, raczej nie znajdą tutaj nic, co mogłoby ich przytrzymać dłużej.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Może, gdybym była młodsza „My mechanical romance” spodobałoby mi się bardziej. Może, gdybym nie była tak obyta z młodzieżowymi książkami, stwierdziłabym, że jest to naprawdę świetna historia. Niestety porównując Olivię Blake do Brigid Kemmerer, stwierdzić muszę, że ta druga bardziej do mnie przemawia.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Relacja głównych bohaterów rozwija się bardzo powoli, ale w sumie czego oczekiwać, skoro oni sami nie są zbyt dobrze rozbudowani. Przez długi czas między Bel, a Mateo nic się nie działo, a jak już się zadziało to było to szybsze, niż strzała Amora. Jeden pocałunek i już wielka miłość. Nie żeby coś, ale przed chwilą chodzili koło siebie, jakby w ogóle nic nie miało zajść. Także... co najmniej to dziwne, a przede wszystkim nieco nierealne. Patrząc jednak na objętość „My mechanical romance” raczej nie można oczekiwać od autorki wielkich miłosnych uniesień i historii o miłości, która rozwijała się w wolnym rytmie, a pierwszy pocałunek był tylko przystawką.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Najbardziej w tej lekturze podobało mi się podejście do tematów przedmiotów ścisłych, w których to utarty męski stereotyp coraz częściej jest podważany. Na szczęście. Kobiety też potrafią w fizykę i matematykę. Ciekawym pomysłem było też pokazanie rywalizacji, dążenia do rozwoju i odnajdywania siebie. Autorka poruszyła także jakże trudne relacje z rodzicami, które tutaj pełnią bardzo ważną rolę. Przecież od ojca Bel to wszystko się zaczęło.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„My mechanical romance” to lekka książka, po którą sięgając nie możecie mieć za wysokich oczekiwań. Poleciłabym ją raczej młodzieży, bo to chyba właśnie do nich miała trafić ta opowieść. Fani takich lektur na pewno będą zadowoleni. Dla mnie było to jednak nieco za mało, aby mogła pisać peany na cześć tej pozycji. Swoją drogą myślę, że na tych dwóch lekturach od Olivii Blake, jakimi jest „The Atlas Six” i „My mechanical romance” zakończę przygodę z tą autorką.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-77821704545728127172024-02-15T14:53:00.000+01:002024-02-15T14:53:11.279+01:00[Manga, też książka] „Inital D” | Shuichi Shigeno<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcFVuQ7CPCW08y9BthEC2RO5HlJWzQoiD6Nshf1GV2NXqrexTHie1B3cTGWmyWJtaxXIJWtQ5Ei4-rPNOGnoINBixGJvzd7w0TBkZnxgGjmaCX3omJSiuQC7bHaPaq3iUvEqmvuEGyQccfKD--thnsZ9iMPAiPFGcteT_cxSo_cCmHgPGIxuw73d5xfw/s2698/20230516_093900.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1957" data-original-width="2698" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcFVuQ7CPCW08y9BthEC2RO5HlJWzQoiD6Nshf1GV2NXqrexTHie1B3cTGWmyWJtaxXIJWtQ5Ei4-rPNOGnoINBixGJvzd7w0TBkZnxgGjmaCX3omJSiuQC7bHaPaq3iUvEqmvuEGyQccfKD--thnsZ9iMPAiPFGcteT_cxSo_cCmHgPGIxuw73d5xfw/s16000/20230516_093900.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Miłość.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Zostałam wychowana na kilku anime, a „Inital D” to jedno z nich. Shuichi Shigeno nie mógł lepiej trafić, tworząć mangę o ulicznych wyścigach samochodowych w Japonii. Nie dość, że uwielbiam ten kraj, to jeszcze mam fiksacje na punkcie motoryzacji. Kiedy wydawnictwo JPF zapowiedziało „Initial D” nie posiadałam się z radości. W końcu manga, na którą czekałam od lat będzie mogła zająć wyróżnione miejsce na mojej półce. W sumie to mało powiedziane. Przecież „Inital D” dostanie u mnie prawdziwy ołtarzyk.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Góra Akina, prefektura Gunma. Osiemnastoletni Takumi Fujiwara jest synem sprzedawcy tofu i byłego ściganta, biorącego udział w ulicznych wyścigach. Takumi nie zna się na samochodach, nie interesują go, a kolejne bryki przyjeżdżające na stację benzynową, na której przyszło mu pracować nie robią na nim żadnego wrażenia. W sumie, to kiedy wszyscy podniecają się wyścigami i samochodami, Takumi stoi obok i zamula. Chłopak dowozi tofu, jeżdżąc po górze Akina i nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest mistrzem driftu. Dla Takumiego liczy się tylko dowiezienie posiłku i nie rozlanie wody z kubka, który w samochodzie stawia mu jego ojciec. Pewnego dnia okazuje się, że biała Toyota Tureno pokazała się ścigantom, którzy pragną wziąć z nią udział w wyścigu. Problem w tym, że Takumiego w ogóle nie interesuje tak zabawa. Niemniej jednak bierze w niej udział i okazuje się być prawdziwym mistrzem kierownicy.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #e69138; font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Twarda oprawa, połączenie dwóch tomików w jeden i oryginalna okładka. Niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia. Tekstu w dymkach jest na moje oczy idealnie, a Shuichi Shigeno ma fenomenalny talent do oddawania prędkości i skrętów samochodów, jakie biorą udział w wyścigach. Ta manga to prawdziwa wyścigowa uczta na papierze. Nie da się nie poczuć klimatu tej historii. Po prostu się nie da. Jak napiszecie mi, że nie czujecie tej prędkości to Wam zwyczajnie nie uwierze. „Inital D” ma w sobie wszystko, czego cały czas wymagam od mang. Świetną historię, więcej treści przekazane rysunkami, niż słowami i klimat, który czuć na każdej stronie. I wiem, że moja opinia jest mocno subiektywna, a do tej historii mam sentyment, ale serio, jeżeli kochacie samochody i śledzicie wyścigi F1, albo WRC to tutaj znajdziecie wszystko czego Wam potrzeba, aby się zakochać. A jakby tego było mało, każdy z bohaterów posiada japońskie auto, a każde z nich aktualnie chodzi na rynku w niebotycznych cenach. A, że sama mam japoński samochód, który kocham, jak matki kochają swoje dzieci, to moja miłość do „Inital D” rośnie z każdym kadrem coraz bardziej. W sumie to już dawno osiągnęła nieskończoność.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #783f04; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Złego słowa ode mnie o „Initial D” nie usłyszycie, co powinniście już wiedzieć po poprzednim akapicie. Jestem zakochana w tej historii na maxa. Jest to kawał mojego dzieciństwa i coś, co zostanie ze mną na zawsze. Cieszę się, że w końcu także mangę mogę poczytać po polsku. Amen. Składam pokłony dla wydawnictwa JP Fantastica za to, że udało się załatwić licencję na tę mangę. Swoją drogą zamówienie w preorderze było strzałem w dziesiątkę. Do każdego tomiku otrzymuje dodatkowe karty z bohaterami, jacy pojawiają się na stronach mangi. Jak wszystkie tomy postawię na półce to na pewno Wam je pokaże. Czekam na kolejną część i chociaż wiem, co znajdę w środku, wiem też, że czytanie tego będzie prawdziwą przyjemnością. Jeżeli lubicie samochody i wyścigi, a mangi zjadacie na śniadanie to „Initial D” jest dla Was. Usiądźcie za Toyotą Tureno i zobaczcie, jak robi się drift.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-13650081474345668642024-02-08T16:10:00.000+01:002024-02-08T16:10:27.246+01:00„Wojna Crier” - Nina Varela<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNHm9hbCtzlUqgangxQGMMFDON6rb2BOAFinr0EvxysIfo6Y8v19z-61AP694-lulr792i3480hyphenhyphenFHZ725erVuPs1tzOli922iC-h-w-7ilVG8kmBD24ceCAzKaUF6tU15dV_7_zIuhIjza4brnRKQosKDCrHEYflm9Ob-pSCNf4ivnkJyhO3M1wlgOBP0/s2380/20240101_171650.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1619" data-original-width="2380" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNHm9hbCtzlUqgangxQGMMFDON6rb2BOAFinr0EvxysIfo6Y8v19z-61AP694-lulr792i3480hyphenhyphenFHZ725erVuPs1tzOli922iC-h-w-7ilVG8kmBD24ceCAzKaUF6tU15dV_7_zIuhIjza4brnRKQosKDCrHEYflm9Ob-pSCNf4ivnkJyhO3M1wlgOBP0/s16000/20240101_171650.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Miłość początkiem rewolucji.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nie miałam okazji widzieć wcześniej „Wojny Crier”, a Nina Varela nie pojawiła mi się nawet na goodreads, zatem kiedy wydawnictwo You&YA zapowiedziało tę pozycję, szybko się nią zainteresowałam. Już na starcie muszę pochwalić wydanie tej książki, ponieważ jest ono naprawdę bardzo ładne, a sama okładka jest niesamowicie oryginalna. Te pozłacane geometrie, tworzące miasto, dwie dziewczyny i esy floresy to bajka. Naprawdę, dla samej okładki warto mieć tę pozycję w domu. Ale przejdźmy do rzeczy. Co znajdziemy w środku „Wojny Crier”?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wojna Gatunków spustoszyła Rabu. Automatony, zaprojektowane jako zabawki dla członków rodziny królewskiej, zbuntowały się, przejęły władzę nad światem i uczyniły z ludzi niewolników. Ayla, której rodzina zginęła podczas wojny, marzy, by pomścić swoich bliskich. Dziewczyna jest służącą na dworze znienawidzonego władcy i ma prosty plan – chce zabić jego córkę, księżniczkę Crier, aby władca cierpiał tak samo, jak niegdyś ona. Następczyni tronu ma zostać żoną pełnego mrocznych tajemnic scyre Kinoka. Automatonka, bo właśnie tym jest księżniczka, nigdy wcześniej nie kwestionowała decyzji swojego ojca, o własnym zamążpójściu, ani jego stylu prowadzenia władzy. Wszystko zmienia się, kiedy Crier poznaję Aylę. W Rabu narasta niepokój, ludzie nie chcą dłużej żyć w niewoli robotów. Crier pragnie pokoju, ale każdy jej wybór wydaje się prowadzić do otwartej i krwawej wojny.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wojna Crier” nie rzuca nas na głęboką wodę. Na początku mamy wprowadzenie w całą historię, które sprawia, że miękko lądujemy w opowieści, jaką prezentuje nam Nina Varela. I uważam to za duży plus, ponieważ bez tego koniecznego wstępu przez długi czas byśmy zwyczajnie błądzili w fabule. A tak, czujemy się wdrożeni, jesteśmy na bieżąco i wciągamy się w czas teraźniejszy historii Ayly i Crier.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Poniekąd zachwyca, ale też przeraża mnie pomysł automatonów. Zachwyca, ponieważ jest to bardzo oryginalny pomysł wprowadzony do książki, przeraża, ponieważ patrząc po naszym obecnym świecie i tym, jak technologie prą do przodu, a sztuczna inteligencja radzi sobie coraz lepiej, mam wrażenie, że historia z „Wojny Crier” w jakiś sposób pewnego dnia może okazać się prorocza. Obym nie miała racji, a jeżeli mam to, obym była już na cmentarzu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nina Varela swoim pomysłem porywa czytelnika do lektury i nie pozwala mu się oderwać. W sumie to już teraz czekam na drugą część z ogromną ciekawością, jak ta historia została poprowadzona.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Myślałam, że wątek wlw będzie mnie męczył, ponieważ nie wiem czy to tylko moje wrażenie, czy po prostu w niefortunnej kolejności czytam książki, ale bardzo dużo ostatnio książek LBGT+ na rynku, a kiedy czyta się jedną po drugiej i ciągle pojawia się ten sam motyw, zaczyna on zwyczajnie męczyć. Tutaj miałam wątpliwości, zupełnie niepotrzebnie. Romans poprowadzony jest naprawdę bardzo pomysłowo i przystępnie. A co ciekawe, autorka pokusiła się o pokazanie, że nawet automatony, które przecież są maszynami mają uczucia. Dla mnie, osoby, która wierzy, że maszyny naprawdę potrafią nas usłyszeć jest to coś, co rozlało miód na moje serce. Myślcie sobie co chcecie, jak Wam się laptop nie odpala i krzykniecie magiczne słowo na „k” to dziwnym trafem w moment zaczyna działać. Mówiłam, że nas słyszą?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wojna Crier” bardzo mi się podobała. Jest to lektura, którą polecam do czytania, ponieważ nie tylko rzuca nas w nowe tematy, ale też opowiada o nich w sposób, który wciąga i porywa. Jak pisałam wyżej, czekam na drugą cześć tej historii i jestem bardzo ciekawa, jak autorka ją poprowadzi. Jeżeli szukacie oryginalnej lektury, która zabierze was w lekkie science- fiction z wątkiem romantycznym to „Wojna Crier” jest idealnym kandydatem.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-35342452863888381212024-02-06T02:23:00.000+01:002024-02-06T02:23:53.672+01:00„Czynnik królika” - Antti Tuomainen<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaKcOQUAwCLCT-RgMR7FUIH4FhfTMYs1RFt-kKkYiBtFWjlkefIwud-87npdwyIGpfCqhYiESZpLX-UFF9DJIyCDzFFBsT204UsWfr5UxFpw6fVFou5RkeB3MM9oKuz-A_2PfVh_6ULRg1ATwefpg-i70HbrD1Cc1nxJp8cZYZDtqU-2DbS_svjbnoI3Fx/s2644/20231026_140001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1928" data-original-width="2644" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaKcOQUAwCLCT-RgMR7FUIH4FhfTMYs1RFt-kKkYiBtFWjlkefIwud-87npdwyIGpfCqhYiESZpLX-UFF9DJIyCDzFFBsT204UsWfr5UxFpw6fVFou5RkeB3MM9oKuz-A_2PfVh_6ULRg1ATwefpg-i70HbrD1Cc1nxJp8cZYZDtqU-2DbS_svjbnoI3Fx/s16000/20231026_140001.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Czynnik królika” jest moją trzecią książką od Anttiego Tuomainena. „Mała Syberia” bardzo mi się podobała i wiedziałam, że kiedy wydawnictwo Albatros sięgnie po raz kolejny po tego autora, to ponownie skuszę się na lekturę. Długo czekać nie musiałam, ponieważ „Czynnik królika” pojawił się bardzo szybko na sklepowych półkach. Czy i tym razem fiński autor porwał moje serce?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Henry Koskinen prowadzi całkiem spokojne życie aktuariusza ubezpieczeniowego. Mężczyzna w zasadzie jest w miarę szczęśliwy ze swojego istnienia, dopóki pewnego dnia wszystko wali mu się na głowę. Zostaje wyrzucony z pracy, a jednocześnie dowiaduje się, że jego brat nie żyje. Jakby tego było mało, okazuje się, że Henry odziedziczył po bracie park rozrywki, który pogrążony jest w ogromnych problemach finansowych. Chcąc, nie chcąc Henry zgadza się na przejęcie parku rozrywki. Nie mija dużo czasu, kiedy wierzyciele zaczynają upominać się o wcześniej pożyczone pieniądze. Czy Koskinenowi uda się wyprowadzić odziedziczony park na prostą?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Ależ ta ksiażka jest dziwna. W sensie, nie dziwna w złym słowa znaczeniu. Po prostu dziwna. Autor już w poprzednich dwóch pozycjach pokazał mi, że ma specyficzne poczucie humoru i tutaj po raz kolejny otrzymałam kwintesencje jego humoru.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Henry to typ outsidera, samotnika, którego życie jest poukładane w każdym aspekcie. Bohater niespodziewanie wpada w wir akcji. Nie dość, że w jego życiu wszystko się zmienia, to jeszcze wraz z parkiem rozrywki musi wyjść do ludzi, co dla introwertyka jest dość... kłopotliwe – pisząc delikatnie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Niemniej jednak analityczny mózg Henryego jest czymś, co sprawdza się idealnie w stawianiu parku rozrywki na nogi. Mężczyzna szybko zaczyna zauważać niedoskonałości i wady, choć nie przeszkadza mu, że pieniądze z kasy parku znikają, a jedna pracownica nie przychodzi do pracy, a wynagrodzenie otrzymuje (kto by tak nie chciał?). Klimat tej historii jest specyficzny, czasami poważne rzeczy są śmieszne i odwrotnie. Nie ukrywam, że Antti Tuomainen to autor, którego albo się kocha, albo nienawidzi.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Czynnik królika” to lektura, która zyska ekranizację i nie ukrywam, że jako osoba totalnie nie filmowa, jestem bardzo zainteresowana. Historia mnie wciągnęła i kupiła. I tak, jak pisałam wyżej Tuomainena można albo lubić, albo nienawidzić. Sięgnijcie i sami się przekonajcie, w której grupie będziecie.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-36839556806327302582024-01-31T01:00:00.000+01:002024-01-31T01:00:58.323+01:00„Ladies with guns” - Oliver Bocquet<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmbrOAx10aUl0o1ilaShF5ENuLDvsSSKSnTp8tT_7W6v-CiRSunl0O5aYWqXveapwBJSxbG_0vnMlg-9RmI8g3Ffstia9nMP8u17SNIeah0iYRW5VqA0Gzui7WSDWNqWpRAc8jMLvsrfziK07j-ln7QOcX_emDDeRhT9EVX5GVQfvdAiqPMWkagJlvaoMn/s2578/20240103_152214.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1572" data-original-width="2578" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmbrOAx10aUl0o1ilaShF5ENuLDvsSSKSnTp8tT_7W6v-CiRSunl0O5aYWqXveapwBJSxbG_0vnMlg-9RmI8g3Ffstia9nMP8u17SNIeah0iYRW5VqA0Gzui7WSDWNqWpRAc8jMLvsrfziK07j-ln7QOcX_emDDeRhT9EVX5GVQfvdAiqPMWkagJlvaoMn/s16000/20240103_152214.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nigdy nie lekceważ przeciwnika.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Non Stop Comics podrzuca nam kolejną nowość, jaką są „Ladies with guns” od Oliviera Bocqueta. Komiks, który po kilku stronach stał się pozycją, na której kontynuację czekam.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Dziki Zachód jest dziki. A przede wszystkim męski. Mogłoby się wydawać, że kobiety nie mają szans, aby przetrwać w tym światku, ale to nieprawda. Pięć kobiet, którym życie nie szczędzi razów, postanawia podważyć wiele obrzydliwych tradycji. A jeżeli te dziewczyny za coś się biorą, robią to wystrzałowo. I to dosłownie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #bf9000; font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Ladies with guns” to komiks wydany w większym formacie i w twardej oprawie. Okładka w jakiś sposób sugeruje fabułę, ale zasadniczo niczego nie możemy być pewni. Opis z tyłu także jest tajemniczy. Ale kiedy tylko otworzymy komiks (najpierw zdejmując z niego folię) otrzymujemy żywe i pełne barw kadry, które momentami stają się bardzo dynamiczne, a jak rozbudzają wyobraźnię to wiedzieć będą tylko Ci, którym przyjdzie sięgnąć po ten komiks. W rysunkach jestem zakochana, choć momentami są one pełne przemocy. Niemniej jednak „Ladies with guns” to komiks, który z każdej strony bije niezależnością i odwagą kobiet.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #bf9000; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jeżeli jesteście tu ze mną wystarczająco długo to wiecie, że uwielbiam odważne bohaterki, które nie boją się brać sprawy w swoje ręce i zdobyć to, czego potrzebują, nawet idąc po trupach. A z tymi trupami tutaj, w „Ladies with guns” to dosłownie. Każda z naszych bohaterek ma swoją własną historię do opowiedzenia i mam nadzieję, że poznamy wszystkie. Cała piątka razem to iście wybuchowa, niebezpieczna, różnorodna mieszanka, której nie brakuje odwagi, ale też kobiecości.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Już w pierwszym tomie nasze dziewczyny pokazały, że nie boją się niczego, nawet szeryfa, a już na pewno nie robi na nich wrażenia banda mężczyzn, którzy chcą zarobić trochę złota. Ach, jak bardzo czekam na kontynuację! Mam nadzieję, że ta pojawi się bardzo szybko na polskim rynku. „Ladies with guns” to dziki komiks, w którym listy gończe nie posiadają męskich twarzy. Weźcie rewolwery ze sobą i stawcie się w samo południe w Saloonie. Oczywiście, jeżeli jeszcze nie obleciał was strach.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-90862816934945674042024-01-28T04:14:00.000+01:002024-01-28T04:14:20.685+01:00„Wielkie idee dla zabieganych” - Jonny Thomson<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUsCXHRmDUs1HEkDTzHIoStZ6uU-sdWevZ83yy8JowQj1UV7LnaBUweC_jhVUBTYwCmDtWwd9o2NP0nDM8bxq4IzsLxNoShMx6ic_lHbgl90IxtnbSwQSzSIOnEVCB2AyYYfIdL-OsP7cMCdJ8bHMkm4Ek9ojmBGnquhX5P1haqAKxDQ3ifSdczY3DoLjn/s2042/20240101_171425.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2042" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUsCXHRmDUs1HEkDTzHIoStZ6uU-sdWevZ83yy8JowQj1UV7LnaBUweC_jhVUBTYwCmDtWwd9o2NP0nDM8bxq4IzsLxNoShMx6ic_lHbgl90IxtnbSwQSzSIOnEVCB2AyYYfIdL-OsP7cMCdJ8bHMkm4Ek9ojmBGnquhX5P1haqAKxDQ3ifSdczY3DoLjn/s16000/20240101_171425.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Skrót wydarzeń.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jonny Thomson to autor, którego niektórzy mogą już znać z „Filozofii dla zabieganych”. Autor powraca z kolejną pozycją, ale tym razem będziemy mieli okazję przejrzeć 150 przełomowych koncepcji z różnych dziedzin, jakie odmieniły świat i sprawiły, że zrobiliśmy krok do przodu. Czy jednak, aby na pewno każda z nich dobrze nas poprowadziła?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Co jakiś czas na świecie pojawia się idea, która wszystko zmienia. Pieniądze, Antybiotyki. Demokracja, Sztuczna inteligencja. Muzyka. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie współczesny świat przed wynalezieniem pisma, czy koła? Czasami idee zaskakują współczesnych: kopernikańska koncepcja Ziemi krążącej wokół Słońca, prasa drukarska Gutenberga, czy teoria ewolucji Darwina. Czasami ewoluują one przez pokolenia: instytucja małżeństwa, rozumienie genetyki czy migracje między państwami. Końcem końców, choć nie każda z tych idei udaje się w stu procentach, każda pozostawia po sobie ślad i w jakiś sposób jest wykorzystywana. I każda sprawia, że świat nie jest już taki sam, jak był chwilę wcześniej.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wielkie idee dla zabieganych” to mała książka o wielkich koncepcjach, które zmieniły świat. Jakbym miała określić tę pozycję jednym zdaniem to byłoby to : Przegląd wydarzeń i odkryć, które dzisiaj nie są dla nas czymś niezwykłym.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Autor podzielił lekturę na rozdziały, które mówią o konkretnej dziedzinie, jak fizyka, biologia, chemia, medycyna, religia czy społeczeństwo. Oczywiście jest ich znacznie więcej, niż wymieniłam. Każdy z tych rozdziałów, ma kilka lub kilkanaście podrozdziałów o danej idei, a te są zazwyczaj bardzo krótkie, zatem mogę śmiało napisać, że jest to pozycja, którą można przerwać w każdej chwili, aby ponownie do niej wrócić.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jako człowiek interesujący się trochę światem „Wielkie idee dla zabieganych” w większości, były dla mnie szybką powtórką z rozrywki. Chociaż faktycznie, trzeba oddać Thomsonowi, że są one dla zabieganych, ponieważ są to naprawdę szybkie strzały wiedzy o świecie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Zatem jedno jest pewne – jest to idealna lektura dla kogoś, kto chciałby się dowiedzieć więcej na różne tematy, ale nie ma czasu na czytanie kilkunastu książek, aby zgłębić dany temat. Z drugiej zaś strony, czy powierzchowna wiedza ma sens?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Wielkie idee dla zabieganych” było lekturą szybką. To nasuwa mi się od razu, podczas pisania tej opinii. Przeczytałam tę pozycję w kilka godzin, szczególnie, że tak jak pisałam już wyżej, wiele rzeczy od dawna znam i zgłębiam (właśnie czytaniem tych kilkunastu książek, ponieważ mam na to czas). Pozycja poleca się dla młodzieży, która chce liznąć świata z każdej dziedziny, aby zadecydować, która z nich najbardziej ich interesuje. No i oczywiście dla zabieganych, tak jak w tytule napisano.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-12553991765872308282024-01-25T06:47:00.000+01:002024-01-25T06:47:55.891+01:00„W głowie Sherlocka Holmesa. Sprawa skandalicznego biletu” - Cyril Lieron & Benoit Dahan (2) <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQERWG1v64x-6ipRTzzUUUz7wGLS93VLQs2TYKY-27NhnE0uUWb7CmxVCexcQ-LHzJ192VNdOAKPaiJZN9g5gQHcck0-y1GoOizz_q-vFaC_4Lkkz3Iatk8l2DAVcjkS5EIcDh26uKP9r9opBMzDyL1vCMEEKXn74hTUhK_b87SKatvoBJzJPrulErQhQf/s2580/20240103_152232.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1556" data-original-width="2580" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQERWG1v64x-6ipRTzzUUUz7wGLS93VLQs2TYKY-27NhnE0uUWb7CmxVCexcQ-LHzJ192VNdOAKPaiJZN9g5gQHcck0-y1GoOizz_q-vFaC_4Lkkz3Iatk8l2DAVcjkS5EIcDh26uKP9r9opBMzDyL1vCMEEKXn74hTUhK_b87SKatvoBJzJPrulErQhQf/s16000/20240103_152232.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Ciąg dalszy, ale czy zakończony?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pamiętacie jeszcze moją opinię pierwszego tomu „W głowie Sherlocka Holmesa”? Wydawnictwo Non Stop Comics niedawno udostępniło nam drugą część tego BAJECZNIE wydanego komiksu. Ale może o jego wyglądzie za chwilę, póki co skupmy się na tym, co znajdziemy w środku i czy Sherlock Holmes rozwiązał sprawę biletu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Sherlock Holmes i doktor Watson podążają dalej tropem skandalicznego biletu. Oboje doskonale wiedzą, że grzebanie w tej sprawie może być bardzo niebezpieczne. Śledztwo, w jakie zostali uwikłani nasi bohaterowie jest bardzo zagmatwane i posiada wiele różnorakich wątków. Niemniej jednak nie takie rzeczy Holmes rozwiązywał, prawda? Korzenie tej sprawy okazują się być bardzo głęboko zakopane w przeszłości, a rozwiązanie... no cóż, nikt nie spodziewałby się go w takim miejscu. Ale w końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo prawda?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #b45f06; font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pamiętacie, jak zachwycałam się pierwszą częścią tego komiksu? Otóż teraz będę się zachwycać też i drugą. Dlaczego? Bo trzeba.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Non Stop Comics po raz kolejny zadbało o szczegóły w polskim wydaniu tej historii. Drugi tom jest bardzo podobny do pierwszego. Powiększony rozmiar, wycięta głowa Holmesa w okładce, a przede wszystkim barwy sepii, które nadają historii tajemniczy nastrój. Jakby tego było mało, mamy tutaj kilka ciekawostek, które możemy sprawdzić pod światło i tak, to też zostało opisane, abyśmy nie ominęli ani jednej niespodzianki. Graficznie, ten komiks to prawdziwy majstersztyk. Nic innego nie mogę napisać.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #bf9000; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„W głowie Sherlocka Holmesa” to komiks, który pokochałam od pierwszego zobaczenia okładki. Czy to pierwszego tomu, czy drugiego. Obie są przebajeczne i rzucające się w oczy. Ten komiks to nie tylko wciągająca fabuła, ale też świetnie wyglądająca historia. Dzięki nim, możemy wniknąć w głowę najsłynniejszego detektywa i spróbować zrozumieć jego tok rozumowania. Idziemy po nitce do kłębka, razem z Holmesem rozwiązując sprawę. Kiedy piszę „po nitce do kłębka” piszę dosłownie, ponieważ nawet czerwona nić prowadzi nas przez to śledztwo.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„W głowie Sherlocka Holmesa” to komiks, który rozkocha w sobie nawet komiksowych laików. Osobiście jestem zakochana, nie tylko dlatego, że jestem jestem fanką detektywa, ale też dlatego, że autorzy tego komiksu świetnie ukazali umysł Holmesa i to, jak rozumował on, aby rozwiązać sprawę. Szkoda, że nie ma kolejnej części historii Sherlocka Holmesa.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-57819036172778971232024-01-23T15:16:00.004+01:002024-01-23T15:16:19.852+01:00„Dynamiczny mózg” - David Eagleman<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKsCKkdNiukop6z-Lsb6iwFNEG-PLSAlA8-nlHxzMaVLXgRj5kk4nvJZKoOzHoZDHtAbWvnVCscltcqBB2t3_weuQJBl_U9BqUwzsFxCEf4BKPY9ShbMGwLW_6CMb8POWsXvwtJNpURdYncqaTsPvLOkeS5w95Ou5_H0SX5xHAsnCvIHS2xcQXe1_1Hblz/s2704/20240103_150828.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2704" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKsCKkdNiukop6z-Lsb6iwFNEG-PLSAlA8-nlHxzMaVLXgRj5kk4nvJZKoOzHoZDHtAbWvnVCscltcqBB2t3_weuQJBl_U9BqUwzsFxCEf4BKPY9ShbMGwLW_6CMb8POWsXvwtJNpURdYncqaTsPvLOkeS5w95Ou5_H0SX5xHAsnCvIHS2xcQXe1_1Hblz/s16000/20240103_150828.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Historia nieustannych przeobrażeń.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Uwielbiam czytać książki, które napisane są przez osoby znające się na temacie. David Eagleman to neurobiolog, który specjalizuje się w plastyczności mózgu, percepcji czasu, synestezji i połączeniu nauki z polityką społeczną. Jest też właścicielem sporej liczby patentów oraz ponad stu publikacji naukowych, a trzy z nich osiągnęły światowy sukces. Krótko pisząc jest to mężczyzna z głową na karku, który wie co pisze i człowiek, po którego książkę sięgnę w ciemno.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Co wspólnego ma głód narkotykowy z zawodem miłosnym?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czy osoba niewidząca, może nauczyć się widzieć językiem?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czy pewnego dnia będziemy mogli sterować robotem za pomocą myśli?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Te i wiele innych odpowiedzi mamy okazję znaleźć w „Dynamicznym mózgu”. Jak wiecie, ludzki mózg to najbardziej wymagający i tajemniczy narząd w naszym organizmie, ale czy zdawaliście sobie sprawę, że nasz mózg potrafi dostosować się do każdej sytuacji? Raz przyjdzie mu to wolniej, innym razem szybciej. Wszystko zależy od tego, co wymagamy i jak radykalne są nasze zmiany.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Rodzimy się z białą tablicą w głowie, która wraz z wychowaniem, zainteresowaniami, znajomościami zaczyna się zapełniać, a mózg produkuje własne odruchy, które uważamy za normalność. I tak naprawdę, rodząc się możemy być tym, kim chcemy i osiągnąć co chcemy, ponieważ nie posiadamy żadnych barier, blokad, które mogłyby nam utrudnić osiągnąć nasze cele. Ale kto z nas to wie, kiedy rodzice trzymają go w rękach, a on tylko wrzeszczy?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Dynamiczny mózg” to pasjonująca opowieść o tytułowym mózgu, który u każdego człowieka jest rozwinięty w zupełnie innym kierunku. Od dawna powtarzam, że jesteśmy w stanie nauczyć mózg wszystkiego, czego chcemy. Kwestia dyscypliny i dążenia do celu regularnymi, ale małymi kroczkami. Skoro jesteśmy w stanie nauczyć się nowego języka, a potem używać go z sukcesem, to nic nam nie straszne, jeżeli mamy chęci na rozwój.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Mózg to ciekawy narząd. Półtora kilograma tajemnicy i systemu, który niejeden superkomputer mógłby pozazdrościć. Niestety my, jako ludzie jesteśmy zbyt ułomni, aby używać go w pełni, dlatego ten pomaga nam, jak może, aby dostosować nas do społeczeństwa. Doceńcie go, bo mózg pracuje więcej, niż wam się wydaje. A przecież tak niewiele chce w zamian.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czego oczekujecie? Że napiszę: „Nie polecam”? No co Wy? Oczywiście, że polecam i to bardzo! „Dynamiczny mózg” to pozycja, która każdemu laikowi wiele rozjaśni, a być może i zmotywuje do pracy, odkrywania nowego zainteresowania, czy nauki. Akurat Nowy Rok, Nowi My. Porozmawiajcie z własnym mózgiem i obiecajcie mu wspaniały rok, a zacznijcie go od przeczytania książki Davida Eaglemana.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-26494525914562867422024-01-21T02:08:00.000+01:002024-01-21T02:08:58.985+01:00„Icebreaker” - Hannah Grace<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1uZ7Nwngwm_2c70d6gYMkMS7EAGEjXQkKQ9RmuVU_F6YQgZR1fGLdtRWnBVBmPhirDWgz4QfjFwkz37d7pJLZEoKbQ4Vyjf2dpN0zFdw5G09MOyt240DoIIYbOppf9dg3RHQwX0x278KGto4y1mKc6Il2InYG1tV-EYGom0BY6LW6627dxHQTwP_UcX25/s2542/20240103_150908.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1610" data-original-width="2542" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1uZ7Nwngwm_2c70d6gYMkMS7EAGEjXQkKQ9RmuVU_F6YQgZR1fGLdtRWnBVBmPhirDWgz4QfjFwkz37d7pJLZEoKbQ4Vyjf2dpN0zFdw5G09MOyt240DoIIYbOppf9dg3RHQwX0x278KGto4y1mKc6Il2InYG1tV-EYGom0BY6LW6627dxHQTwP_UcX25/s16000/20240103_150908.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jazda na lodzie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Zysk i s-ka postanowiło sięgnąć po książkę, która jest fenomenem tik toka. Faktycznie, przewinęła mi się kilka razy na tejże aplikacji. Jednak nie sięgnęłam po nią, ponieważ jest ona sławna. Chciałam poznać historię i ocenić, czy naprawdę jest się czym zachwycać.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Anastasia Allen ciężko pracowała na szansę występu w łyżwiarskiej reprezentacji kraji. Dziewczyna od piątego roku życia miała rygorystyczny harmonogram dnia, treningi, dietę, a potem też stypendium na studiach.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nathan Hawkins nigdy nie napotkał problemu, którego nie umiałby rozwiązać. Jako kapitan Tytanów wie, że odpowiedzialność za zwycięstwo drużyny hokejowej spoczywa na jego barkach.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Gdy przez awarię chłodzenia, obie ekipy muszą dzielić jedno lodowisko, a partner Anastasii ulega wypadkowi, Nathan postanawia zmienić kij hokejowy na legginsy. Początkowo ta dwójka jest największymi wrogami, ale są na siebie skazani i muszą nauczyć się ze sobą pracować. Jakby tego było mało dziewczyna nie lubi pewnych siebie i zadziornych hokeistów. Przynajmniej tak sądziła, dopóki nie poznała bliżej Nathana.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Icebreaker” to całkiem pokaźna objętościowo lektura. Kiedy do mnie dotarła byłam mocno zaskoczona, że romans o młodych dorosłych może mieć tyle stron. No, nie będę ukrywać, nie spodziewałam się takiej grubości, czyli nieco ponad pięćset stron.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czytając historię Hannah Grace odniosłam wrażenie, że autorka jest fanką Elle Kennedy. Być może nie mam racji, ale w tej pozycji bardzo dużo rzeczy jest podobnych właśnie do książek Kennedy i serii, którą też wydaje wydawnictwo Zysk i s-ka. Czy to źle? Nie. Ani trochę. W sumie, gdyby nie te pikantne i gorące sceny, których jest tutaj całkiem sporo „Icebreaker” nadawałby się na książkę dla młodzieży. A może i się nadaje, bo dzisiejsza młodzież to osoby po 16 roku życia, które zapewne niejeden romans czy erotyk mają już za sobą. Swoją drogą, sama nie byłam lepsza w tym wieku i czytałam jeszcze bardziej odważne książki.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Oboje, zarówno Anastasia, jak i Nathan to osoby, które pragną osiągnąć sukces w swoim życiu i idą do celu za wszelką cenę. Hannah Grace poruszyła w tej pozycji drażliwe tematy, jakimi są zaburzenia odżywiania, czy złe relacje dzieci i rodziców.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jak na lekką pozycję z motywem wrogowie do kochanków „Icebreaker” to całkiem złożona książka, która zaskakuje swoim wnętrzem. Jest w niej kilka dziwnych zagrań i te zbliżenia między bohaterami po dłuższej lekturze zaczynają się robić męczące, ale całościowo patrząc, pozycja od Hannah Grace jest całkiem dobrą lekturą, która na pewno umili niejeden wieczór.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Icebreaker” to sympatyczna historia o dwójce zdeterminowanych ludzi, których los połączył na lodowisku. Jest to pozycja, którą czytało mi się bardzo przyjemnie, choć niektórych rzeczy z chęcią bym się pozbyła. Końcem końców, jeżeli miałabym umieścić tę pozycję między książkami z tego samego gatunku, stanęłaby ona pośrodku. Nie jest to wybitne dzieło, które sprawi, że nie zapomnicie go do końca życia, ale też nie jest książką złą, której nie da się przeczytać. Ot taki całkiem dobry średniak, który można przeczytać.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-44907942286705673782024-01-20T05:19:00.000+01:002024-01-20T05:19:43.759+01:00„Geniotyp”- Tony Estruch<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6FgulWEjqu9C1l4_dJpr87PlEyvipeeDkRGHvBaaxoEpkbe1vU8lYoC_HJjKog9CVKqWSKTalPp5-9LDQ_VSQnpX58uMDCun4SFiAzHrk05sZIbDk32DYiU86eYJWijIdmNVpdOtWRQDMp49uqRFD9x562lhVP7Mm-LofNhoplSdxSmXae31sHCFjoE_F/s2522/20240103_152157.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1618" data-original-width="2522" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6FgulWEjqu9C1l4_dJpr87PlEyvipeeDkRGHvBaaxoEpkbe1vU8lYoC_HJjKog9CVKqWSKTalPp5-9LDQ_VSQnpX58uMDCun4SFiAzHrk05sZIbDk32DYiU86eYJWijIdmNVpdOtWRQDMp49uqRFD9x562lhVP7Mm-LofNhoplSdxSmXae31sHCFjoE_F/s16000/20240103_152157.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><span style="font-family: times;"><div style="text-align: justify;">Poznaj swój geniusz.</div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Wydawnictwo Bez Fikcji od czasu do czasu sięga po bardzo ciekawe książki, która na celu mają samorozwój. „Geniotyp” to kolejna pozycja, która pomoże poznać samego siebie i odkryć w sobie to, co najlepsze, aby móc wykorzystać swój umysł, jak najlepiej.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Tony Estruch wraz z zespołem ekspertów przez dziesięć lat prowadził badania nad ludzkim talentem. Teraz, za pomocą „Geniotypu” autor przedstawia nam rewolucyjną teorię dotyczącą geniotypów - narzędzi do samopoznania wyznaczających nową erę w świecie rozwoju osobistego.</div><div style="text-align: justify;">Kluczem do wykorzystania swojego geniuszu w pełni jest miłość do tego, co robimy. Aby tego dokonać, trzeba odnaleźć swoją pasję i to, co lubimy wykonywać. Nikt nie urodził się alfą i omegą, a ludzie rozwijają się w różnych kierunkach i dziedzinach. Wszyscy posiadamy szczególny dar, dzięki któremu jesteśmy wyjątkowi. Zatem najpierw musimy poznać swoj geniusz, aby móc podążać drogą, która sprawi nam radość.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">„Geniotyp” to pozycja, która na początku wymaga od nas zrobienia ośmiu psychotestów. Wszystko po to, aby dowiedzieć się, który geniotyp najbardziej nas przypomina. Niektóre z tych pytań były nieco bez sensu, albo ich odpowiedzi w zasadzie nie były zbyt obszerne, ale w końcu udało się i otrzymałam swój własny wynik. Potem zaś przeszłam dalej, gdzie autor wraz z ekspertami opowiada, jak można wycisnąć z samego siebie jeszcze więcej, czego należy unikać, a na czym skupić się jeszcze bardziej.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Co ważne, jak nie najważniejsze w tej pozycji jest to, że autor nie wymaga od nas robienia cudów i rzeczy niemożliwych, aby być geniuszem. W każdym z nas jest coś, co możemy rozwinąć do perfekcji, kwestia odnalezienia tego i pokierowania swoją rutyną dnia w sposób, który ułatwi nam ponoszenie tej umiejętności.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">„Geniotyp” to lektura, która pokazuje, że każdy człowiek jest wyjątkowy i ma w sobie coś, co może sprawić, że stanie się lepszą wersją siebie. Wystarczy to tylko odkryć i dobrze pokierować swoim rozwojem, aby osiągnąć w tym pełny sukces. Książkę bardzo polecam osobom ciekawym samych siebie, którzy pragną się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty i możliwości.</div></span>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-74761980266829326342024-01-17T02:54:00.000+01:002024-01-17T02:54:29.019+01:00[Manga, też książka] „Eden. It's an endless world” | Hiroki Endo (1-3)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhss7Ry6CqijjsYLfxs-lI10n35STYb_Mp7Pi7kzL0waeOb-hOLhrIdQSYc8T3b_jvrC5HGMiAT6GV1-DmMZVL2vUDF2BmepsjF7RURvfO1SA1vcbBmmRbvhF7wYZimQjg1EYTr-AJThX5yXi20hMzrG5ofDzngwmsiu6zs41bSOvnEWewoSarhE0Uc8A/s2902/20230516_094008.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2021" data-original-width="2902" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhss7Ry6CqijjsYLfxs-lI10n35STYb_Mp7Pi7kzL0waeOb-hOLhrIdQSYc8T3b_jvrC5HGMiAT6GV1-DmMZVL2vUDF2BmepsjF7RURvfO1SA1vcbBmmRbvhF7wYZimQjg1EYTr-AJThX5yXi20hMzrG5ofDzngwmsiu6zs41bSOvnEWewoSarhE0Uc8A/s16000/20230516_094008.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czy to koniec świata?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Eden” to manga, którą większość fanów japońskiej kultury doskonale zna. Wydawnictwo Kotori już od dawna robi nam niespodzianki, wydając kolejne tomy tej historii, a co lepsze, są one wydrukowane 2 w 1, zatem mamy piękne grubaśne tomiki, które radują serce prawdziwego zjadacza mang. Czy „Eden” to opowieść, do której warto zasiąść?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #e69138; font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Świat został spustoszony przez tajemniczy wirus o nazwie Closure Virus. Epidemia, której udało się zmniejszyć populację Ziemi o 15%, zmieniła też ekonomiczną i polityczną strukturę planety. W tym trudnym do mieszkania świecie przyszło dorastać Ennoahowi Ballardowi. Każdy dzień w nowym świecie to walka o przetrwanie, jedzenie, czy nawet spokojny sen. I mimo iż epidemia zebrała swoje żniwo, na świecie trwa walka o dominację, nawet z wiszącym nad głowami powrotem wirusa, na którego nikt nie znalazł lekarstwa.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wybrańcy, którym udało się przeżyć żyją w zamkniętym ośrodku, jednak ten zostaje zainfekowany. Ennoah, jak i jego towarzyszka Hanna w tym całym szaleństwie okazują się być odporni na wirusa. Do władzy dochodzi Propater, która chce zjednoczyć pozostałą ludność.</span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #b45f06; font-family: times;"><b><br /></b></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #b45f06; font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Eden. It's an endless world” to manga, która obwolutami jasno określa, z czym przyjdzie nam się spotkać. Wydawnictwo Kotori postarało się, aby nasze wydania były naprawdę ładne. Matowe obwoluty, kolorowe strony, posłowia do tomików – wszystko to w mandze ciężkiej, grubej, a przede wszystkim oszczędzającej nasze czekanie na kolejną część ponieważ mamy tutaj 2 w 1, o czym już wspominałam. Na niektórych stronach jest dużo tekstu, który opowiada fabułę i momentami ilość tekstu mi przeszkadzała. Niemniej jednak wizualnie manga i w środku i na zewnątrz jest na najwyższym poziomie wydania.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #783f04; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Eden. It's an endless world” to historia, która wciąga. Hiroki Endo rzuca nas na głęboką wodę, ale bardzo szybko odnajdujemy się w całej opowieści. Warto dodać, że mamy tutaj retrospekcje, które pokazują życie rodziców Ennoaha sprzed pandemii. Świat przedstawiony w mandze pełen jest cyberpunku, co widać, mimo zniszczeń, jakie poniosła Ziemia. Wydawnictwo Kotori zadbało o znaczek „+18” za co chwała im, ponieważ Hiroki Endo nie szczędzi tu scen brutalności, a te są tutaj NAPRAWDĘ ostre i bardzo realistycznie pokazane. „Eden. It's an endless world” to manga dla fanów „Akiry” i klimatów sci-fi, cyberpunk. Jest to historia, która stoi bardzo blisko prawdy, jaka jest na świecie. No wiecie, jedna organizacja chce wszystkich zjednoczyć, epidemia, która zmniejsza populację, ale nikt nie wie, skąd faktycznie się pojawiła. Gdybym czytała to podczas pandemii coronawirusa zaczęłabym się zastanawiać, czy to wszystko nie zostało przewidziane wcześniej. Niemniej jednak mangę Hirokiego Endo bardzo Wam polecam!</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-36223597977974044312024-01-11T00:13:00.000+01:002024-01-11T00:13:54.281+01:00„8 zasad miłości” - Jay Shetty<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1wYn0HubMWxZN21rHVsS7QuiIwJ6u7GqPU3C3ZBoIBRPNUO2Zvz57Wd9LGFbzJWKzXWczf3BLm0PtANPXWVoVO9p9zUwAoWYBlqaiyQ5A5JCq2_slyGhYOYMA9jiEBoxSUrnZAuXpjFaSXU-O7PkaXBUijKUYJ0AR6zObEYQpzAuw6d7rLdpf4qqW4A92/s2604/20240103_152041.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2604" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1wYn0HubMWxZN21rHVsS7QuiIwJ6u7GqPU3C3ZBoIBRPNUO2Zvz57Wd9LGFbzJWKzXWczf3BLm0PtANPXWVoVO9p9zUwAoWYBlqaiyQ5A5JCq2_slyGhYOYMA9jiEBoxSUrnZAuXpjFaSXU-O7PkaXBUijKUYJ0AR6zObEYQpzAuw6d7rLdpf4qqW4A92/s16000/20240103_152041.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Kochać.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Każdy z nas kogoś kocha, albo jest kochany. Najważniejszym w miłości jest jednak to, aby kochać... siebie. Jay Shetty wraca z przewodnikiem, który pozwoli nam pokochać przede wszystkim siebie i nauczyć się, zatrzymać się w dobrym miejscu, zanim wywołamy kolejną awanturę o błahostkę.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nikt nas nie uczył kochać. W rejonach miłości poruszamy się po omacku. Nie jest to nauka, którą można przeczytać w książkach, albo nauczyć się w szkole. Każda spotkana na naszej drodze osoba, z którą łączą nas głębsze relacje to zupełnie inny Wszechświat. Musimy nauczyć się metodą prób i błędów, jak żyć w zgodzie, iść na kompromis, czy po prostu kochać kogoś takim, jakim jest. Oczywiście nie przychodzi to łatwo. Nauka o miłości to bardzo ciężki orzech do zgryzienia, na którym wielu z nas łamie zęby.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jay Shetty w swojej nowej książce nie opowiada o miłości w sposób podniosły. Nie posługuje się banałami, które znamy od dawna. Autor sięga po swoje nauki mnicha i pokazuje nam bardzo proste zmiany, które mogą przynieść same pozytywy w naszych relacjach z innymi.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Przede wszystkim zaś, cały czas wspomina, że aby móc dobrze pokochać kogoś, trzeba najpierw kochać samego siebie ze wszystkimi swoimi wadami.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Książka została podzielona na cztery części, które tworzy osiem rozdziałów, w końcu zgodnie z tytułem jest to 8 zasad miłości. Jay Shetty opowiada po kolei o samoakceptacji, uczuciu do innych, a nawet wchodzi na temat rozstania. Podpowiada nam, jak reagować, co warto zmienić, ale też nie są to tylko słowa. Książka to swoisty trening dla Czytelnika ( jeżeli tylko ma on na niego ochotę). Autor wchodzi z nami w dialog, proponuje medytacje i afirmacje na dany temat, który aktualnie jest omawiany w rozdziale.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„8 zasad miłości” to książka, którą warto posiadać na półce i sięgać po nią, kiedy w naszym związku na horyzoncie, pojawiają się czarne chmury. Jay Shetty wszystkie swoje spostrzeżenia opiera na świętych księgach hinduizmu Wed, gdyż kiedyś był on mnichem. Nauki te mogą się wydawać egzotyczne, a kiedy zaczynamy czytać tę pozycję, okazuje się, że są one bardzo uniwersalne i od dawna głoszone w naszym codziennym życiu. Problem w tym, że ich nie zauważamy, dlatego w Polsce jest coraz więcej rozwodów, a coraz mniej ślubów.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Czy polecam? Tak. Wyniosłam troszkę pozytywnych i ważnych treści z tej pozycji i na pewno sięgnę po nią ponownie, kiedy odczuję taką potrzebę.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-12443101822979653562024-01-09T20:37:00.000+01:002024-01-09T20:37:10.511+01:00[Manga, też książka] „Dead Dead Demon's Dededede Destruction”| Inio Asano (1)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjviy-N3WKktrlK7FovRdOaXGIu-ohVIt-pn2qeWLifMK99p6umIKk29dnXlPuU4dvzo-SW8QqkXCUOz03BVAItVBixav5tfEPAs4CkjFEimi_-w79MIFUfmSnNlZlhVVt95b0llFWRmpQuwefrgcONtM3EqqW5v7UzF6XhX-Ig9aExD4D3tO4uADNaGQ/s3072/20230319_153416.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2019" data-original-width="3072" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjviy-N3WKktrlK7FovRdOaXGIu-ohVIt-pn2qeWLifMK99p6umIKk29dnXlPuU4dvzo-SW8QqkXCUOz03BVAItVBixav5tfEPAs4CkjFEimi_-w79MIFUfmSnNlZlhVVt95b0llFWRmpQuwefrgcONtM3EqqW5v7UzF6XhX-Ig9aExD4D3tO4uADNaGQ/s16000/20230319_153416.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">UFO?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Kotori ostatnio przoduje w wydawaniu mang, które są całkiem pokaźnej wielkości. Pozwólcie, że w skrócie będę używać tytuły „Dead DDD Destruction”, ponieważ pisanie całości, co chwilę w tej opinii będzie mnie dobijać. Co powiecie na kosmitów, ale bez kosmitów?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #3d85c6; font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Kiedy przed trzema laty nad Tokio zawisł statek kosmitów wszystko się zmieniło, choć jednocześnie nie zmieniło się nic. Statek ów pochłonął setki tysięcy istnień, co wywołało konflikt. Mimo wielu prób, nikt nie doszedł do tego, w jakiej sprawie i po co przybyli najeźdźcy, a wraz z upływem czasu, statek stał się kolejnym elementem, do którego wszyscy się przyzwyczaili. Choć sytuacja wydaje się być dość nietypowa, życie uczniów jednego z tokijskich liceów toczy się normalnym trybem. Nadal trzeba się uczyć i odrabiać zadania domowe. Młodzi ludzie zaś zajęci są codziennymi problemami i odkrywaniem, na czym polega dorosłość, przed którą niestety nie można uciec.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Kotori postawiło na obwolutę, na której znajduje się główna bohaterka, zaś pod nią możemy znaleźć tytuł mangi. Mamy tutaj całkiem sporo kolorowych stron, które bardzo podnoszą jakość mangi. Kreska ostra, całkiem oryginalna, ponieważ nie skojarzyła mi się z żadną mangą, jaką miałam okazję czytać. Tekstu w dymkach momentami trochę za dużo, co nieco podnosiło mi ciśnienie, ale znacie mnie od lat. Zawsze mam z tym problem. Ogólnie, oprawa graficzna „Dead DDD Destruction” bardzo na plus, a przede wszystkim grubość tej mangi to coś, co lubię najbardziej. Uwielbiam takie grube tomiki, kiedy przyjemność z czytania trwa o wiele dłużej.</span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #0b5394; font-family: times;"><b><br /></b></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #0b5394; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Dead Dead Demon's Dededede Destruction” to manga, która zaczyna się całkiem ciekawie. Młodzi bohaterowie, który próbują ogarnąć dorosłość i tajemniczy statek kosmiczny, który stał się elementem otoczenia. Jakie są szanse, że to wszystko dobrze się skończy?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Podczas czytania tego tomiku bawiłam się bardzo dobrze. Nie brakuje tutaj humoru, zaś bohaterowie choć są w młodym wieku i nie da się tego ukryć, zachowują się całkiem dojrzale. Wiadomo, że są momenty kiedy wygłupy i dziecinne odzywki występują, ale patrząc z daleka, nie można im odmówić tego, iż są całkiem dojrzali. No, nie można odmówić oryginalności idei statku kosmitów, który wisi nad Tokio. To w zasadzie najważniejszy obiekt w całej mandze i główny wątek historii. Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, jak zostanie on rozwinięty.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Dead Dead Demon's Dededede Destruction” to nie tylko zwariowany tytuł. Pod nim kryje się niezwykle oryginalna historia, która wciąga w swój świat i nie pozwala wyrwać się z jego szponów. Jestem bardzo ciekawa kontynuacji, a wydawnictwo Kotori za te grubaśne mangi ma u mnie baaaardzo wielkiego plusa. Oby tak dalej i oby takich tomików było coraz więcej na naszym rynku!</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-50318486188255739312024-01-08T13:28:00.000+01:002024-01-08T13:28:09.504+01:00„Jesteś oszustką. Syndrom, który cię niszczy” - Małgorzata Mielcarek <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0CI3ZGX1Zzw7dUgCXfeY06VTatlDyijjeoPDOPjYOGGm-m_aIe-W3SUk6255hEPRitLp60paHQ0msuR0IiUqFbjb3Ql7Y-5nkZMSPFN1evr1Q7HJgowZC4tMdS1c3-HAi_i8ag_Cn52Rgwe7XdL-2XJwT3qO5qAF4BnlLs3BfbuhCpd_8BU6NkfO1Az74/s2734/20240103_152146.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1620" data-original-width="2734" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0CI3ZGX1Zzw7dUgCXfeY06VTatlDyijjeoPDOPjYOGGm-m_aIe-W3SUk6255hEPRitLp60paHQ0msuR0IiUqFbjb3Ql7Y-5nkZMSPFN1evr1Q7HJgowZC4tMdS1c3-HAi_i8ag_Cn52Rgwe7XdL-2XJwT3qO5qAF4BnlLs3BfbuhCpd_8BU6NkfO1Az74/s16000/20240103_152146.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Porozmawiajmy o kobietach.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pytam kobiety: Ile z Was zrezygnowało z wymarzonej kariery i zadowoliło się czymś podrzędnym? Ile z Was marzyło o studiach zupełnie innych, niż te, na które poszłyście? Ile razy oszukiwałyście siebie same? Małgorzata Mielcarek przychodzi do was z pomocą i razem z innymi kobietami sukcesu próbuje zmienić myślenie dziewczynek, a także kobiet. Wszystkie jesteśmy warte o wiele więcej, niż myślimy. Musimy to po prostu zrozumieć.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Hej, na pewno mogę tu być? Nikt mnie stąd nie wyprosi? A co jeśli oni się zorientują, że jestem oszustką? I że byłam nią od samego początku? Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, w mojej głowie mnożą się ogromne znaki zapytania. Bo jak to. Ja? Piszę? Książkę? Kogoś obchodzi co Małgorzata Mielcarek ma do powiedzenia? Kim ona jest? Lepiej – kim jej się wydaje, że ona jest?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">To jasne, że cierpię na syndrom oszustki. Nie chcę Cię szczególnie martwić, ale jeśli jesteś kobietą, to Ty prawdopodobnie też. Nie jest to koniec świata. To w ogóle nie jest koniec. Teraz, kiedy już zdajemy sobie z tego sprawę, to może być początek fascynującej drogi po swojej ścieżce rozumowania. Naszej ścieżce.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Bo wiesz co? Jest nas zdecydowanie więcej. Te mnożące się w naszych głowach pytania i wątpliwości nie są naszym wymysłem czy wytworem wyobraźni. Ktoś je w nas zasiał, przez lata podlewał i teraz my musimy się z nimi zmierzyć. I spokojnie, zrobimy to razem. Powoli, krok po kroku.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pomoże mi w tym 15 kobiet. Niektóre mówią, że oszustkami czują się całe życie. Inne – że nigdy tego nie poznały (taka perspektywa też jest niezwykle cenna!). Wszystkie mają jednak jedną wspólną cechę – zdają sobie sprawę z tego, że zmiana jest potrzebna.*</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Małgorzata Mielcarek przeprowadziła wywiady z kobietami, które osiągnęły sukces w sferze publicznej. Nigdy nie pomyślelibyście ile blokad i wątpliwości pojawiało się w głowach rozmówczyń autorki o niepowodzeniu ich planów. Wszystkie te kobiety pokazują, że nikt nie doszedł do sukcesu łatwo i przyjemnie. Odblokowanie się na bycie najlepszą, żadnej z nich nie przyszło łatwo.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Od początku, dziewczynki wychowywane są z najdelikatniejszą pieczołowitością. Wszyscy powtarzają nam: bądź grzeczna, bądź ładna, uśmiechaj się, nie przeklinaj. Prawda jest taka, że od najmłodszych lat dziewczynki są oszustkami.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Udajemy bycie idealnymi, bo tak wymaga społeczeństwo. Dlaczego?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Autorka pyta piętnaście kobiet o ich sukces, marzenia i zmianę swojego nastawienia. Każda z jej rozmówczyń ma własną rubryczkę, w której możemy dowiedzieć się, kim goście Małgorzaty Mielcarek są. I w sumie bardzo mi to pomogło, ponieważ nie orientuję się w show biznesie i celebrytach, zatem nie znałam wszystkich osób, z którymi prowadzone były wywiady.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nie brakuje tutaj też wypowiedzi specjalistów o syndromie oszustki, a także rad, które pozwolą zdjąć maski, za którymi kryją się idealne dla społeczeństwa kobiety. Bawmy się życiem, pozwalajmy sobie na wszystko i nie dajmy się zamknąć w stereotypach idealnej pani domu!</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Jesteś oszustką” to pozycja potrzebna na polskim rynku. Już i tak cieszy mnie fakt, że kobiety w końcu zaczynają ignorować opinie innych i robią to, co uważają za słuszne, ale to o czym marzą. Przestańmy oszukiwać same siebie i zacznijmy spełniać się, aby niczego nie żałować. Zdecydowanie jest to pozycja, którą powinna przeczytać każda kobieta, aby otrzymać niewidzialną siłę do sięgnięcia po więcej.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">*opis od wydawcy</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-38119250427134799552024-01-04T17:56:00.000+01:002024-01-04T17:56:23.495+01:00„Fukishima. Kronika wypadku bez końca” - Bertrand Galic & Roger Vidal<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQDvsg4ikB4nEoTnUZ6k519dXARquOXzCaNV-NfiUy7Im7UKKUyPX3W3WX-zVza8HXULvOJHkkjRjQ4p9f7qXKFA33vzZjGNQQu71Ql5ZYEPttSRZc2VQJUJCRwwrP8ZrVoAsjUnsOeN9K0WSxmxkUxgrlHhXs-YzVteN83pog0vLm7G7-ydFfMC2CgaBB/s2256/20240103_150859.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1577" data-original-width="2256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQDvsg4ikB4nEoTnUZ6k519dXARquOXzCaNV-NfiUy7Im7UKKUyPX3W3WX-zVza8HXULvOJHkkjRjQ4p9f7qXKFA33vzZjGNQQu71Ql5ZYEPttSRZc2VQJUJCRwwrP8ZrVoAsjUnsOeN9K0WSxmxkUxgrlHhXs-YzVteN83pog0vLm7G7-ydFfMC2CgaBB/s16000/20240103_150859.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Dawno temu, ale czy na pewno?</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Wydawnictwo Non Stop Comics sięga po komiksy, które nie tylko są czysto wymyślone w głowach rysowników, ale też po te, które opowiadają o wydarzeniach, jakie miały miejsce w realnym świecie. „Fukushima” to właśnie jeden z nich.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: times;"><b>FABUŁA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">11 marca 2011 roku opodal wybrzeży Japonii, straszliwe trzęsienie ziemi powoduje tsunami, które z pełną mocą uderza w jedną z największych elektrowni jądrowych na świecie: Fukushima Daiichi. Kataklizm naturalny o niesłychanej gwałtowności powoduje wówczas katastrofę technologiczną.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Od pierwszych sekund zaczyna się odliczanie ku katastrofie..., a pierwszych pięć dni jest decydujące. W kompletnie zdewastowanym świecie, kiedy budynki pogrążone są w ciemności, a większość miasta i okolic została ewakuowana, personel elektrowni jądrowej staje w obliczu eksplozji i toksycznego promieniowania. Pracownicy pod kierunkiem Masao Yoshidy, dyrektora elektrowni, będą musieli wykazać się ogromną odwagą, pomysłowością i gotowością do poświęceń, aby spróbować zapobiec apokalipsie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Kilka miesięcy później, kiedy sytuacja jest opanowana, komisja śledcza przesłuchuje Yoshidę, aby zrozumieć rozmiary kataklizmu, któremu musiał stawić czoła wraz z zespołem swoich ludzi.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #3d85c6; font-family: times;"><b>OPRAWA GRAFICZNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Fukushima” to kolejny komiks od Non Stop Comics, który jest wydany w większym formacie. Lakierowana okładka sprawia, że idealnie nadaje się on na prezent dla każdego fana komiksu, ale też i historii o elektrowniach jądrowych. W środku znajdziemy dość toporne rysunki, jednak nie one są tutaj najważniejsze, a dymki, w których opowiadana jest historia uderzenia fali i zapobiegania toksycznemu wyciekowi z reaktorów. Karty komiksu wykonane są w macie i... wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale bardzo ładnie pachną. Na koniec mamy kluczowe daty, słowniczek i wydarzenia, jakie miały miejsce po tsunami. Dodatkowo autorzy wyjaśniają, czy elektrownia jądrowa może eksplodować i w jaki sposób jest zbudowana.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #0b5394; font-family: times;"><b>OPINIA OGÓLNA</b></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Fukishima. Kronika wypadku bez końca” to ciekawy komiks. Użycie prawdziwych wydarzeń i przeniesienie ich na narysowane kadry okazało się strzałem w dziesiątkę, a sam komiks jest wciągający i pełen emocji. Nie da się ukryć, że nie tylko zapewnia rozrywkę, ale też otwiera umysł na nowe informacje. „Fukushima” to komiks, w którym wszystko zostało przemyślane i doprecyzowane. Autorzy pokazują całą masę emocji, jakie towarzyszyły uczestnikom tego wydarzenia. Pokazane zostało, jak rząd i politycy próbują być mądrzejsi od ludzi, którzy pracują z energią jądrową każdego dnia. Na całe szczęście, Ci, są mądrzejsi od tych, którzy potrafią tylko wydawać rozkazy i obiecywać rzeczy bez pokrycia. Jeżeli oglądaliście „Czarnobyl” i lubicie zagłębiać się w historię, to z pomocą „Fukushimy” także dostaniecie solidny kawałek wydarzeń, które jeszcze nie zostały przykryte kurzem.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-87461827494633281492024-01-02T17:12:00.000+01:002024-01-02T17:12:35.357+01:00„Pożegnaj się” - Lisa Gardner<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSmnwwBYK8cyvhBiGu4CZmYIm4V8_CdazfXNVHHe0XbP9G6JF0k2d9uOI8OLr13cuGhoPXVA9T4u7FYR0SIY1CfxhVU_g2yAluS6MK57_dwk4SyoRqMjP_Xr5k0_UJ9WLWHFCLQUX4d2A1e75C38kCnhTUz6CZhg3_iuzwz3tDh-kR9PkqmQzfO34rJAm6/s2346/20231213_013000.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1619" data-original-width="2346" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSmnwwBYK8cyvhBiGu4CZmYIm4V8_CdazfXNVHHe0XbP9G6JF0k2d9uOI8OLr13cuGhoPXVA9T4u7FYR0SIY1CfxhVU_g2yAluS6MK57_dwk4SyoRqMjP_Xr5k0_UJ9WLWHFCLQUX4d2A1e75C38kCnhTUz6CZhg3_iuzwz3tDh-kR9PkqmQzfO34rJAm6/s16000/20231213_013000.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Pająki powiedzą Wam wszystko.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nie od dziś wiecie, że jestem fanką Lisy Gardner i każda pozycja, jaką wydawnictwo Albatros wydaje u nas, musi wpaść w moje dłonie. „Pożegnaj się” to kolejna u nas druga część serii (za granicą szósta) „Quincy & Rainie”, którą podobnie, jak tę z D.D. Warren warto czytać w dzień.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Z Sandy Springs, przedmieść Atlanty, zaczynają znikać prostytutki. Dziewczyny przepadają bez wieści i nikt się nimi nie interesuje, poza Stanowym Biurem Śledczym, które zwraca się o pomoc do koleżanki z FBO, Kimberly Quincy. Miejscowa prostytutka, zaniepokojona losem zaginionych koleżanek, opowiada przerażające rzeczy o swoim kliencie, szaleńcu, który uwielbia pająki. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie to, że wykorzystuje pajęczaki jako środek do torturowania kobiet.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Kimberly, prawdopodobnie skupiłaby się na własnych śledztwach i nie brałaby udziału w tym, jednak przed lat jej matka i siostra stały się ofiarami seryjnego zabójcy. Kobieta nie może odpuścić, aby psychopata krzywdził kobiety, nawet jeżeli agentka FBI nie jest z nimi w żaden sposób związana.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Do pomocy ma ojca, Pierce'a Quincy'ego i jego żonę Rainie, który kiedyś pracowali, jako profilerzy FBI. Żadne z nich nie zdaje sobie sprawy, że rozpaczliwie poszukując odpowiedzi, Kimberly może wejść prosto w sieć utkaną przez zabójcę, który od swoich ulubionych stworzeń, nauczył się zwabiać ofiary prosto w swoje sidła.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Jeżeli macie arachnofobię, czyli boicie się pająków, nie sięgajcie po „Pożegnaj się”. Oczywiście dotyczy to tych z Was, których fobia jest tak duża, że nawet czytanie o ośmionożnych stawonogach jest dla Was za ciężkie. Jeżeli nie, to „Pożegnaj się” będzie lekturą pełną emocji i na pewno wciągnie Was na cały wieczór ( a może i nawet noc?).</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Lisa Gardner ma niebywały talent do pisania książek, które odziaływują na czytelnika podczas lektury. Dlatego też wspomniałam o arachnofobii. W „Pożegnaj się” pająki są głównymi bohaterami. To one odgrywają największą rolę w tej fabule i podczas czytania, kilka razy odczuwałam mrowienie na swojej skórze, jakby pająki chodziły po mnie w najlepsze. Na całe szczęście, nie jestem osobą, która się ich boi, wręcz przeciwnie uwielbiam pajęczaki. Są urocze.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W „Pożegnaj się” napięcie wyczuwalne jest już od pierwszego rozdziału, a niepokój rodzi się później. Autorka trzyma nas w swojej książce na bardzo krótkiej smyczy, ale nie napiszę, aby mi to w jakiś sposób przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Lisa Gardner wie, jak zaciekawić czytelnika i sprawić, że nawet niepokój stanie się niezwykle przyjazny.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Kolejny raz Lisa Gardner pokazała, że jest mistrzynią thrillerów. Autorka ta raczej nie zostanie pobita w moim osobistym rankingu pisarzy właśnie tego gatunku. „Pożegnaj się” to pozycja, którą warto przeczytać, nawet jeżeli cierpicie na arachnofobię. No dobra, może się troszkę rozpędziłam. Jeżeli obawiacie się oglądać pająki, ale nie boicie się o nich czytać w fabularnej książce. Niemniej jednak warto sięgnąć po historię agentki FBI Kimberly Quincy i kolejnej sprawy, którą przyszło jej rozwiązać.</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2491509522247456528.post-40627179106919718202023-12-31T18:51:00.005+01:002023-12-31T18:51:39.450+01:00„Strażnik Miecza” - Cassandra Clare<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpd2jpCmdOAPaOMXwTCHx_0cTd4YAncn_DQxM6SIioQYJo92HmueYrlGZQW92_ejdZlAKCOL_B7u3wiwLqbHNvY0VQQVUbwqYDBKdRp4QjZlnPuCoQb6Un_4Us7jIh89sB5UZ2OTsxpgXRGucyRfRImcd6LBS4sQ6BZmdqAewKpjQC4R0KHAmkYcgO5LEG/s2542/20231231_184910.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1621" data-original-width="2542" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpd2jpCmdOAPaOMXwTCHx_0cTd4YAncn_DQxM6SIioQYJo92HmueYrlGZQW92_ejdZlAKCOL_B7u3wiwLqbHNvY0VQQVUbwqYDBKdRp4QjZlnPuCoQb6Un_4Us7jIh89sB5UZ2OTsxpgXRGucyRfRImcd6LBS4sQ6BZmdqAewKpjQC4R0KHAmkYcgO5LEG/s16000/20231231_184910.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Zaskoczenie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span><a name='more'></a></span><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Nazwisko Clare nie kojarzy mi się dobrze. Po męczarniach, jakie czułam podczas lektury „Pani Nocy” stwierdziłam, że nie sięgnę więcej po tę autorkę. Potem jednak namyśliłam się i dodałam do biblioteki Legimi całą serię „Miasta Kości” (ale dalej nie przeczytałam). „Strażnik Miecza” to zupełnie inna historia, która nie ma nic wspólnego z tamtymi książkami, dlatego postanowiłam zaryzykować. Otwierając tę lekturę, w myślach prosiłam tylko o brak nudy. To, co otrzymałam przeszło moje oczekiwania i zapewniło mi kawał dobrej rozrywki na cały dzień.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W tętniącym życiem mieście-państwie Castellane bogatych szlachciców i zdeprawowanych przestępców łączy jedno: dążenie do bogactwa, władzy i rozrywek. Zabrany z sierocińca Kel zostaje Strażnikiem Miecza, sobowtórem następcy tronu Conora Aureliana. Wychowuje się u boku księcia, ćwiczy sztuki walki, uczy się tajników rządzenia państwem, ale Kel wie, że jego przeznaczeniem jest umrzeć za księcia. Żadna inna przyszłość nie jest możliwa…</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Lin Caster pochodzi z małej społeczności Ashkarów, której członkowie mają magiczne zdolności. Wkrótce Lin i Kel zbliżają się do siebie, wciągnięci w sieć utkaną przez tajemniczego Króla Szmaciarza. Kiedy wkraczają do podziemnego świata intryg i mroku, odkrywają potężny spisek, który może doprowadzić do upadku królestwa…*</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Strażnik Miecza” mnie kupił. Czekam na drugi tom z wielką niecierpliwością. Jak pisałam, prosiłam o brak nudy, która dosięgła mnie podczas lektury „Pani Noc”. Zamykając tę pozycję miałam wrażenie, że rozstaje się z przyjaciółmi. Mam nadzieję, że nie minie dużo czasu, jak spotkam ich ponownie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">Podczas lektury „Strażnika Miecza” zrozumiałam, że Cassandra Clare po prostu pisze bardzo obszernie. I nie chodzi tu o tworzenie świata. Otoczenie, w jakim obracają się bohaterowie, wydarzenia i system działania świata jest tutaj naprawdę dobrze napisany, ale nie jest to większość kartek, jakie posiada ta pozycja (a całkiem sporo ich jest, bo 725). Po prostu Clare lubi się rozpisywać i nie ma w tym ujmy. Teraz, tym bardziej chce sięgnąć po „Miasto Kości”, kiedy wiem, że to po prostu styl autorki i trzeba go przełknąć, a kiedy już damy radę się do niego przyzwyczaić, to otrzymamy naprawdę świetną fabułę, wyrazistych bohaterów i historię, która wciąga od pierwszej strony.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">W „Strażniku Miecza” można się zgubić, kiedy straci się skupienie podczas czytania. Clare opisuje wszystko w sposób niesamowicie rozbudowany i zawiły, dlatego, jeżeli zamierzacie otworzyć tę pozycję i przeczytać, to odłóżcie wszystkie inne prace na bok. Jest tu bardzo dużo postaci, sytuacji w których się znajdują i romansów, które także wchodzą w skład fabuły.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">„Strażnik Miecza” rozbudził moją ciekawość. Czekam na drugą część z niecierpliwością. Przede wszystkim zaś sprawił, że mam dużą ochotę spróbować, jak najszybciej „Miasta Kości” i zobaczyć o co tyle krzyku, że wszyscy tak lubią tę serię. Jeżeli o mnie chodzi, jestem kupiona i bardzo Wam polecam.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: times;">*opis od wydawcy</span></div>Po drugiej stronie okładkihttp://www.blogger.com/profile/12204475354685043550noreply@blogger.com