„Pod samym niebem”


Po pierwszej części serii „W przestworzach” autorstwa R. K. Lilley ciekawość sprawiła, że podjęłam się przeczytania kolejnej. Hm… jak na książkę średnich lotów jest niezła.

Ponownie spotykamy się z Bianką oraz Jamesem Cavendishem. Po wydarzeniach z pierwszego tomu kobieta odcięła się od milionera, a on ciągle nie może się z tym pogodzić. Pragnie jej ciała, duszy, a przede wszystkim pragnie ją chronić. Obwinia się o jej pobyt w szpitalu i pogrąża w coraz większej rozpaczy. 
W końcu za namową Stephana, młoda stewardessa postanawia porozmawiać z Jamesem i powiedzieć mu, że między nimi wszystko jest dobrze. Mężczyzna obiecuje sobie i jej, że za wszelką cenę uda mu się ochronić swoją kobietę, a także zatrudnia detektywów, którzy badają sprawę jej ojca. 
Pomiędzy kolejnymi lotami, podczas wolnych chwil para spotyka się. James każdego dnia przekonuje Biankę, że pragnie z nią być do końca swoich dni, poruszając nawet tematu o dzieciach oraz zaręczynach. Ona sama nie jest, co do tego przekonana, ale nie mówi stanowczego nie. Dodatkowo Cavendish ciągle wpaja jej, że wszystko, co do niego należy, należy także i do niej, a więc panna Karlsson z biedaczki staje się milionerką, co jest pożywką dla prasy. 
Oboje zaczynają poznawać siebie bliżej, a kulminacyjne momenty zawsze są w zbliżeniach intymnych. James dopiero tutaj pokazuje prawdziwe oblicze dominanta, a Bianka, jest dla niego idealną uległą. 
Myślałam już, że historia będzie jak z pięknej bajki, kiedy nagle przeszłość Jamesa wróciła do nich jak bumerang, a w życiu Bianki pojawiła się Sharon Karlsson… jej macocha.

„Zrobiłam to. Zaczęłam go dotykać i od razu zachowywałam się gorzej, niż gdybym była pijana. Nie byłam w stanie skupić się na niczym niż dotykanie go.

Przyznam szczerze, że „Pod samym niebem” jest lepsze od pierwszego tomu. Owszem, są naleciałości innych książek, jakby była na nich wzorowana, ale mimo to mam wrażenie, że autorka dała znacznie więcej od siebie. Książka zaskakuje szczególnie w rozdziale 17. Wtedy też naszło mnie pytanie czy R.K Lilley czegoś nie brała podczas jej tworzenia. Nie będę Wam zdradzać, co tam jest, ale uwierzcie mi gorąco i komicznie to najlepsze określenia tego rozdziału.
Zabrakło mi trochę tego, z czego ta książka powstała, czyli pomysłu stewardessy i lotów samolotami. Może parę razy Bianca jest w samolocie, a tak to ciągle przebywa z Jamesem, co na początku jest miłe, ale potem zaczyna robić się irytujące. 
Zastanawia mnie, dlaczego dwie obce osoby, które znają się krótki czas i łączy je relacja Pan- Uległa nagle są sobie bliskie, a James jest tak rozpustny, żeby wszystko oddać Biance. Troszkę to dla mnie nielogiczne, bo nikt normalny nie poczyniłby tak radykalnych kroków. 

„Miał twarz anioła, ale jego oczy zdradzały ból, który stanowił odbicie moich wewnętrznych ran. Nigdy nie byłam powierzchowna i wiedziałam, że nie zakochałam się w nim ze względu na jego urodę, lecz na duszę ukrytą w tym pięknym opakowaniu.

Jeżeli chodzi o bohaterów to Bianca i jej myślenie dalej do mnie nie przemówiło. Czasami miała przebłysk mądrości, ale ogólnie dalej jest dla mnie nijaka. 
James zaś pokazał swoją prawdziwą stronę, a raczej dwie strony. Tą dominującą oraz tą opiekuńczą. Nie ukrywam, podoba mi się, jako postać. Mimo że jest szaleńczo nadgorliwy i przypomina w jakimś stopniu Christiana Grey’a to nie jest to całkowita kopia „Szarego”, za co muszę dać dużego plusa.

Bardzo podoba mi się tło powieści. Ojciec Bianci oraz jej przeszłość ciągle gdzieś są w tej książce, przez co z płytkiego erotyka, lektura ta posiada nutkę sensacji. Ciekawa jestem jak rozwinie się ta sprawa, gdyż to ona najbardziej mnie interesuje. 

„Pod samym niebem” to pozycja zdecydowanie lepiej napisana, niż pierwszy tom. Dalej twierdzę, że zamiast czytać „Crossa” i „Greya” wystarczy zatopić się w historii Bianci i Jamesa, aby poznać wszystkie trzy serie za jednym razem. Jest to lektura, którą szybko się czyta i nie zabiera dużo czasu, ale raczej na jeden raz. Wszystko, co tu jest, już gdzieś prędzej czy później można było przeczytać i tutaj nie zaskakuje. Mam nadzieję, że w trzecim tomie autorka skupiła się na pracy Bianki, bo w końcu na tym powinien być zbudowany cały fundament tej serii.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com