„Jestem... dla ciebie.”



Po fantastyce i nieudanych romansach przyszła pora na sięgnięcie po coś pewnego. Coś co mnie wciągnie i sprawi, że zniknę z życia na cały dzień. Tillie Cole z drugą częścią serii Poranione dusze – „Reap” była do tego wprost idealna.


UWAGA: Jeżeli nie czytałeś  pierwszej części, czyli „Raze’a” to zamknij czym prędzej i nie czytaj tego tekstu. 



Tym razem spotykamy się nie tylko z Kisą i Lukiem, ale też z Talią i tajemniczym numerem 221.
Okazuje się, że nasi bohaterowie z pierwszego tomu pobrali się i są szczęsliwym małżeństwem, a Luka przygotowuje się do godnego zajęcia miejsca ojca w Braci. My przez wiekszość książki towarzyszymy jednak Talii, która będąc siostrą Raze’a chce odpocząć od walk w klatce i śmierci. Postanawia wyjechać do Nowego Yorku i za niechętną, ale zgodą ojca udaje się na wycieczkę, aby osiągnąć spokój.

Luka przeżywa cieżkie chwile, nawiedzają go sny, pragnie zabijać i poczuć się znowu jak 818. Ma ku temu okazję, gdyż zgodnie z obietnicą złożoną swojemu przyjacielowi, chce dokonać zemsty. Okazuje się, że nie wszystko jest takie proste jak być powinno, bo jego martwy przyjaciel był tak naprawdę jego śmiertelnym wrogiem i co lepsze... ma żyjącego brata. 


„Była jego grawitajcą, jedynym, co trzymało go przy zdrowych zmysłach.”

Talia zostaje zupełnie przypadkowo wtrącona w sam środek akcji z numerem 221. Mężczyzna bowiem, zostaje przyprowadzony do jej piwncy i tam zamknięty. Dziewczyna na początku nie ulega pokusie pójścia do niego, ale z każdą kolejną chwilą jej upór maleje. W końcu staje twarzą w twarz z wielkim wojownikiem. 



Ich relacja zaczyna się od normalnych zajeć. Talia myje go i pomaga mu doprowadzić się do porządku. Z każdym kolejnym dniem zaczyna ich łączyć coraz więcej, aż córka Ivana wie, że straciła dla tajemniczego Zaala serce.
Jednak przed nimi wiele poświęceń i trudności.

„- Wolność  - odparła – Chcę pokazać ci wolność.”


Wiedziałam, że się nie zawiodę i tak też było. Książki Tiliie Cole są po prostu zachwycające. Sam pomysł, przedstawienie go jest mistrzowskie. Pozycje przez nią napisane wciągają od pierwszej strony i nie pozwalają zrobić nic więcej, bo gdy człowiek pomyśli tylko „muszę ją odłożyć na chwilę” książka zaczyna krzyczeć „ nie, nie! Patrz już coś sie dzieje!”. Zazwyczaj wtedy zaczyna się akcja i Czytelnik dalej nie podnosi się z łożka, kanapy czy po prostu swoich czterech liter. Sceny erotyczne są opisane ze smakiem, nie są przesadzone i naprawdę dobrze się je czyta. 



Nie wiem jak Tillie Cole to robi, ale z każdą kolejną pozycją staje się matką, kolejnych cudownych bohaterów literackich (szczególnie męskich), którzy mimo swojego wewnętrznego zniszczenia są fascynujący i nieziemscy. Tak, nieziemski to najlepsze określenie jej bohaterów, nie ukrywam, że z chęcią spotkałabym któregoś z nich. Dobra, przestaje już marzyć.

Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który z potwierdzonych informacji wciąga jeszcze bardziej i co gorsza kończy się okrutnym cliffhangerem. Zastanawiam się teraz czy rzucić się na kolejną część i potem nie czekając na polskie tłumaczenie na następną, czy jednak wytrwać i czekać. Coż, to jeszcze do ustalenia i narazie staram się o tym nie myśleć, chociaż kuszą. 

Końcem końców polecam tę serię, jak i inne książki tej autorki. Naprawdę warto, są to idealne pozycje do pełnego odprężenia, ale też musicie być przygotowani na całkowite pochłonięcie ze świata zewnętrznego.

Laure


copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com